Rozdział 5

57 3 21
                                    


Rashiidowi śniło się, że znowu był dzieckiem. Cały dzień pasł owce na pastwiskach nieopodal jego rodzinnej wioski w górach Char, a wieczorem haftował aż rozbolały go palce. Mimo to nie dostał w nagrodę żadnego jedzenia ani wody, bo panowała susza, więc pierwszeństwo miał jego ojciec i starszy brat, którzy przynosili więcej zysków. Dlatego osłabły z głodu Rashiid skulił się w kącie izby i próbował zasnąć, nie zważając na piekące suche gardło.

Dopiero walenie w drzwi wyrwało go z koszmaru. Zerwał się, cały spocony i chwilę siedział zaplątany w pościeli, starając się uspokoić oddech. Był w Lahar, najbogatszym mieście na wybrzeżu Morza Pierwotnego, w swoim mieszkaniu po prawej stronie rzeki. Miał pod dostatkiem wody i jedzenia mimo pory suchej i mnóstwo ludzi z jego frakcji, którzy dbali o to, by zawsze był zadowolony.

Nie był już dzieckiem.

Walenie do drzwi powtórzyło się. Amiran leżąca obok niego drgnęła, ale nie wybudziła się.

– Proszę pana? – Służąca niepewnie zajrzała do sypialni.

– Otwórz, inaczej nie przestaną – nakazał ochryple Rashiid.

Kobieta poszła do drzwi. Po chwili w przedpokoju rozległ się głos Izmaela, dlatego Rashiid ociężale wstał z materaca rozłożonego na podłodze. Przyczesał rozczochrane loki i narzucił na siebie wzorzysty haftowany szlafrok.

– Co tu robisz o tak nieludzkiej porze? – Wychynął z sypialni, przerywając służącej, która już miała wyprosić Izmaela. Zaprosił go do środka, nie zważając na jej niezadowoloną minę.

– Doszło do kolejnego incydentu w pałacu.

– Co tym razem? – Rashiid zaprowadził Izmaela do salonu i wskazał mu poduszki pod ścianą.

– Dwóch zabitych strażników i napis: Bądź mi posłuszny albo zginiesz. – Izmael usiadł i rozprostował nogi pod stołem.

– Czyli sprawca chce ewidentnie wymusić coś na gubernatorze. – Rashiid przeszedł się po pokoju. – O co może mu chodzić?

– Niedługo się dowiemy. Rhavad aresztowało Hakima kilka godzin temu.

– Co? – Rashiid zatrzymał się w pół kroku. Spojrzał na Izmaela ze zmarszczonymi brwiami, ale on zachował kamienny wyraz twarzy.

– Jedna z kelnerek przyznała, że zmusił wszystkich do kłamstwa. Dwa dni temu nie było go w restauracji. Poza tym miał problemy z hazardem i agresją. Jeśli dodamy do tego groźby, które kierował do gubernatora, jest idealnym sprawcą.

– Tego wszystkiego dowiedziałeś się od jednej kelnerki?

– Tak. – Izmael odchrząknął. – Zaprosiłem ją na kolację, żeby spróbować coś z niej wyciągnąć. Gdy zobaczyła zwłoki i napis, zmiękła i wygadała wszystko.

– Nie spodziewałem się, że jesteś tak zepsuty jak ja. Cóż, moje gratulacje – zakpił Rashiid i dodatkowo podał Izmaelowi w prześmiewczym geście prawą rękę.

– Robię to dla brata. – Izmael spiorunował go wzrokiem.

– Tak, tak, świetna wymówka.

– Możemy już iść? – burknął. – Trzymają go na głównym posterunku. Dorożka czeka.

– Jasne, daj mi chwilę. Avah? – zawołał Rashiid.

Służąca jak zwykle niewiarygodnie szybko pojawiła się na jego wezwanie. – Przygotowałam już panu ubranie.

– Dziękuję. – Rashiid czym prędzej ruszył do garderoby. Przynajmniej miał czym zająć myśli, żeby nie rozpamiętywać snu, który przyniósł ze sobą niemiłe wspomnienia. Ubrał się w przygotowaną koszulę z bogatymi haftami, do tego w dopasowane kolorystycznie spodnie i cienkie skórzane buty ze spiczastymi noskami. Wyszedł z garderoby, machnął na Izmaela i razem zbiegli po schodach do dorożki. Rashiid zapłacił woźnicy podwójnie za szybką jazdę na posterunek. Pojechali głównymi ulicami, na których o tej porze jeszcze nie panował tak wielki ruch. Objechali Teatr Narodowy, wokół którego kręciło się nadzwyczaj mnóstwo ludzi – przygotowywano wszystko na poranne przemówienie gubernatora z okazji zakończenia Hemeriid.

Sercoszybki: Rządy niesprawiedliwościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz