Rabastan Lestrange czuł, że ma wszystko.
Rodzinę, która liczy się w magicznym świecie. Pieniądze odłożone przez rodziców w jego skrytce w Banku Gringotta, by po szkole nie musiał kalać się pracą, ale od razu mógł zacząć działać w szeregach zwolenników Czarnego Pana. Znaczącą pozycję i szacunek pośród swoich szkolnych kolegów. Wolność od starszego brata, który skończył już Hogwart, a Rabastan przejął po nim schedę i teraz to on rządził i dzielił na szkolnych korytarzach.
No i piękną dziewczynę. Cecylia Coxshall wywodziła się z szanowanego rodu z tradycjami, status jej krwi nie budził wątpliwości, a rodzice nie ukrywali swojego poparcia dla idei krzewionych przez Czarnego Pana.
Idealna dziewczyna, która miała być jego i tylko jego już na zawsze.
Tak, Rabastan Lestrange czuł się jak pan i władca, kiedy rozsiadł się wygodnie w jednym z przedziałów ekspresu mknącego do Hogwartu, a cała uwaga towarzyszących mu osób skupiła się na nim.
— Te pierwszoroczniaki są coraz głupsze. Wmówiłem im, że jak dadzą mi po dwa galeony, to Tiara Przydziału nie przydzieli ich do Slytherinu.
Odpowiedział mu donośny śmiech, wyraz aprobaty i podziwu, który pompował jego ego do granic możliwości.
— I co, masz te galeony? — zapytała Lysandra Rosier, okręcając na różdżce kosmyk swoich jasnych włosów.
— Pewnie — Rabastan sięgnął do kieszeni i wyjął garść monet, prezentując je niczym trofeum — Przecież mówię, że te pierwszoroczniaki to banda kretynów. Ta szkoła schodzi na psy.
W przedziale znów rozległ się śmiech. Jedynie siedzącej przy oknie Cecylii cała ta sytuacja zupełnie nie bawiła. Nie brała udziału w rozmowie, skupiając się na krajobrazie przewijającym się za oknem.
— Cecylia, nie powiedziałaś jeszcze jak tam twoje wakacje.
Wywołana do odpowiedzi przez Lysandrę, Cecylia odwróciła się od okna. Starała się, by z jej twarzy zniknął wyraz zażenowania, który towarzyszył jej od początku podróży. Dla niej zachowanie Rabastna wołało o pomstę do nieba, a nie o wyrazy zachwytu.
— Było...
— Ja i Cecylia mieliśmy bardzo udane wakacje — chłopak wszedł jej w słowo i otoczył swoim ramieniem. Cecylia miała ochotę odsunąć się od niego, ale wiedziała, że nie może tego zrobić. Musiała znosić go przez całe wakacje i wiele wskazywało na to, że w szkole chłopak też nie da jej spokoju.
— Tak ładnie razem wyglądacie... — Lysandra popatrzyła na nich rozmarzonym wzrokiem, a Cecylia spuściła głowę i jej wzrok padł na srebrną bransoletkę, zdobiącą nadgarstek. Pierwszy prezent od Rabastana. Symbol uczciwości. Za rok podczas zaręczyn dostanie pierścionek, który oznaczać będzie miłość. A w dzień ślubu naszyjnik, który zaświadczy o wierności chłopaka. I tak dopełni się dawny zwyczaj trzech podarków dla wybranki serca.
W opowieściach matki to wszystko brzmiało tak pięknie. W rzeczywistości miało tylko zaświadczyć o pozycji i majętności rodziny, do której miała wstąpić. Z uczciwością, miłością i wiernością Rabastan miał niewiele wspólnego.
— Ej, my też ładnie razem wyglądamy — głos siedzącego obok Lysandry Regulusa Blacka wyrwał Cecylię z zamyślenia. Regulus objął dziewczynę w talii, na co blondynka zachichotała — I też mieliśmy udane wakacje.
Cecylia patrząc na przyjaciółkę poczuła ukłucie zazdrości. Lysandra, w przeciwieństwie do niej była zadowolona z wyboru rodziców co do przyszłego męża. Tak po ludzku lubili się z Regulusem i rzeczywiście do siebie pasowali. Było wielce prawdopodobne, że nawet bez umowy zawartej przez obie rodziny, zbliżyliby się do siebie. Lysandra nie raz jej się zwierzała, że jej myśli krążą wokół Regulusa i ich przyszłego wspólnego życia.
CZYTASZ
Bezwonna Amortencja {czasy Huncwotów} (Zawieszone)
FanfictionZaplanowane przez rodziców życie, zaborczy chłopak, lekcje eliksirów. I jedno pytanie, na które Cecylia Coxshall, uczennica szóstego roku, będzie próbowała znaleźć odpowiedź. Czy Amortencja może nie mieć zapachu? ~*~ Całe uniwersum HP należy do J.K...