Rozdział 12

391 22 3
                                    

Nie wracaliśmy już do wstydliwej rozmowy, która odbyła się między nami tamtego wieczoru. W ogóle do niego nie wracaliśmy - wieczór nie istniał. Traktowaliśmy go jak zły sen. Możliwe, że wypowiedziane słowa i poruszane tematy były trudne tylko dla mnie, jednak czarnowłosy także nie wspominał o tym, co mnie cieszyło. Wypowiedziane słowa i poruszone tematy był dla mnie trudne i dziwiłam się, że zdołałam się na taką otwartość w kierunku kogoś ledwo poznanego. To było trudne.

Szybko powróciliśmy do szarej normalności, a przynajmniej próbowaliśmy. Staraliśmy się zapomnieć, po nocach płacząc w samotności. Właściwie spokój i praca, którą musieliśmy wykonać, były miłym odcięciem od ciągłego biegu i stresu.  Zajmowała myśli i ręce, nie pozwalając na kolejne obozowe katastrofy.

Moją nogę trzeba było nastawić, chociaż szczerze liczyłam, że nie jest z nią aż tak źle. Zrobił to Bellamy tuż po naszym powrocie do obozu, bo wszyscy inni byli zajęci - myślę, że własnymi myślami, chociaż i tak nie mogłam mieć im tego za złe. Ten dzień wystawił nas na próbę, której się nie spodziewaliśmy.

 Potem poinstruowałam go jak ma ją opatrzyć. Byłam tymczasowym kaleką, chodząco o prowizorycznych, drewnianych kulach, więc przesiadywałam z Monty'm, który wciąż próbował połączyć się z Arką. Podawałam mu jakieś narzędzia, których nazwy słyszałam po raz pierwszy, jednak szybko się nauczyłam. Złapaliśmy wspólny język. Dużo rozmawialiśmy - wspominaliśmy dzieciństwo i życie na Arce. Atmosfera była aż nazbyt nostalgiczna. Nasze rozmowy czasem schodziły na naprawdę dziwne tory - jednak było to miłe, bo czułam, że mogę komuś ufać.

Zmienił się również nasz sposób działania. O wszystkim decydowaliśmy wspólnie — nie chcieliśmy kolejnej rebelii. Jasne, że nie wszyscy na to przystali. Było parę odłamków, którzy chcieli dalszej wolności. Wytłumaczenie im, że nie zabraniamy jej, ale musimy wprowadzić parę zasad, było trudne, ale Bellamy'emu się udało. Nie pytała w jaki sposób, bo dla mnie ważne było tylko to, że się udało.

Razem z Monty'm zwołaliśmy wszystkich na najwyższym poziomie lądownika. Przynajmniej tyle było dobrego z dzisiejszego dnia - w końcu skończył pracę. Podekscytowanie wypełniało cały pokój, aż zrobiło się duszno. Mój oddech drżał. Pokładałam w Monty'm wiele nadziei, a teraz moje marzenia miały prawo się spełnić. Chciałam zobaczyć babcię i usłyszeć miękki głos Raven.

Pozwoliliśmy Jasperowi, aby to zrobił. Gdy wpiął kabel do portu, nastąpiło zwarcie. Potem sprzęt wybuchł. Poczułam jak przez mój nadgarstek przechodzi prąd, więc szybko się odsunęłam.

— Szlag. — Uderzyłam zaciśniętą pięścią o posadzkę, aż zabolały mnie kostki. — Idę się przejść — rzuciłam w emocjach. Tak długo pracował. A teraz miał zaczynać od nowa? Czy to w ogóle było możliwe?

— Wszystkie opaski są zepsute... — Usłyszałam szept Murphy'ego. Nie wiedzieliśmy, co mamy zrobić.

— Pomogę ci! — Zaproponował Blake, ale zatrzymałam go uniesioną dłonią.

— Dam sobie radę — syknęłam, chociaż drabinka przede mną napawała mnie strachem. Zawsze ktoś mnie asekurował, poza tym schodziłam wolno. Teraz chciałam jak najszybciej zniknąć,  więc trzasnęłam klapą.

Powoli stawiałam stopy na poszczególnych prętach, aż w końcu dotarłam do końca. Co mogłam teraz zrobić? Wzięłam moje kule, leżące obok drabiny i ruszyłam na obchód, mimo tego że zostało mi to zabronione.

— Niklova! Niklova, poczekaj...! — Odwróciłam się na pięcie, żeby zobaczyć nieporadnie wyglądającego ciemnowłosego.

— Nie mów do mnie Niklova. — Byłam zirytowana, więc nie planowałam nad słowami. — Zakochałeś się, czy co? Wszędzie za mną chodzisz. Jak pies — wysyczałam przez zęby.

Chłopakowi od razu zrzedła mina, więc przewróciłam oczami. Cały był irytujący. Nie rozumiałam, jaki interes miał w chodzeniu za mną krok w krok.

— Chciałem być miły.

— Nie potrzebnie. Nie chcę się kłócić, ale nie chcę być twoją przyjaciółkę. — Odeszłam w głąb lasu, chwytając jeszcze jeden z noży, który schowałam do buta.

Przezorny zawsze ubezpieczony.

Przechadzałam się po lesie przez parę godzin. Nie liczyłam czasu. Pozbierałam kwiaty, ulepiłam wianek dla siebie i Octavii, przeszłam się nad rzekę i umyłam ręce ubrudzone smarem. Czekały nas tu straszniejsze rzeczy niż wielkie węgorze - więc pokonałam strach. Powoli wracałam do obozu, bo zaczęło dobić się ciemno; a ciemność nie była moim sprzymierzeńcem.

Usłyszałam cichy szelest w krzakach, więc zamarłam w bezruchu, jednak gdy usłyszałam rozbawione szepty wyszłam z ukrycia stając prosto przed parą trzymającą się za ręce.

— Oh. — Z bólem stwierdziłam, że są to Clarke i Finn.

***
Question for science: ile słów wg was powinien mieć najmniej rozdział? Bo następny będzie napewno o wiele dłuższy...

wiem, że dawno mnie tu nie było - społeczność Wattpada na pewno nie jest już taka jak w 2016, więc ja też na trochę znikłam. Nie wiem, jak będzie z regularnością, więc niczego nie będę wam obiecywać, jednak postaram się napisać jakiś zapas w czasie ferii, żeby powoli to kończyć. Nie lubię tej książki, ale dziękuję za odzew!

Faktycznie, nie wstawiałam tu nic, jednak może dało się odczuć, że wciąż pisałam i mój styl stał się lepszy - chociaż może to tylko moje odczucie. 

Ale mam newsa jeśli jakby lubicie mój styl pisania??? I czytać to co pisze - możecie podać mi swoje sm na pv a ja podeślę wam rozdział, dzieła, które jest bardzo dla mnie ważne i chciałabym posłuchać szczerych, krytycznych opinii.  Jeśli wam zależy, możecie wybrać, czy wolicie przeczytać wstęp do romansu, czy powieści fanatsy o dość typowym scenariuszu - przepowiednia i bogowie.  BŁAGAM, ODEZWIJCIE SIĘ! POTRZEBUJĘ CHOCIAŻ 3 OSÓB 💖

buziaki kochani!

Nadzieja|| Bellamy BlakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz