𝐃𝐞𝐧𝐯𝐞𝐫, 𝐩𝐫𝐳𝐞𝐬𝐭𝐚𝐧

1.1K 64 17
                                    

Stałam przed metalowymi drzwiami między Denverem i Sztokholm. Nałożyliśmy maski oraz szybko wybiegliśmy. Naszym zadaniem było tylko rzucić pieniądze, wystrzelić bez ostrzeżenia, a po całej akcji błyskawicznie wrócić do środka.

Złapałam torbę z banknotami i czekałam na znak, który miał alarmować nas, że możemy wybiec.

— Tokio! — krzyknął przejęty Rio, gdyż dziewczyna wybiegła z pomieszczenia za wcześnie.

Ruszyliśmy za nią, zaczęliśmy strzelać w ziemię, jednak nie przewidzieliśmy, że policjanci również zaczną strzelać i to dodatkowo w nas.

— Nie przerywajcie! — zakomunikowała Nairobi. — Strzelajcie dalej w ziemię! — wrzasnęła dziewczyna, aby nikt nie zrobił żadnego głupstwa.

Strzał za strzałem. Policjanci nie przestawali w nas strzelać. W mennicy rozległy się przestraszone wrzaski zakładników. Jeden z mężczyzn strzelił Denvera w ramię. Nie wytrzymałam, pod wpływem impulsu zaczęłam strzelać w stronę policji. Trafiłam w jednego z przeciwników, którego od razu zabrała karetka. Chwyciłam ostrożnie mojego przyjaciela oraz zaprowadziłam go w bezpieczne miejsce, do środka mennicy. Wszyscy ruszyli za mną, a drzwi zamknęły się, dając nam prawdziwe schronienie.

— Co to miało być? — spytał, aż za spokojnie Berlin, a moje oczy automatycznie zaczęły się szklić.

Nie chciałam nikomu pokazywać mojej słabości, jednak nie udało mi się to, więc pozwoliłam moim łzom się wydostać spod powiek.

— Nie widziałeś?! — ryknęłam zirytowana na mężczyznę. — Strzelili mu w ramię, co miałam innego zrobić?! — zapytałam nieco spokojniej, przytulając rannego przyjaciela, który leżał na ziemi.

— Nie odbiegać od planu i strzelać dalej w ziemię — zaczął tłumaczyć Berlin. — Wziąć Denvera oraz zaprowadzić go do środka — dokończył spokojnie mężczyzna, jednak jego wzrok nie odpowiadał jego głosowi, tęczówki ciemnowłosego wpatrywały się we mnie gniewnie.

— Złamaliście pierwszą zasadę! — krzyknęła Tokio.

— Nic nie złamaliśmy! — krzyknęłam w stronę dziewczyny, bo jej uwaga nieco podniosła moje ciśnienie. — Jesteśmy tylko przyjaciółmi, a ja chciałam mu pomóc! — odkrzyknęłam zirytowana.

— Co tu się stało? Co to za krzyki? — Moskwa podszedł do nas, lustrując każdego uważnym wzorkiem.

— Postrzelili Denvera — powiedziałam, obdarzając go spojrzeniem pełnym niepewności.

— Synu! — ojciec chłopaka podbiegł do niego zatroskany.

— Ktoś z nas musi operować — ogłosił stanowczo Berlin. — Londyn masz do tego rękę i najwidoczniej jesteś bardzo zatroskana Denverem, więc ty się tym zajmiesz — poinformował mężczyzna głosem, nieznoszącym sprzeciwu.

Aby potwierdzić, że rozumiem, pokiwałam głową i wytarłam łzy, które w dalszym ciągu wypływały z moich szarych oczu niczym wodospad.

W ciągu jedne sekundy przypomniałam sobie wszystkie lekcje z Profesorem związane z anatomią. Stałam nad Denverem, który leżał na olbrzymim, drewnianym stole, cicho pojękując z bólu.

— Dziękuję — powiedział cicho, uśmiechając się tak szeroko na ile pozwolił mu nieznośny ból.

W odpowiedzi odwzajemniłam gest chłopaka i szybko chwyciłam skalpel, wpatrując się w telefony zakładników, które obecnie wisiały na ścianach.

— Teraz jesteś księżniczką, która uratowała rycerza — zaśmiał się cicho, a ja obdarzyłam go spojrzeniem.

Delikatnie wyjęłam kulę z ramienia chłopaka i z równie ogromną ostrożnością przejechałam po ranie wacikiem, który był nasączony płynem do dezynfekcji.

✓ 𝐙𝐀 𝐃𝐀𝐋𝐄𝐊𝐎 denverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz