Rozdział 12 - Oceanarium

120 10 0
                                    

Słońce już wstawało więc było około czwartej nad ranem. Większość osób jeszcze spała, kiedy morskie fale się spieniły i wzburzyły. Woda wystrzeliła w powietrze jak z gejzeru, a starszy pan który spacerował niedaleko, przerażony, oddalił się czym prędzej do domu.

Kiedy z płytkiej wody wyłoniła się ludzka, czy raczej trytonia dłoń wpierw zacisnęła ona się na dużej wielkości muszli wyrzuconej na brzeg. Ostre pazury wbiły się w strukturę, która pod naporem silnego uścisku roztrzaskała się na wiele niewielkich kawałeczków.

Tryton wynurzył głowę spod wody i nabrał w płuca haust rześkiego powietrza. Zaraz jednak ciało zwinęło się w konwulsjach kiedy tryton zwymiotował tracąc zęby i charcząc krwią. Długie parzydełka kruszyły się jednak zanim te się całkiem przemieniły w ludzkie włosy tryton chwycił je i pazurami, a właściwie jedynie tym znajdującym się na palcu serdecznym, ponieważ pozostałe zdążyły mu już wypaść, przyciął je niedaleko skóry głowy.

Rwący ból przeszył mu ciało kiedy ogon się rozdzielił i mógł bez przeszkód zgiąć nogę w kolanie. Zaraz odetchnął głębiej panując nad swoim ciałem i ignorując dyskomfort i pieczenie na całym ciele kiedy słona woda obmywała mu podrażnioną skórę.

Nagi, już mężczyzna, usiadł na podwiniętych nogach i oddychał jeszcze chwilę by potem podnieść się na nogi bez problemu. Oczywiście, nie była to jego pierwsza przemiana.

Wciąż nagi, stanął twarzą do wschodzącego słońca i obserwował jak kolejno z wody wynurzają się pozostali członkowie grupy. Przywódca zrekrutował do pomocy nawet wysłanniczki z sąsiedniego, zaprzyjaźnionego plemienia syren.

Dlatego teraz z fascynacją patrzył jak kobietą naturalnie przychodzi przemiana i zaraz stają przed nim nagie i piękne jak Afrodyta wyłaniająca się w muszli spomiędzy fal.

Mężczyzna popatrzył z obrzydzeniem na ludzki świat. Miał nadzieję, że załatwią to szybko.

~*~

Aleks obudził się z wrzaskiem i zalaną łzami twarzą. Rozbieganym spojrzeniem wodził po pokoju, jednak nic się nie zmieniło. Nie wrócił do morza, nie spał z ojcem na rafię i nie wtulał się w niego bezradnie jak dziecko. Jednak uczucie niepokoju i przerażenia zostało a w głowie mu wirowało dokładnie tak jak wtedy.

Tony zerwał się kiedy tylko usłyszał krzyk. Dochodziła dziewiąta. Aleks owinął się ramionami jakby próbował utrzymać rozpadające się kawałki w całości. Zaczął się bujać w przód i w tył i przytknął czoło do kolan.

- Ej, co ci je...? – nie dokończył ponieważ zobaczył jak po twarzy chłopaka cieknął łzy i jak panicznie szlocha nie mogąc się uspokoić i złapać oddechu.

- Nie... nie.. nie... wróć... błagam – szeptał do siebie posiniałymi wargami błyskając białkami oczu.

- Kurwa – warknął Tony i chwycił Aleksa za ramiona odwracając do siebie. Zareagował inaczej niż zwykle. Zamiast patrzeć na niego swoimi wielkimi błękitnymi oczami i paść mu bezradnie w ramiona teraz się wyrwał gwałtownie i spadł z łóżka. Rozległ się głuchy łomot i razem z nim spadł koc którym się w nocy przykrywali.

Zaraz tez Aleks się poderwał na drżące nogi i cofnął, wodząc rozbieganym wzrokiem dookoła, by finalnie skulić się w kącie.

- Jezu – szepnął Tony powoli schodząc z łóżka i zastanawiając się co właściwie powinien zrobić. Była dziewiąta. Nie dość, że zaspał na lekcje to rodziców nie było już w domu. I jak on ma sobie poradzić z tym histerykiem, który zachowywał się jakby go coś opętało?

Aleks objął kolana ramionami i wydawało się, że stara się stopić ze ścianą. Bladł coraz bardziej co było decydującym elementem przemawiającym za interwencją Anthonego. Podszedł do niego powoli.

Perła OceanuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz