Rozdział 10: Nikt nie był w pokoju, w którym się, to wydarzyło. Chyba, że...

241 16 45
                                    

Ruby Gillis

Teraz już wszystko rozumiem...

Całe poszukiwania, choć martwiłam się o Anie, były dla mnie katorgą. Kilkanaście godzin spędzonych na towarzyszeniu mojemu chłopakowi w rozpaczy nad jego ukochaną, którą nie byłam ja. Każda minuta łamała moje serce coraz bardziej. Shirley jest dla mnie bardzo ważna, wręcz jak siostra, chyba nie przeżyłabym utraty jej, zapewne tak jak każdy z moich przyjaciół. Rudowłosa była naszym promyczkiem, płomykiem nadziei i uśmiechu, ale to właśnie przez ten płomień, serce Blythe'a zajęło się ogniem.

Od kilku godzin jesteśmy już na Zielonym Wzgórzu. Przez cały ten czas Gilbert czuwał przy łóżku śpiącej rudowłosej. Postanowiłam udać się na górę by spróbować go przekonać do krótkiego odpoczynku. Wspięłam się po schodach i podeszłam do uchylonych, białych drzwi. Ta decyzja okazała się jednak błędem. Moim oczom ukazał się mój chłopak, siedział na drewnianym krześle i trzymał rękę Ani. Choć był do mnie bokiem, na jego oczach dostrzegłam ślady łez. Powolnym krokiem podeszłam w jego stronę. Brunet słysząc kroki momentalnie przetarł oczy i zaczął udawać, że nic się nie stało.

— Kochanie, może pójdziesz się położyć, chociaż na chwilę? - położyłam dłoń na jego ramieniu i zbliżyłam twarz do jego dobrze zarysowanego, prawego policzka.
— Nie jestem zmęczony. - odpowiedział głaszcząc moje palce. Musiał być zmęczony, nie spał już od jakiś dwudziestu godzin, spędzonych na szukaniu właścicielki sypialni.
— To może chociaż coś zjesz?
— Nie, dziękuję... - spławił mnie, a ja rozumiejąc aluzję oddaliłam się.

Smętnym krokiem zeszłam ze schodów i napotkałam smutne spojrzenie Diany, która na szczęście zrozumiała, że nie mam ochoty o tym rozmawiać. Poinformowała mnie, że chłopcy wyszli obejrzeć całą okolice Zielonego Wzgórza oraz posprawdzać wszystkie okna i drzwi. Zaproponowała, że pomoże mi posprzątać po naszej dość późnej kolacji, ale widziałam, że wszyscy są bardzo zmęczeni, więc kazałam jej się już położyć. Wiedziałam, że ja szybko nie zasnę, nie mogąc wypędzić niektórych myśli z głowy, więc chciałam by chociaż moi przyjaciele się wyspali.

Zmywałam właśnie naczynia gdy do kuchni wszedł Gilbert, którego mojej przyjaciółce udało się nakłonić do posiłku. Wyglądał inaczej niż zwykle. Jego twarz była blada i zmęczona, a pod oczami widniały sińce z braku snu. Kątem oka zauważył bluzę, którą znaleźliśmy obok Shirley. Ubranie mojego chłopaka leżało na drewnianym krześle niedaleko mnie. Brunet podszedł do mnie i objął mnie delikatnie od tyłu opierając głowę na czubku mojej. No fajnie Gilbercie, przypomniałeś sobie, że masz dziewczynę.

— Dałeś jej swoją bluzę? - zapytała bez emocji.
— Tak. - odpowiedział spokojnie, ale nawet na niego nie patrząc poczułam jego szok.
— Dlaczego? - z nerwów aż upuściłam właśnie umyty widelec z powrotem do zlewu.
— Było zimno, a ona była przemoczona, więc co miałem zrobić? Po za tym, to tylko kawałek materiału.

Z jego ust nie padło już żadne inne słowo, z moich także. Blythe w milczeniu wziął jabłko z wiklinowej miski stojącej na stole. Gilbert zawsze miał bardzo dobre serce i pomagał każdemu, a co dopiero przyjaciółce, którą kochał...

Gilbert Blythe, mój chłopak, kochał Anie Shirley-Cuthbert, moją przyjaciółkę ponad życie i za pewne z wzajemnością. 

Chciałabym by ktoś patrzył na mnie, tak jak on patrzy na tą wspaniałą rudowłosą marzycielkę. To jest naprawdę wspaniałe, ale to ja miałam być na jej miejscu! To mnie miał kochać! Cierpliwie czekałam, robiłam wszystko poprawnie, a ona mi odebrała, to czego pragnęłam. Ja naprawdę nie chcę wiele. Chcę tylko by ktoś mnie pokochał. By dał mi chociaż namiastkę tego pięknego życia w miłości. Co z tego, że jestem piękna, skoro nikt przy tym pięknie nie zostaję! Nigdy nikomu już nie pozwolę mnie zranić! Chyba nadszedł odpowiedni moment na rozmowę, której tak bardzo się obawiałam...

Złudzenie [AWAE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz