Chapter 4

11 4 0
                                    


Siedzę na fotelu i rozcieram sobie przedramię, wycierając łzę z lewego policzka. Mrugam szybko, żeby pozbyć się nadmiaru wody w oczach. Powstrzymuję szloch.

Wujek James krąży niespokojnie po pokoju. Ciocia Adeline siedzi na drugim końcu kanapy. Rodzice Clary i moi rodzice zajmują miejsca przy stole, natomiast dziadkowie stoją w wejściu.

— To potwory! — wybucha mama. Ciocia Adeline kiwa energicznie głową.

— Co się stało? — do pomieszczenia rytmicznie wkracza Stan. Gdy zauważa moją minę, zatrzymuje się, a uśmiech znika z jego twarzy. — Co jest...

— Wszczepili jej coś, co miało pokazać, jaki ból towarzyszy umieraniu. — oznajmia wujek William. — Trwało to kilkanaście minut. Tak zwana symulacja.

— To zaszło za daleko. — wybucha w końcu tata. — Musimy z nimi porozmawiać...

Nagle ciszę przerywa donośny dźwięk dzwonka do drzwi. Wszyscy wyglądają, jakby nadeszło najgorsze. Drżę niespokojnie, mój wzrok ląduje ku wejściu, w którym pojawia się Ron. Sam. Tym razem nie ma przy nim Grace. Chłopak przygląda mi się z lekkim lękiem, potem rzuca spojrzenie tacie.

— Otwórzcie, to ktoś z Rady. — szepcze drętwo.

Przebiegają mnie ciarki. Po co przyszli? Po mnie? Chcą mnie już zabrać i zamknąć w jakiejś izolatce? Będzie więcej symulacji? Mam dość. To ewidentnie zaszło za daleko.
Moje oczy napełniają się łzami, znowu.

Tata i wujek William znikają w ciemnym wejściu. Tuż po chwili słychać skrzypienie wrót wejściowych, a potem mocny trzask.

— Idą tu. Będą za trzy sekundy. — oznajmia szybko Ron, stając obok mnie. Mama przygryza ze złości wargę, natomiast jej siostra, ciocia Hazel i Stan zbliżają się szybko do nas.

Do pomieszczenia wkracza Louis ubrany w złoty płaszcz z czerwonymi wykończeniami. W prawej ręce trzyma laskę zdobioną rubinami. Za nim wchodzą tata i wujek William. Obydwoje patrzą w podłogę. Blondyn podchodzi do stołu i kładzie dłoń na oparciu jednego z krzeseł.

— Juliette, Panie i Panowie... — wita się uprzejmie, lekko pochylając głowę. Z tej strony jeszcze go nie znałam, zazwyczaj był arogancki i nieuprzejmy.

Ból w mojej głowie narasta, zamykam szybko oczy. Nadal czuję to wszystko, tym razem jak przez mgłę, ale ciągle jest to tak samo bolesne. Spoglądam ponownie na Louisa.

— Czego chcesz? Już dość skrzywdziliście moją córkę. — wybucha w końcu tata. Członek Rady nie obraża się, nie widzę w nim żadnej złości, tylko głębokie przemyślenia.

— Tak, to już wiem. Sam przy tym byłem, ale nie mogłem niczego zrobić. Chester, taka moja rola. O wszystkim decyduje Benjamin i każdy wybryk może kosztować mnie życiem, więc nie przeszkodziłem w niczym. — jego głos jest spokojny, choć bez wszelkich uczuć. Mama jednak kruszeje, a w jej oczach pojawia się wdzięczność. Tylko dlaczego? Przecież dopiero co sam powiedział, że nie pomógł, bo bał się o siebie.

— W takim razie co tu robisz? — pyta twardo James, robiąc krok do przodu. Teraz stoją twarzą w twarz, choć Louis jest nieco wyższy. Blondyn nie okazuje jednak żadnego dyskomfortu.

— Juliette musi uciekać. Jake i Clara też... Benjamin zaszedł za daleko i na tym się nie skończy, uprzedzam. Juliette i Jake są w niebezpieczeństwie, a Clara jest zagrożona. — Louis rzuca mi krótkie spojrzenie. Jedyne tego wieczoru...

— Dlaczego nam to mówisz? Nie jesteś po jego stronie? — wtrąca ciocia Adeline. — Czy po prostu sprawdzasz naszą wierność?

— Według mnie powinieneś zachować te rady dla siebie i wynosić się stąd. — dodaje babcia. — Jeszcze tylko nieszczęścia nam narobisz.

Blask Świtu: Książę Ciemności ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz