two

1.7K 194 100
                                    

Choi szedł przed siebie korytarzem akademika, momentami mijając jakichś jego mieszkańców. Był na tyle przejęty spotkaniem ze swoją dawną sympatią, że całkowicie nie zwracał uwagi na potrącanych przez siebie ludzi, ani Hongjoonga wołającego za nim.

— Ja pierdole — przeklnął pod nosem, zatrzymując się i odwracając w stronę nadal wołającego przyjaciela.

— Jesteś blady jak ściana — odparł starszy — Dobrze się czujesz?

Z początku San nie potrafił sklecić żadnego sensownego zdania, a wszystko mieszało mu się w głowie jak jeszcze nigdy. Wziął wpierw kilka głębokich wdechów, po czym podszedł do jednego z okien i oparł się o parapet, wzdychając ciężko.

— Spotkałem Wooyounga — mruknął pod nosem, przez co Kim skrzywił się, posyłając mu pytające spojrzenie, które nie umknęło młodszemu — Moim współlokatorem jest Wooyoung! Szczęśliwy? — powtórzył tym razem głośniej.

—Czekaj, czekaj. Ten Wooyoung? Ten, który tak z dupy zostawił Cię samego?

— Tak, ten — dodał. Wyrzucił ręce w powietrze, jakby próbując coś powiedzieć, ale kolejny raz słowa ugrzęzły mu w gardle, a on tylko oparł łokcie na tym samym parapecie i schował twarz w dłonie, po czym jęknął niemal w rozpaczy — Stary, błagam, zamieńmy się! Nie mogę być z nim w jednym pokoju.

— Nie chcę cię martwić, ale babka z recepcji już sobie poszła, więc chyba jesteś skazany na niego przynajmniej do jutra.

— Nie załamuj mnie — wyszeptał.

— Hej, idę właśnie na fajkę do ogrodu z chłopakami mieszkającymi obok — powiedział starszy, klepiąc przyjaciela po plecach — Chodź ze mną. Musisz się uspokoić, bo Ci pikawa wyskoczy.

— To tutaj jest ogród?

— Z tego co mi mówili, to jest też skatepark i jakiś park po drugiej stronie ulicy, a w pobliżu są świetne bary — uśmiechnął się — Mieszkają tu już drugi rok, więc dobrze znać kogoś ogarniającego teren.

— Idziemy — odparł Choi, ruszając w kierunku windy. Był już niemal październik, a na dworze zaczęło robić się już powoli ciemno, jednakże nie przeszkadzało to nikomu z uwagi na dobre oświetlenie dookoła budynku.

Postanowili wyjść tylnymi drzwiami, które prowadziły do ogrodu, jak i do parku. Ogródek nie był duży. Kamienista ścieżka, dużo drzew i przeróżnych kwiatów, o które dbały panie sprzątające oraz kilka ławek ustawionych w niektórych miejscach. Mimo że nadal było widno, latarnie świeciły już jaskrawym, białym światłem.

Na jednej z ławek siedziała trójka chłopaków, wesoło rozmawiająca ze sobą, a zauważywszy ich San i Hongjoong podeszli bliżej witając się.

— San, miło Cię znowu widzieć — odparł czerwonowłosy, uśmiechając się szeroko w jego stronę.

— Wy się znacie? — zapytał Kim, spoglądając z jednego na drugiego.

— Yuta pomógł mi z bagażami — odpowiedział Choi.

— Ach, to jest Jungwoo — wzkazał na blondyna w za dużej bluzie i krótkich spodenkach, zupełnie nieprzejmującego się jesiennym chłodem — A to Mark — tym razem skierował wzrok na chłopca w czerwonej bluzie i dresowych spodniach siedzącego beztrosko na kamieniach z gitarą w ręce, brzdąkającego nieznaną nikomu melodię.

— Cześć — odparł nieśmiało.

— Palisz? — Japończyk wyciągnął paczkę papierosów z kieszeni kurtki i podał ją blondynowi, który bez słowa wyciągnął jednego wraz z zapalniczką.

— Okazjonalnie — powiedział San.

— Jest okazja — starszy wyciągnął rękę z papierosami w jego stronę, w międzyczasie odpalając swojego. Po chwili zawahania się czarnowłosy wziął również swojego papierosa, następnie podając paczkę przyjacielowi, a samemu zapalił go, wciągając uzależniający dym do płuc.

San usiadł obok Nakamoto, zaciągając się kolejny raz. Chłopcy rozmawiali ze sobą, jakby znali się od lat, a nie kilku godzin i nie było między nimi najmniejszych barier.

— Ty zawsze taki małomówny? — zwrócił młodszemu uwagę starszy Kim.

— Nie mam dzisiaj humoru.

— Coś się stało? Wcześniej wydawałeś się w dobrym humorze — dodał Yuta.

— Wylądował w pokoju z byłym — zaśmiał się Hong.

— To nie jest mój były — rzucił.

— A któż to taki? — kontynuował blondyn, rzucając dopaloną fajkę na ziemię.

— Jung Wooyoung — powiedział Hongjoong, dopalając swojego papierosa i rzucając go niedaleko tego, drugiego chłopaka.

— Zamknij się — warknął Choi. Słysząc dane imię, jasnowłosy aż zakrztusił się dymem. Znał tego chłopaka aż za dobrze.

— Czarne włosy, średniego wzrostu z pieprzykiem pod okiem? — zapytał.

— Tak? Znasz go?

— Chodził ze mną i Markiem do szkoły — rzekł - Jak to się stało, że cię zostawił? O ile mogę wiedzieć, oczywiście.

Tak spędzili kolejne kilka minut, słuchając miłosnej historii Sana i Wooyounga, podczas gdy na dworze zrobiło się już całkiem ciemno i porządnie zimno, a zimne powietrze zaczęło wywoływać dreszcze nawet u Jungwoo.

— Chyba najwyższa pora wracać — odezwał się wreszcie Lee, zarzucając na głowę kaptur.

— Powodzenia z byłym — Nakamoto na pożegnanie poklepał go w plecy, dodając mu otuchy, po czym całą grupą wrócili do akademika, rozchodząc się do swoich pokoi.

Nim San wszedł do środka, musiał zebrać się w sobie, więc wziął kilka głębokich wdechów i bez wahania otworzył drzwi, od razu stając jak wryty widząc półnagiego chłopaka.

— P-przepraszam - wyjąkał, starając się uniknąć spoglądania na młodszego.

— Uspokój się — parsknął zażenowany Jung — Chłopaka bez koszulki nie widziałeś?

Widocznie czarnowłosy był świeżo po prysznicu, gdyż jego włosy były nadal mokre, a na łóżku leżał ręcznik, który zaraz chwycił i zaniósł do łazienki, gdzie powiesił go na jednym z wieszaków.

Nie chcąc już się w żaden sposób odzywać, Choi dorwał się do swojej walizki i wyciągnął z niej potrzebne rzeczy. Wszedł do łazienki i na wszelki wypadek zamknął drzwi na klucz.

Wziął niezbyt szybki prysznic, podczas którego próbował ze wszystkich sił się uspokoić po widoku wyrzeźbionego torsu swojego byłego ukochanego. Czyżby po wyjeździe zaczął ćwiczyć? - pomyślał.
Jednak przegonił szybko tę wizję i dokończył mycie się.

Wysuszony i w pełni ubrany wypełznął po cichu z łazienki. W pokoju zastał zaświeconą jedynie nocną lampkę i przysypiającego już chłopaka z telefonem w ręku, który niewiele później odłożył na szafkę, uprzednio podłączając do ładowarki.

San zdążył już ogarnąć swoje rzeczy z minionego dnia i położyć się w łóżku, podczas gdy Wooyoung przez ten czas wpatrywał się chwilę w sufit, aby później odwrócić się plecami do Sana, zakopując bardziej w pościeli.

Choi zgasił jedyne źródło światła i sam zakrył się kołdrą. Zastanawiał się, czy może odezwać się w jakiś sposób do drugiego, bo ta niezręczna cisza niemal go przytłaczała.
Ostatecznie postanowił.

— Dobranoc — odparł, czekając na jakąkolwiek odpowiedź ze strony Junga.

— Dobranoc — powiedział w końcu drugi, śpiącym głosem.

DEFINITION OF LOVE | woosan[2] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz