rozdział pisany z perspektywy denvera
Usłyszałem straszny huk, który dobiegał z góry. Nie zwracając uwagi na przerażone krzyki zakładników, szybkim tempem wbiegłem po schodach, prawie się o nie potykając. Berlin właśnie wyszedł z łazienki, lekko się do mnie uśmiechając. Pchnąłem drzwi prowadzące do toalety. Pierwsze co ujrzałem to moja Adelina, która leżała na zimnej posadzce i trzymała w jednej ręce pistolet.
— S-samobójstwo? — zapytałem sam siebie, a po moich policzkach skapywały pojedyncze łzy. — T-to niemożliwe — zacząłem głośno szlochać, jak małe dziecko.
Uklęknąłem przy dziewczynie mojego życia. Złapałem ją za wolną dłoń, którą delikatnie musnąłem moimi wargami.
— Co tu się... — do pomieszczenia weszła Nairobi, jednak kiedy zobaczyła swoją najlepszą przyjaciółkę w takim stanie, oniemiała. — Londyn, Londyn! Denver, błagam, powiedz że to jakiś nieśmieszny żart — dziewczyna spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem.
Delikatnie pokręciłam głową, wskazując na ślady krwi, które znajdywały się wokół mojej dziewczyny.
— To Berlin — rzekłem stanowczo, zaciskając dłonie. — Zajebie sukinsyna! — krzyknąłem zirytowany postępowaniem tego przeklętego tchórza.
Wybiegłem z łazienki, czemu towarzyszyły krzyki Nairobi, która kazała mi się uspokoić. Ruszyłem w stronę gabinetu naszego przywódcy i bez pukania, wparowałem do środka.
— Ty, jebany skurwielu! — wrzasnąłem zirytowany. — Zabiłeś Londyn, zabiłeś ją — moje oczy zaczęły się ponownie szklić. — Jak mogłeś? Dlaczego ona? — pytania wylatywały z moich ust, jak z karabinu.
— Twoja dziewczyna zagrażała naszemu planowi. Wszystko ległoby w gruzach, gdyby... — na twarzy Berlina panował spokój, który również dało się słyszeć w jego przeklętym głosie.
— Nic nie ległoby w gruzach! — ponownie podniosłem głos. — Londyn zagrażała tylko i wyłącznie tobie, a nie nam — moje ręce żyły własnym życiem, nie mogłem nad nimi zapanować. — Z planem byłoby wszystko w porządku! — targały mną same złe emocje, a w szczególności gniew. — Ciekawe jak zareaguje Profesor, kiedy usłyszy tę wiadomość — dodałem, spoglądając z zaciekawieniem w stronę mężczyzny.
— Nie ośmielisz się — Berlin przyłożył mi do czoła pistolet.
— To ty się nie ośmielisz — odpowiedziałam i odpłacając się pięknym za nadobne, również przystawiłem broń do jego czoła.
Wybiegłem z pomieszczenia, dalej mierząc w przywódcę. Skierowałem się do toalety, aby po raz ostatni spojrzeć na Londyn oraz pożegnać się z nią.
— Adelina, zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia, chociaż nigdy nie wierzyłem w takie bzdury — zacząłem, a łzy powoli wydostawały się spod moich powiek. — Kochałem cię i stwierdziłem, że moje życie bez ciebie naprawdę nie ma sensu — klęknąłem przy dziewczynie, cicho płacząc. — Ja chcę być na zawsze z tobą — dodałem szeptem, gładząc ją po zimnym policzku.
— Synu? — rozległ się głos mojego ojca.
— Słucham tato? — zapytałem.
— Nie rób głupstw — odrzekł, stojąc w drzwiach i przypatrując się moim poczynaniom. — Londyn nie chciałaby, abyś umarł przez nią. Wolałaby, abyś wiódł spokojne życie, które sobie na pewno kiedyś ułożysz.
— Wolę umrzeć — odpowiedziałem oraz sięgnąłem po broń, którą Adelina ciągle trzymała w dłoni. — Umrę dla niej i z nią, ale na pewno nie przez nią — dodałem, spoglądając na pistolet. — Przepraszam cię, tato.
Przeprosiny były ostatnią rzeczą którą mój ojciec ode mnie usłyszał, bo później ponownie rozległ się huk i tym razem już nie byłem za daleko.
i tak wszystko stało się tragiczną miłością
authors note
wybaczcie, że tak długo
musieliście czekać na epilog,
ale sama zastanawiałam się
czy w ogóle takowy opublikować,
jednak kiedy zauważyłam, że sami
chcecie zobaczyć reakcję denvera,
postanowiłam napisać co nie co
po raz ostatni w tej książce. życzę
wam miłego dnia!julka ♡
CZYTASZ
✓ 𝐙𝐀 𝐃𝐀𝐋𝐄𝐊𝐎 denver
Random༉‧₊˚✧ 𝐙𝐀 𝐃𝐀𝐋𝐄𝐊𝐎 Londyn to impulsywna nastolatka, która dostaje szansę na lepsze życie podczas swojej przestępczej egzystencji. Jej nadzieją okazuje się być Profesor - cholernie inteligenty mężczyzna, który co chwila poprawia swoje oku...