2

468 65 6
                                    


✧゚・: * —Tego słonecznego lata, gdy chciałem zjeść z tobą grillowane mięso. —*:・゚✧


    Nocny wiatr rozwichrzył brązowe włosy Jisunga, rozsypując je po czole. Letnie podmuchy mieszały się z głośnym śmiechem Felixa, którego przez te długie, a zarazem szybkie dwa lata brakowało dla Hana. Zwykł słyszeć go przez słuchawki, lecz była to tylko nędzna replika unikatowego, promienistego śmiechu, rozganiającego nawet najgęstsze chmury.

     Przy Lixie, Jisung czuł się znów jak dziecko; jakby odmłodniał kilka lat i znów udawał, że dziwnie wygięty patyk to pistolet, a kot sąsiadki jest groźnym przestępcą. Miał wrażenie, że znów jest sobą sprzed kilku lat, gdy skakał po wąskiej ścieżeczce, uważając, aby przypadkiem nie nastąpić na wąskie pęknięcie pomiędzy kamieniami.
- Uważaj, trawa to lawa! - Krzykną Felix, zupełnie jak kilka lat temu, gdy zwykł krzyczeć, podczas tej zabawy, a Jisung szybko odsunął się od pochyłych, zielonych źdźbeł, by nie dać się nawet smyrnąć. Kiedyś ta zabawa wydawała im się cholernie trudna, gdy ich krótkie nóżki musiały sięgać kolejnych, wypukłych kamieni. A teraz? Teraz była to kaszka z mleczkiem, gdy droga stała się nagle dwa razy krótsza. Jisung pomyślał wtedy, że im starszy się staje, tym wszystko zaczyna pędzić coraz szybciej i szybciej. Miesiące stają się dniami, dni godzinami, godziny minutami, a wszystko galopuje w czarnej gorączce ku rozmazanemu celowi. Han potrzebował zatrzymać czas. Uśpić go na kilka chwil... chociażby spowolnić, by toczył się koło za kołem. A gdzie to zrobi jak nie na słodkich wakacjach u dziadków, gdzie wszystko jest takie magiczne, wyjątkowe i ciekawe?

    Kamienna ścieżka biegła wzdłuż żywopłotu i skręcała przed latarnią, prowadząc na niskie urwisko, gdzie Chan, Felix i Han zwykli bawić się pod pilnym okiem dziadka Jisunga. Na brzegu rosło jedno, chudziutkie drzewo, którego korzenie wyłaziły z ziemi, niczym nitki z poprutego swetra i zwisały, jakoby liany w dżungli. Szatyn ciągle pamiętał, jak Chris huśtał się na nich, by popisać się przed młodszymi kolegami oraz delektować się tym, iż reszta nie może ich dosięgnąć. Potem jeden z nich najczęściej się obrażał, dając początek krótkiej sprzeczce albo małej szturchaninie, która po niedługim czasie kończona była przez dziadka Hana. A gdy już się pogodzili, siadali w bezpiecznej odległości od niestabilnej krawędzi i oglądali zachód słońca nad lazurowym, lśniącym morzem. Był to jedyny moment dnia, w którym chłopcy byli, jak myszki siedzące pod miotełką - cisi, prawie niezauważalni. Ach... szczenięce lata.

    Włosy Jisunga jeszcze raz zostały rozwichrzone przez wieczorny wiatr, a jego czekoladowym oczom ukazało się matowe morze. Słońce zaszło już za horyzont, pozostawiając po sobie tylko świetlistą poświatę, malującą świat w kolorach chłodnego błękitu. Wszystko nagle ucichło, wsłuchując się w koncert zalęgłych pośród traw świerszczy. Nawet fale zamilkły, przyjmując granatowe barwy, a Jisung tylko westchnął, spoglądając w gęste, puszyste chmury. Będzie padało.
- I jak? - Felix usiadł na trawie, jakby nie dbając o to, że jego nowe jeansy zafarbują się na zielono.
- Jak z czym? - Szatyn przycupnął obok, nie odwracając wzroku od granatowego nieba.
- Z Chanem, a z czym? - Han miał wrażenie, że niski głos Felixa obniżył się o jeszcze kilka tonów. Cholera. Kiedy ten dzieciak wyrósł z piskliwego głosiku?
- A bo ja wiem. - Jisung wzruszył ramionami, czując uderzenie gorąca, atakujące ze wszystkich stron. Jego relacja z Chanem nie zmieniała się od wielu lat, składając z przyjaźni, braterstwa i ukrytego uczucia Jisunga, które niczym ptaszek w klatce, próbowało się wydostać przy każdej okazji, świergoląc przy tym żałośnie. Czasem zastanawiał się, czy Chris naprawdę tego nie widzi. Czy on naprawdę nie dostrzega lśniących, wręcz iskrzących się źrenic młodszego na, chociażby wzmiankę o blondynie?
- Czyli nic nie ruszyło. - Felix westchnął ciężko, podciągając kolana pod brodę.
- Jak miało cokolwiek ruszyć, skoro nie widzieliśmy się dwa lata? - Han zaczesał nerwowo włosy do tyłu. Z jednej strony chciał zrzucić na barki przyjaciela cały ten balast niespełnionych uczuć i opiewać wspaniałość Banga, a z drugiej nie chciał o tym rozmawiać.
- No nie wiem. Może w przypływie emocji krzyknąłeś mu teatralne "Chan, kocham cię!", rzucając się mu w ramiona, jak stęskniona kochanka.
- Obudził się w tobie poeta? - Jisung fuknął, unosząc jedną brew, a Lix skrzywił się lekko, kręcąc przy tym głową.
- Nie, ale... to ciągnie się już tak długo, Hannie. - Szatyn westchnął ponownie.

    Powiedział Felixowi o swoich uczuciach już dawno, dawno, dawno w nocy, po wyjściu z Chrisem sam na sam do kina. Było cudownie. Prawie jak na randce. Tylko on i Chan, oglądający horror w kinie. Przerażony, trzęsący się z przerażenia Jisung oraz Bang, który tłamsił wszelkie oznaki strachu, a potem ciepły, pocieszający przytulas. Han nadal pamięta, jak to jest w objęciach starszego. Ciągle potrafi wyobrazić sobie silne, długie ramie, oplatające się wokół jego barka oraz pękate, malinowe usta, szepczące mu do ucha, że wszystko będzie dobrze, a to, co widzą jego oczy, jest fikcją. I za każdym razem, gdy Jisung przypominał to sobie, pękał jak przepompowany balonik, rozsypując się na tysiące kawałków.

    Tak właśnie było tamtej nocy, gdy leżał w łóżku, chlipiąc cicho do poduszki. Czuł się jak naczynie, do którego ktoś wlewa wodę, nie zważając na, to kiedy się przeleje. A w tamtym momencie był jak wodospad, plujący nieodwzajemnionymi uczuciami. Naczynie w końcu przepełniło się, zaczynając rozlewać po trzewiach, ale zamiast ugasić ogromny pożar, nasycało go jeszcze bardziej. Wtedy Han sięgnął po telefon, krytycznie potrzebując powiedzieć komuś o swojej nieszczęśliwej miłości. Właśnie tak Felix dowiedział się wszystkiego.
- Czemu mu po prostu tego nie powiesz? - Blondyn zapytał, a wiatr rozwiał jego jasne włosy we wszystkie strony.
- Czekaj, co? - Jisung spojrzał na przyjaciela, jakby właśnie zaczął bredzić podczas nietrzeźwości umysłu. - Niby czemu miałbym mu to powiedzieć? Chan na pewno nie lubi chłopców, a nie chcę zaprzepaścić naszej przyjaźni. - Głos uniósł mu się o kilka tonów, a słowa wystrzeliwały jak z karabinu maszynowego, atakując uszy Felixa. Na samą myśl, że Chris mógłby dowiedzieć się o tej wielkiej, jednostronnej miłości, Jisungowi robiło się słabo. Nie. To niedorzeczne. Sprawy muszą pozostać takie, jakie są, nawet jeśli serce pali i usycha. - Tylko to mi zostało, a lepsze "nic", niż kompletne nic. - Westchnął cicho, momentalnie pochmurniejąc. Wizja stracenia Chana była zbyt przerażająca.

    Felix zagryzł policzki, patrząc kątem oka na przyjaciela. Zastanawiał się jakim cudem po tylu latach jego miłość nie wygasła; nie odeszła w cień, ustępując innym pięknym osobom. Minęło tyle czasu, a jego uczucie, zamiast słabnąć, zyskuje na sile, rosnąc do niewyobrażalnych rozmiarów. Westchnął w końcu, odwracając wzrok na mętne morze, zdające się zamienić w błękitne lustro, a kolejny, spokojny powiew wiatru rozrzucił złote kosmyki po czole.
- Po prostu mu to powiedz. - Uśmiechnął się blado. - Jeśli cię odrzuci... to trudno.
- Łatwo ci tak mówić - Szatyn prychnął, kręcąc głową.
- Jisung... musisz iść dalej. Nie możesz wiecznie trwać w niepewnym uczuciu. - Felix odwrócił się przodem do przyjaciela, rękę kładąc na jego ramieniu. - Jeśli nie czuje tego samego to trudno, świat się nie zawali, a przynajmniej nie na długo. Upadniesz, ale po jakimś czasie znów pójdziesz dalej, otwierając się na nowe osoby. - Han spoglądał na przyjaciela, któremu oczy lśniły matowym blaskiem. Tak cholernie nie podobało mu się to, co mówił, ale patrząc na te ciemne, błagalne i ciepłe iskierki, wiedział, że Lix chce dla niego jak najlepiej. Nawet jeśli wystawia go przed paszczę lwa. - Powiedz mu to, Jisung. Skąd wiesz, że nie przyjmie twoich uczuć? - Serce Hana drgnęło na te słowa. Spojrzał znów na zatarty horyzont, a pośród chmur dostrzegł siebie... siebie w ramionach Chana, który z delikatnym uśmiechem, całuje czule pucaty policzek młodszego. I choć szatyn często widział taki obraz, gdy rozmarzony zamykał powieki, wizja pośród chmur zdawała mu się zupełnie inna. Taka wyraźna, taka słodka, taka realistyczna i tak blisko opuszka palca. Przyjemne ciepło rozlało się po żołądku starszego, a wizja wyznania Chrisowi swoich uczuć, nagle stała się o wiele mniej dzika.

❈Starry Sky❈ //MinsungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz