5

415 43 19
                                    

✧゚・: *— W tę letnią noc, gdy na niebie nie było ani jednej gwiazdy.—*:・゚✧

   Żółte latarenki ciągnęły się łagodnym zawijasem. Słońce wyglądało już tylko czubeczkiem zza horyzontu, malując niebo pastelowymi odcieniami błękitu, różu i pomarańczu, a i kilka kolorowych chmurek sunęło powoli, niczym puchate łabędzie po gładkim jeziorze. Jisung westchnął głęboko, delektując się odrobinę chłodniejszym powietrzem, jednocześnie wsuwając dłonie do kieszeni. Zapadał urokliwy wieczór, a Han miał wrażenie, że absolutnie wszystkie siły zmówiły i zmusiły się, żeby stworzyć niepowtarzalną, urokliwą atmosferę.
- Dokąd chcemy iść? - zapytał, przerywając bardzo króciutką chwilę ciszy. Z Chanem zawsze miał temat do rozmowy, a nawet jeśli do głowy nie przychodziło absolutnie nic... cisza była równie komfortowa.
- Gdzieś, gdzie można dobrze zjeść i się napić - mruknął Chan, maszerując energicznym krokiem po chodniku. Zaczesał jasną, kręconą czuprynę do tyłu i zacisnął wargi w cienką linię, zastanawiając się, jaka restauracja spełnia te wymagania. - Zjadłbym sushi albo grilla - oznajmił, kiwając głową w jedyny dla siebie sposób.
- Może powinniśmy zadzwonić do Felixa?
- On i tak pochłonie wszystko. - Chan zachichotał, sprawiając, że serce Jisunga na kilka chwil rozpłynęło się pod wpływem nagłego uderzenia gorącem.
- Mogliśmy w sumie powiedzieć, żeby nam coś ugotował. - Han wzruszył ramionami, wzdychając cichutko. Mogło się wydawać, że roztargniony Lix miał marne szanse na odnalezienie swojej pasji w dziedzinie kulinarnej, jednak tak naprawdę był świetnym kucharzem, a jego lamingtony mogły rywalizować z tymi babci Jisunga. Chan opowiadał, że czasem, gdy blondyn zaeksperymentuje w kuchni, na drugi dzień przynosi to do pracy, dzieląc się z innymi pracownikami basenu. Podobno tylko raz nie było tak dobre, jak się wszystkim wydawało, a i tak nikomu nawet przez myśl nie przyszło, żeby narzekać.
- Jego kuchnię mam prawie na co dzień. Poza tym... naszła mnie ogromna ochota na jedzenie z restauracji. Jakiś fast-food czy coś... - Jisung westchnął na te słowa. Ostatecznie też miał ochotę na tanie piwo i zapychanie się mało zdrowym jedzeniem, jednak najważniejsze było, aby robić to z przyjaciółmi.

   Han spojrzał w chmury, które powolutku mknęły po niebie, ostatnie złocisto-brzoskwiniowe promienie padające na dachy budynków miasteczka oraz rozłożyste, zielone korony drzew. Kilka jerzyków mknęło pomiędzy tlącymi się latarniami, łapiąc komary, a serce Jisunga raz po raz trzepotało, niczym ich skrzydełka.
- To może pójdziemy do Claire's? Tęskniłem za kurczakiem teriyaki z tej knajpy. - Han wsunął dłonie do kieszeni spodni, kątem oka spoglądając na Chana, który maszerował z delikatnym uśmiechem na ustach. Zupełnie, jakby cieszył się tą chwilą równie mocno co Jisung.
- Aaa! Narobiłeś mi smaka - starszy westchnął głęboko, by zaraz zaśmiać się niezręcznie, a zarazem tak bardzo typowo dla siebie. - Mięsko, mięsko, mięsko - mruczał pod nosem, przeciągając samogłoski. Brzmiał jak podekscytowane, małe dziecko, a była to jedna z tych cech, która chwytała serce szatyna i ściskała tak mocno, jak tylko można sobie wyobrazić.
- Najpierw musimy poczekać na Lixa. - Po tych słowach Hana, z ust Chana wydostało się głośne jęknięcie niezadowolenia, jednak kultura wymaga, żeby poczekać na przyjaciela.

***

     Czekając na Felixa, dwójka chłopców usiadła w zacisznym kątku restauracji, sącząc lekkiego drinka. Jisung postawił na odświeżające mojito, które popijał poprzez zimną, metalową słomkę. Słuchał właśnie, jak Chan opowiadał kilka zabawnych historii, których nie miał okazji przekazać młodszemu przez internet, a młodszy to zwyczajnie uwielbiał. Kochał, gdy blondyn z zachwytem dziecka mówił o przeszłych wydarzeniach, śmiejąc się i chichocząc. Jego oczy układały się wtedy w dwa radosne półksiężyce, a uśmiech rozpraszał wszelką ciemność.
Han westchnął głęboko, nie mogąc do końca skupić się na historii. Myśli jakby na złość zaczęły kręcić się wokół słów Felixa - " Po prostu mu to powiedz. Jeśli cię odrzuci... to trudno.", a ilekroć postanawiał, że może to dobry moment, słowa grzęzły w gardle. Dlatego siedział, jednym uchem wpuszczając opowieść Chana, a drugim uchem ją wyrzucając. Nie wiedział, czy to dobry moment, jednak byli sam na sam, a jeśli blondyn odrzuci jego uczucia, zaraz zjawi się tu Lix z gotowym ramieniem do wypłakania się... szatyn miał jednak nadzieję, że nie będzie ono potrzebne. Nabrał powietrza w płuca, układając jakiekolwiek sensowne, logiczne i zgrabne zdanie, jakie tylko mógł wymyślić. Aczkolwiek, gdy tylko przyszło do wydania jakiegokolwiek dźwięku, z ust chłopaka nie wypadło absolutnie nic.
- Ten chłopak, Hyunjin... gdybyś go widział na tych zawodach... świetnie pływa. - Jisung otrząsnął nagle głowę z myśli, kojarząc skądś to imię, które w mgnieniu oka ściągnęło go na ziemię.
- Hyunjin? - mruknął, mrużąc oczy, nie do końca pamiętając, kim był wspomniany chłopak.
- Nah, słuchałeś mnie w ogóle? - Chan westchnął, krzyżując ramiona, aby udać, iż się gniewa, choć w rzeczywistości w ogóle nie miał za złe drobnego roztargnienia. Han zaś nie chciał się przyznać, że nie potrafił skupić myśli na jego słowach. - Niedawno dołączył do drużyny pływackiej taty, wcześniej chodziliśmy razem do gimnazjum... Był młodszy, ale wcześniej poszedł do szkoły - Jisung ściągnął mocniej brwi, próbując przypomnieć sobie cokolwiek. Mruknął cichutko pod nosem imię tego chłopaka, wytężając pamięć na wszelkie możliwe sposoby.
- Hyunjin... - mruknął. - Ten sam Hyunjin, z którym rywalizowałeś we wszelkich szkolnych konkursach? - Chan kiwnął głową, uśmiechając się szeroko. - Książę Hwang Hyunjin w twojej drużynie pływackiej?
- Nie jest moja, tylko mojego taty - zaśmiał się, upijając łyka kolorowego drinka, którego nazwy Jisung nie zapamiętał.
- Jesteś kapitanem, więc możesz nazywać ją swoją - burknął młodszy, odchylając się do tyłu, aby opaść plecami na drewniane oparcie wysokiego krzesła.
- To nie tak działa. - Starszy pociągnął kolejny łyk kolorowego drinka, a Jisung przewrócił oczami, wyczuwając w powietrzu kazanie o odpowiedzialności, jaka spoczywa na barkach kapitana. Zastukał palcami w gruby, drewniany, pociągnięty bejcą blat stołu, przy którym siedzieli. Nad głową dyndał im prowizoryczny żyrandol, stworzony z belki owiniętej ciemnym, grubym kablem, na którego końcu widziała jasna żarówka. Atmosfera tego miejsca doprawdy była wyjątkowa i przywoływała wiele wspomnień, gdy mama Chrisa zabierała ich tu na okazjonalne obiady. Później, gdy już byli starsi, sami tu przychodzili po lekcjach na pływalni.

❈Starry Sky❈ //MinsungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz