Chapter 10

10 2 0
                                    

Biegniemy przez łysą dolinę, zerkając jedynie na księżyc. Dzisiejsza noc jest dosyć jasna, na szczęście możemy bez problemu odczytać mapę i wiemy, dokąd iść. Mam jedynie nadzieję, że zdążymy dostać się do pola namiotowego przed wyruszeniem armii na rzeź... Może uda się rozwiązać to pokojowo?

- Zróbmy przerwę... - prosi Clara, dysząc. - I tak nadrobiliśmy już kawał drogi. 

- W porządku... - odpowiada Jake. Zatrzymujemy się pod stabilnie wyglądającą półką skalną, która - tak nam się wydaje - robi za idealne schronienie. 

- Stopy mi chyba odmarzły... - powinnam wziąć cieplejsze skarpety. 

- Myślicie, że John tym razem jest po naszej stronie? - pyta Jake.

- Wydaje mi się, że od zawsze był. Po prostu się bał... - mruczy Clara.

- Ale przecież byłaś zła, że przez niego porwali twoją siostrę... - chłopak poprawia rękawy swojej kurtki i siada obok brunetki.

- No tak, ale chyba go rozumiem. Nie chciał, żeby ich złapali, ale jak mógłby im pomóc, gdyby był martwy?

- A jak im pomaga? - wtrącam, czując, że nie opanuję już wybuchu złości. - Czemu ty zawsze widzisz w każdym same plusy?

- A czemu ty ciągle widzisz same minusy? Kiedyś taka nie byłaś! Jeszcze miesiąc temu byłaś dobrym człowiekiem, a teraz? Co ci się stało?!

- Że niby nie jestem już dobrym człowiekiem? Uważasz, że jestem kimś złym? Bo nie ufam wampirom, które wpakowały naszą rodzinę w kłopoty?! Bo nie cierpię tych, którzy chcą naszej krzywdy?! Clara, czy ty siebie słyszysz?! 

- Uspokój się, Juliette. Ona ma rację... Co do Louisa, mogłaś mu nie ufać, ale John pomógł nam i ochronił przed Wielką Radą. Ostrzegł nas.

- Zaraz po tym jak nasłał ich na nas! Wy tego nie widzicie?! 

- A co ty widzisz?! - wybucha Clara. Już dawno tak ostro nie wymieniałyśmy między sobą zdań... - Żal mi cię! Pewnie w ogóle nie śpisz po nocach, bo myślisz tylko o tym, że KAŻDY chce naszej zguby i że dosłownie WSZYSCY są po stronie Wielkiej Rady! Nie zadawaj się lepiej ze mną i Jake'iem. Może my też jesteśmy z nimi?

- Jak możesz tak mówić? Od samego początku troszczę się o was i wszystko dokładnie sprawdzam, abyście wy nie musieli się martwić i nie spać po nocach! Nie odzywajcie się już do mnie! Ja idę dalej, a wy róbcie, co chcecie! - wstaję, zakładam plecak na ramię i idę dalej, wzdłuż osuwiska. Nie oglądam się za siebie, nie obchodzi mnie, czy oni idą, czy nie. Na chwilę widok zostaje rozmazany przez dużą łzę, ale szybko ją strącam i idę dalej, prostując się.

Chłód grudniowej nocy przebija mnie na wylot. Nawet ciepłe ubrania pod spodem, ocieplane kozaki i futerkowy płaszcz nie dają należytej ochrony przed zimnem. Marzę, aby usiąść przy skrzącym się ognisku i zasnąć otulona grubym, milutkim kocem. Jestem już naprawdę zmęczona, powieki mimowolnie nasuwają mi się na oczy, nogi odmawiają posłuszeństwa. 

Czy oni podążają za mną? Nie chcę się odwracać, żeby nie dać im tej satysfakcji, ale... Zaczynam się bać. Oddalam się coraz bardziej od miejsca rozdzielenia i jeśli oni zostali, za chwilę będę już całkiem sama. Jestem wściekła. To takie niesprawiedliwe! Do tej pory martwiłam się przede wszystkim naszą rodziną, Jerrym oraz Clarą i Jake'iem, o sobie myślałam najmniej. A oni wysuwają z tego takie beznadziejne wnioski!

- Poczekaj... - głos Jake'a wydobywa się gdzieś niedaleko za moimi plecami. Czuję ulgę, że są ze mną. Jesteśmy na siebie skazani, musimy trzymać się razem, choćby nie wiem co. 

Blask Świtu: Książę Ciemności ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz