𝐏𝐢𝐞𝐫𝐰𝐬𝐳𝐲 𝐫𝐚𝐳

903 60 26
                                    

— Londyn! — do moich uszu dobiegł głośny krzyk Rio. — Jesteś tutaj? — zapytał spokojnie chłopak, a w jego głosie wyraźnie było słychać troskę.

— Tak! — odkrzyknęłam, odrywając się od Denvera oraz wycierając resztki krwi spod mojego nosa.

— Zaraz mają wnieść jedzenie, a więc chodź, bo jesteś potrzebna — powiedział kręconowłosy oraz wyszedł, delikatnie zamykając za sobą drzwi.

Odwróciłam się w stronę wyjścia, powoli stawiając kroki. Kiedy już miałam wychodzić, ponownie spojrzałam w stronę Denvera, lekko kiwając głową i mówiąc cicho „Dziękuję, że jesteś". Przeszłam przez drzwi i nie czekając ani chwili dłużej, szybkim tempem ruszyłam w stronę zakładników.

— Wystąp Arturito, sprawdzimy cię — usłyszałam głos Berlina pozbawiony jakichkolwiek emocji. — Ty też — zwrócił się do Saray, która spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach, a ja gestem ręki kazałam zachować jej spokój.

— W czym jestem ci tutaj potrzebna? — zapytałam oschle przywódcę, kiedy podeszłam blisko niego.

— Jak masz na imię? — zwrócił się do Saavedry, ignorując moje pytanie, co trochę mnie zirytowało.

— Saray — odpowiedziała brunetka, poprawiając swoje włosy, które wpadały jej do oczu.

— Po co mnie tu ściągnąłeś? — syknęłam ponownie do jego ucha i spojrzałam wyczekująco.

— Zaraz przyniosą jedzenie, masz tam stać — powiedział Berlin, wskazując na wcześniej wspomniane miejsce.

— Niech będzie — odrzekłam i ruszyłam po fałszywą broń.

Wręczyłam atrapy Saray oraz dyrektorowi mennicy. Sztokholm podała mi maski takie same jak nasze, które po chwili znalazły się na twarzach zakładników.

— Nałóżcie kaptury — powiedziałam, kiedy staliśmy już przed metalowymi drzwiami, czekając z niecierpliwością, aż w końcu się otworzą. — Saray, wiesz co masz robić? — skierowałam pytanie do brunetki, która przytaknęła głową.

Kiedy wejście do mennicy otworzyło się, wkroczyli mężczyźni ubrani w jaskrawe kamizelki, trzymając w rękach pożywienie oraz leki. Gdy dostawcy przeszli kilka kroków, Berlin uniósł rękę w górę, tym samym pokazując im, aby się zatrzymali. Mężczyźni stanęli w miejscu, a Saray odezwała się dosyć głośno:

— Postawcie paczki na ziemi i powoli się wycofajcie.

Dostawcy pod presją (jaką wywołaliśmy w nich, mierząc do nich z broni bądź atrap) z ostrożnością postawili pudełka na podłodze, lekko przy tym kucając. Mężczyźni już mieli wychodzić, kiedy jeden z zakładników zaczął do nich krzyczeć:

— Zaczekajcie!

Od razu rozpoznałam w tym głosie Arturito. Spojrzałam na niego zirytowana, jednak jego małe przedstawienie nie skończyło się tylko na tym. Rozgorączkowany Román chwycił maskę i zdjął ją z twarzy.

— Jestem tylko zakładnikiem, a dokładniej dyrektorem tej mennicy — powiedział szybko, wpatrując się w mężczyzn. — Nie bójcie się możecie strzelać w. . . — chciał wskazać kogoś z nas, jednak wraz z Berlinem zainterweniowaliśmy w ostatniej chwili oraz zaczęliśmy strzelać w sufit.

Przerażeni dostawcy wybiegli z mennicy, a Helsinki szybko kliknął guzik i drzwi za nimi szybko się zamknęły.

— Co to miało być?! — wrzasnęłam do dyrektora mennicy, ściągając przy tym maskę. — Jesteś naprawdę taki głupi czy tylko takiego udajesz?!

✓ 𝐙𝐀 𝐃𝐀𝐋𝐄𝐊𝐎 denverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz