Rozdział 7

805 28 1
                                    


Tatuaż blondyna nie przestawał mu dokuczać, jednak póki co postanowił go ignorować.

Ostatnie tygodnie z Hermioną były wspaniałe, nadal jeszcze się nie ujawnili innym ludziom, ale spędzali ze sobą każdą wolną chwilę.

-Nie wiem, gdzie chcesz iść każdy jest nakręcony na Halloween, nie znajdziemy spokoju nawet w swoich pokojach.- powiedziała Hermiona ściszonym głosem na korytarzu. Dzisiaj szykowała się impreza, dlatego w całym domu panował rozgardiasz.

Malfoy uśmiechnął się do niej po szarmancku.

-Jest jedno miejsce...- mówiąc to uchylił drzwi do małego pokoju.-To był chyba schowek na miotły, nie wiedziałem od dłuższego czasu, żeby ktoś tu zaglądał.- Gryfonka wybuchnęła śmiechem słysząc tą propozycję, jednak po chwili weszła do środka, a Draco zamknął za nimi drzwi.

-Więc...-powiedziała Hermiona z lekkim uśmiechem przygryzając wargę.

-Więc..-powtórzył Draco całując ją delikatnie. Hermiona odwzajemniła pocałunek. Pokój był bardzo mały ledwo mogli zrobić kilka kroków od drzwi, stojąc we dwójkę na środku zajmowali prawie całe wolne miejsce.

Blondyn zobaczył na szyi Hermiony, naszyjnik który dał jej kiedy jeszcze byli w Hogwarcie.. Dotknął go delikatnie ręką.

-Znalazłam go ostatnio, jak układałam rzeczy.- szepnęła dziewczyna

Także dotknęła naszyjnika ręką i zmienił się on w smoka.

-Ten znak już nic dla mnie nie znaczy. Ja praktycznie nie mam rodziny.- powiedział cicho, a w jego głosie słychać było smutek.

-Hej...-powiedziała brązowowłosa starając się go pocieszyć.-ja jestem twoją rodziną.- powiedziała ręką dotykając jego policzka.

-Już nigdy cię nie zostawię Hermiono.- powiedział ponownie całując dziewczynę. Kolejne pocałunki lądowały także na szyi dziewczyny, zaczynały być coraz bardziej intensywne, coraz bardziej namiętne. Ich coraz szybsze oddechy wymieniały się wzajemnie.

Kiedy nagle drzwi od pokoju dosłownie wybuchły pod wpływem Reducto! z drugiej strony drzwi.

W zniszczonej wnęce przed zszokowaną Hermioną i Draconem wciąż trzymającym dziewczynę w objęciach stał Ron i Seamus Finnigan, który przyjechał do Zakonu jakieś dwa tygodnie temu razem z Fleur i Billem.

-O cholera.-powiedział Seamus.

Cała czwórka była kompletnie ukurzona i brudna.

-Czy wy kompletnie zwariowaliście?!-krzyknęła wkurzona Hermiona opuszczając ramiona chłopaka i podchodzą bliżej dwóch kolegów.- Mogliście nas zabić! Idioci!- nadal wkurzona dziewczyna patrzyła na nich ze ściągniętymi brwiami.

-Byliśmy strasznie ciekawi co jest po drugiej stronie, a drzwi były zamknięte więc...zaraz, ale co wy tutaj robiliście?-zapytał Ron, minęła dłuższa chwila w której nikt się nie odezwał. Hermiona odwróciła się lekko w stronę Draco, a Ron właśnie wtedy połączył wszystkie fakty. Mocno wciągnął powietrze do płuc, okazując tym także swoje zszokowanie.

-TY z nim?! Nie mogę w to uwierzyć! Z wrogiem, ty oszalałaś!- krzyczał rudowłosy przyjaciel dziewczyny.

-Jakim wrogiem?! Ogarnij się Ronald wszyscy tutaj jesteśmy po tej samej stronie!- powiedziała oburzonym głosem Hermiona. Przez ich podniesione głosy noi wybuch, po chwili przyszedł Harry, Ginny, Neville, Wiktor i Ginny.

-Harry! Hermiona zostawiła mnie dla Malfoya rozumiesz Malfoya!-nadal krzyczał chłopak. Harry spojrzał na dziewczynę, analizując sytuację.

-Nie dopisuj sobie historii, Draco nie miał nic wspólnego z naszym zerwaniem!-powiedziała wyraźnie wkurzona dziewczyna.

-Zaraz to ty z nim?! Myślałem,że w końcu my spróbujemy!- włączył się oburzony Wiktor. Hermiona na jego słowa przewróciła sfrustrowana oczami.

-Nie rozmawiałam z tobą od kilku lat!- powiedziała już trochę łagodniej.

-Ale przecież my pisaliśmy ciągle...- Wiktor chciał coś dodać, ale wtedy Ron wyjął różdżkę i krzycząc, że ma już tego dosyć wycelował ją w Draco.

Drętwota!

Zaklęcie poleciało w stronę Draco, który zupełnie się tego nie spodziewał, w ostatniej chwili uskoczył i tym razem włączył się Neville stojąc na drodze rudowłosemu chłopakowi.

-Zwariowałeś! Uspokój się! - powiedział stojąc na drodze różdżki, którą Ron chciał użyć po raz kolejny.

-Nic dziwnego, że jej bronisz sam nie jesteś lepszy!- wybuchł Ron na przyjaciela i w tym 

momencie włączył się Harry.

-Ron chodź ze mną.- powiedział spokojnym tonem.

Ron spojrzał na wybrańca marszcząc czoło.

-Serio? Nie zamierzasz tego nawet skomentować?! Ludzie!- Ron powoli stawał się całkowicie bezradny.

-Noi właściwie co z tego Ron, przecież to nie tak, że jeśli wysadzisz ten dom w powietrze to Hermiona przestanie być z Malfoyem.- powiedział a w jego głosie słychać było nutkę ironii.

Ron dłuższy moment przyglądał się przyjacielowi.

-Wiedziałeś o tym.- bardziej stwierdził niż zapytał rudzielec. Harry chciał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Co właściwie miał zrobić? Nadal zaprzeczać? Wiedział o tym jako jedyny i zdążył już oswoić się z tą myślą, nie dziwił się wybuchowi Rona, ale spędził mnóstwo czasu starając się zrozumieć Hermionę. Prawda była taka, że nie miało to żadnego sensownego wyjaśnienia, ale czy miłość kiedykolwiek może być sensowna? No właśnie, nie wybieramy w kim się zakochujemy w świecie pełnym uprzedzeń i stereotypów tylko miłość trzyma nas wszystkich żywych, dlatego przyjaciel odpuścił poszukiwanie wyjaśnień,zrozumiał, że naszych uczuć nie da się wyjaśnić w racjonalny sposób.

Tak po prostu jest.

Ron bez słowa, zszedł po schodach chcąc wyjść z zakonu jednak przy wyjściu złapał go George.

-Ron co tu u licha wyprawiasz?!- zapytał widząc go przy samym wyjściu.- Kingsley kazał mi was zebrać.

-Ja już nie należę do zakonu.-powiedział zamykając zasobą drzwi. 

Światło 2: Nie daj mi zniknąć | Dramione (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz