-Betts, wszystko w porządku? -troskliwy głos Jugheada dobiegł do kobiety jakby zza mgły. Znajdowali w jednym z pomieszczeń na posterunku policji w Nowym Jorku.
-Tak. -pokiwała głową. -Jest pani pewna, że to Bret Weston Waills jest sprawcą?
-Owszem. Mamy na to niezbite dowody. -policjantka podała jej szklankę wody. -Zgłosili się do nas świadkowie, którzy widzieli całą sytuację.
-Świadkowie? -B była przekonana, że nikt nie widział tego zdarzenia.
-Tak. Tydzień temu zgłosiła się do nas para nastolatków. Widzieli jak została pani napadnięta. Nic nie mówili, bali się iść na policję, ale dopadły ich wyrzuty sumienia. Zdecydowali się pomóc.
-Rychło w czas. -prychnął brunet, ledwo trzymając nerwy na wodzy.
-Co teraz? -blondynka spojrzała na policjantkę.
-Pan Weston Waills przebywa już w areszcie. Myślę, że rozprawa sądowa odbędzie się za dwa, może trzy tygodnie. O wszystkim będziemy informować państwa na bieżąco.
-Czy to wszystko?
-Tak, mogą państwo wracać do domu.
-Dziękujemy. Do widzenia.
-Do widzenia.
Wyszli z gabinetu, w głowie Betty kłębiły się myśli, nie wiedziała, że jej były znajomy z pracy jest w skłonny do takich czynów. Przeklinała chwilę, w której zgodziła się z nim współpracować. Gdyby nie to, oszczędziłaby sobie tych wszystkich okropności.
-Muszę skorzystać z łazienki. -wyszeptała czując nagły przypływ mdłości. Rozejrzała się po korytarzu, szukając najbliższej toalety.
-B, wszystko dobrze? -po bliskim spotkaniu z muszą klozetową, usłyszała głos ukochanego, dobiegający zza drzwi.
-To stres. -opuściła kabinę i przepukała usta wodą. Była prawie pewna, iż nudności to wina ciąży, nie czuła się dobrze od kilku dni.
-Już dobrze, skarbie. -zamknął ją w szczelnym uścisku i pocałował jej czoło. -Już wszystko dobrze.
-Chciałbym wrócić do domu, do Riverdale.
-Jutro, kochanie. Wracamy do hotelu? -zapytał, ocierając łzy, spływające po policzkach ukochanej.
-Tak. -przytaknęła.
Betty nie była w stanie zasnąć chodź na kilka minut. Fakt, że nosi w sobie dziecko Weston Waillsa porządnie nią wstrząsnął. Nie wiedziała w jaki sposób powie o tym Jugowi. Kiedy brunet dowiedział się, kto stoi za przestępstwem, o mały włos nie wybuchnął gniewem i nieopanowaną złością. Brunet nie chciał nawet słyszeć o blondynie, co stałoby się gdyby Betty wyjawiała mu prawdę o ciąży? Wszystkie wątpliwości i strach powróciły na nowo. Do tego, nigdy nie rozmawiali o założeniu rodziny. Ani B, ani Jughead nie poruszali tego tematu. Macierzyństwo nie było marzeniem blondynki, nie palnowała mieć dzieci, wolała spełniać się zawodowo.
-Dlaczego nie śpisz, słońce? -odezwał się brunet, zaspanym głosem, otwierając jedno oko. -Kochanie, dlaczego płaczesz? -zorientował się, że po policzkach kobiety płyną litry łez.
-Ja... -wymamrotała. -To wszystko mnie przerasta... -dukała, płacząc jednocześnie.
-Kochanie, już dobrze. -objął ją ramionami. -Najważniejsze, że go złapali, poniesie karę. Nie masz się czym martwić. Zaczniemy własne życie i zapomnimy o tej całej sytuacji. Nic nam o niej nie przypomni. Jestem o tym przekonany, kotku. -pocałował jej usta. -Rozumiesz? Mogę ci zagwarantować, że będzie dobrze. Wierzysz mi? -spytał.
-Tak. - pokiwała głową, powstrzymując kolejny wybuch płaczu.
Kolejne dni miały trochę spokojniej. Co prawda dolegliwości ciążowe dały się blondynce we znaki, uniemożliwiając jej w pełni normalne funkcjonowanie. Była przewrażliwieniona na punkcie zapachów, nie mogła znieść aromatu porannej kawy Juga. Do tego mdłości, senność i zawroty głowy stały się dla niej nową codziennością. Trochę trudniej było udawać, że wszystko jest w porządku. Cały czas biła się z myślami, kiedy i w jaki sposób powinna powiedzieć ukochanemu o tym, że nosi w sobie dziecko swojego oprawcy. Jej niecodzienne zachowanie zauważyli też znajomi z pracy. Swoje zajęcia nadal wykonywała bez zarzutu, każdy pacjent, który był pod jej opieką, miał zapewniony najwyższy standard leczenie, lecz zachowanie B mocno odbiegało od tego, z którym z reguły mieli styczność. Kobieta była trochę bardziej roztargniona, nie brała już tak żywego udziału w dyskusjach jak wcześniej.
-Jak to mu jeszcze nie powiedziałaś?! -krzyknęła Veronica, podczas rozmowy telefonicznej z przyjaciółką.
-Tak jakoś wyszło.
-Tak jakoś wyszło? Laska, nie możesz tego przedłużać w nieskończoność! Jeżeli chcesz to ja mogę...
-Nie, Ronnie. Sama mu powiem, po prostu... Jakbyś widziała jaki był wtedy wściekły...
-Wierzę ci, B. Ale wiedz, że czekając sama sobie szkodzisz.
-Zdaję sobie z tego sprawę, V. I tak nie dam rady tego długo ukrywać, wymiotuję kilka razy dziennie. -mruknęła.
-Jak ty chodzisz do pracy i operujesz ludzi?!
-To dzieje się z reguły wieczorem, a w pracy piję hektolitry jakieś herbatki dla ciężarnych, która ma podobno pomagać. -prychnęła.
-Załatw to, B. Jughead nie jest dupkiem, nie odwróci się od ciebie. Jestem tego pewna.
-Postaram się zrobić to dzisiaj.
-Daj znać jak będzie po wszystkim, dobrze? Będę trzymać za ciebie kciuki. Powodzenia.
-Dzięki.
-Dasz radę, Cooper. Do zobaczenia.
-Na razie. -rozłączyła się.
-Cześć, Juggy. -posłała mu uśmiech, kiedy jej ukochany pojawił się w mieszkaniu.
-Cześć, skarbie. -pocałował ją w policzek. Teraz nienawidziła całować się z nim na przywitanie po pracy. Smak i zapach tytoniu na jego ustach, ekstremalnie jej przeszkadzał. -Jak było w pracy?
-W porządku. Jestem dosyć zmęczona, miałam sporo pacjentów. A sprawy w barze?
-Całkiem nieźle. -uśmiechnął się, nalewając sobie szklankę soku pomarańczowego. -Pamiętasz jak rozmawialiśmy kilka dni przed wyjazdem? Chciałaś mi o czymś powiedzieć, ale przerwał nam telefon. Wydało mi się, że było to coś ważnego.
-Właściwie to tak... -wzięła głęboki oddech.
___________________________
Hej! Przepraszam za brak aktualizacji moich opowiadań, ale od kilku dni mam problemy z internetem. Dajcie znać w komentarzach, co sądzicie o dzisiejszej części. Trzymajcie się, do następnego!
Nika.💕
CZYTASZ
"Tylko Ciebie Chcę"~Bughead
FanficJedna chwila sprawiła, że wieloletni związek króla Węży i idealnej dziewczyny z sąsiedztwa się rozpadł. Zapomneli o sobie, przynajmniej tak myśleli... Czy można wszystko naprawić? Czy to prawda, że stara miłość nie rdzewieje?