seven

1.5K 160 88
                                    

Dużo osób mówi, że poranki są ciężkie. Nic się nie chce i najlepiej nie wstawałoby się z łóżka. To fakt, ale wyobraźcie sobie, że dodatkowo budzicie się z kacem stulecia, a wasza głowa wydaje się, jakby miała za chwilę eksplodować.

O tak, tak właśnie w tym momencie czuł się Jung Wooyoung, który jeszcze nawet nie rozpoczął roku akademickiego, a już zdążył zachlać pałę do tego stopnia, że biedny San musiał zbierać go z podłogi i w dodatku ucierpiały jego buty.

Było już chwilę po południu, a słońce wyraźnie przebijało się przez brzydkie zasłony ich akademickiego pokoju, tym sam świecąc skacowanemu chłopakowi prosto w oczy.
Oh, gdyby tylko miał siłę obrócić się twarzą do ściany. Niestety ból głowy był na tyle silny, że nawet najmniejsze poruszenie nią wywoływało u niego mdłości.

Jednakże podołał się na otworzenie oczu, od razu tego żałując. Zdołał jedynie zobaczyć zamazaną posturę Sana siedzącego na łóżku.

— Wow, któż to raczył się obudzić — powiedział starszy bardziej do siebie, nie przerywając rysowania. Czarnowłosy natomiast stęknął jedynie w odpowiedzi, a Choi odłożył swój zeszyt na łóżko, po czym jak gdyby nigdy nic wyszedł z pokoju, nie mając ochoty na konfrontację z i tak niczego niepamiętającym już z wczorajszego wieczora Wooyoungiem.

Na korytarzu minął grupkę dziewczyn bacznie obserwujących go i kilka pojedynczych osób, które na oczy widział pierwszy raz.

Dotarł do windy, po czym wjechał na czwarte piętro, szukając pokoju Hongjoonga, który znajdował się na samym końcu sporego korytarza. Stanął przed drzwiami z widniejącym na nich numerkiem sześćdziesiąt jeden i uprzednio pukając, wszedł do środka.

Niemalże od razu rzucił się na niezaścielone łóżko swojego przyjaciela, a gdy przypomniał sobie o pożyczonym wieczorem samochodzie, wygrzebał z kieszeni bluzy klucze, wyciągając je w kierunku chłopaka.

— Zwracam — bąknął pod nosem. Jego zły humor nie umknął jednakże uwadze czerwonowłosemu, który już sekundę później siedział obok niego z przybraną pozą jakiegoś terapeuty.

— Pimpek, idę po kawę. Chcesz też? — odezwał się Hyunjin tuż po wyjściu łazienki. Odrzucił na łóżko trzymany w dłoni ręcznik i uśmiechnął się pogodnie w stronę swojego współlokatora i jego przyjaciela.

— Chętnie — odpowiedział mu Kim — Mógłbyś zrobić też dla Sana?

— Dwie kawusie, robi się — po czym zniknął za drzwiami pokoju, pozostawiając chłopców samych.

— Pimpek? — spojrzał na niego prześmiewczo Choi.

— Długa historia. Powiedz mi, co Cię trapi — Joong oparł się o ścianę, przypatrując uważnie młodszemu. Słońce świeciło mu prosto w oczy, co wcale mu nie pomagało.

— Jung Wooyoung mnie trapi — warknął San, siadając.

— Znowu coś Ci zrobił? Albo powiedział coś niefajnego?

— Niby nie, nasze stosunki nadal są takie same, a ja staram się unikać go tak często, jak tylko mogę - westchnął, w międzyczasie przeczesując dłonią włosy.

— Więc co z nim, skoro i tak ciągle go unikasz?

— Nie wiem, jak on to robi, ale samym swoim bytem doprowadza mnie do szału. Jakoś tak, nie wiem, ale za każdym razem jak na niego patrzę, to wracają wszystkie te wspomnienia sprzed dwóch lat — Choi spojrzał na przyjaciela niepewnie — Odkąd go zobaczyłem, przyłapuję się na myśleniu, co byłoby, gdyby Seonghwa nigdy go nie zranił, a Yeosang nadal by żył.

— Cóż, pewnie nigdy nie bylibyście razem — odezwał się starszy — Lub nigdy nie poznali.

— Szczerze... Nigdy nie rozmawialiśmy na temat naszego związku. W sensie wiesz — chłopak poprawił się na łóżku, aby było mu wygodniej i kontynuował — Jakoś nigdy nie poruszyliśmy tematu, aby stać się parą tak oficjalnie. Znaczy, chciałem mu o tym powiedzieć, ale nigdy nie zdążyłem.

Do pokoju wszedł Hwang z tacą i trzema kubkami na niej. Podał po jednym każdemu z nich i przysiadł na swojej pościeli, wkładając do uszu słuchawki, aby dać tamtym, chociaż odrobinę prywatności.

— Tamta sytuacja była ostro pokurwiona — stwierdził Hongjoong, biorąc łyka gorącego napoju — Ej, po co był ci potrzebny mój samochód?

— Oh, to bardzo ciekawa historia o tym, jak wspaniały i niesamowity Wooyoung — mówił z wyraźną nutą sarkazmu, starając się nie rozlać kawy przy jego żywej gestykulacji — Schlał się do upadłego i wypisywał do mnie jakimś pijackim szyfrem, że muszę po niego przyjechać, bo jest zbyt najebany, żeby wrócić do akademika.

— I ty jak ostatni debil w podskokach pobiegłeś po mój samochód, żeby zawieźć jego schlany tyłek na miejsce?

— Tak, dokładnie tak było.

— Jesteś głupi — parsknął Kim.

— Co ja poradzę, że mam miękkie serce?! — uniósł się Choi, następnie biorąc łyk kawy.

— Oj tam, Sannie. Doceniam to.

— Jest coś jeszcze, co mnie dręczy — San spuścił wzrok na kolorowy kubek w swoich dłoniach.

— Co takiego?

— Pocałował mnie i zwymiotował mi na buty — słysząc tak absurdalnie śmieszną, chociaż może i nie, rzecz chłopak zakrztusił się kawą, tym samym parząc sobie język, jak i przełyk.

— Boże, co? — wydukał.

— To, co słyszysz. Dzisiaj już pewnie nawet nie pamięta nic z wczorajszej nocy.

— Okej, musicie pogadać. Na poważnie i szczerze, bez rzucania sobie do gardeł — odparł ledwo czerwonowłosy, wachlując sobie dłonią język.

— Co to da?

— Może trochę złagodnieje — dodał — Może też, hmm... spróbujcie się dogadać. Przynajmniej do końca roku. W przyszłym może zmienią wam pokoje.

— To może być ciężkie do wykonania, aczkolwiek twoje słowo jest święte Hongjoong. Muszę spróbować.

_________

jeśli widzicie jakieś błędy to mnie śmiało poprawiajcie, bo piszę to w nocy zmęczona i mi mogą umknąć like serio

jak wam minęły/mija ta resztka wakacji?

nie śpię od 4, a w dodatku robię remont i zdycham

DEFINITION OF LOVE | woosan[2] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz