Rozdział 6: Wygrałam wszystko, a jedyne co straciłam, to Ty...

241 23 15
                                    

Ruby Gillis

— Dzięki, że po mnie przyjechałeś. - odezwałam się do blondyna by przerwać niezręczną ciszę.
— To naprawdę nie problem. - uśmiechnął się.
— Jak myślisz, co się stało z Anią? - zapytałam
— Miejmy nadzieję, że nic poważnego. - na chwile spojrzał w moją stronę. W jego oczach widziałam strach, bał się o swoją przyjaciółkę. Z resztą ja także...
— Cole, wiesz może, co się stało, że Ania wczoraj uciekła?
— Ja... Em... nie. - obydwoje dobrze wiemy, że to kłamstwo...

Relacja Ani i Gilberta zawsze była specyficzna, a ja byłam o nią niemiłosiernie zazdrosna. Ich przyjaźń wbrew pozorom była naprawdę silna. Obydwoje byliby w stanie oddać za siebie życie!  Moja przyjaciółka przez wiele miesięcy nienawidziła go i to ja byłam temu winna. Gdybym nie zabroniła jej rozmawiać z Blythe'em, on nie musiałby jej przezywać. Chociaż może właśnie przez tą marchewkę i książkę, to wszystko się zaczęło...

***

Po około dwudziestu minutach dotarliśmy na miejsce. Ruszyliśmy w stronę drzwi, jednak ubiegła nas Diana. Cała trójka była mocno przejęta. Barry przywitała się z nami, a chłopcy poszli wzdłuż ściany budynku. Gilbert nawet na mnie nie spojrzał. Moi przyjaciele rozmawiali o czymś lecz nie potrafiłam się skupić na ich słowach.

— No i ustaliliśmy, że jak już będziecie to pojedziemy na policję. Ruby wszystko w porządku? - zapytała nagle Diana.
— Em... Tak. Po prostu martwię się o Anię. - odpowiedziałam próbując nie wzbudzić jej podejrzeń.
— No dobrze... - powiedziała niby zwyczajnie, ale ja zbyt dobrze znam ten wzrok. - Gilbert! Jerry! Chodźcie, jedziemy!

Po chwili chłopcy podeszli do nas z zrezygnowanymi minami. Próbowałam przywitać się z moim chłopakiem lecz on jakby mnie nie zauważył, po prostu wsiadł do samochodu i go odpalił. Bez żadnego zawahania usiadłam na tylnej kanapie obok Diany i Jerry'ego, natomiast Cole usiadł z przodu. Jechaliśmy w ciszy przerywanej pojedynczymi kroplami deszczu uderzającego o dach i szyby auta. Po dłużącej się w nieskończoność chwili dojechaliśmy na komisariat. Weszliśmy do środka i zobaczyliśmy znajomą twarz Pana Andrews'a. Gdy do niego podeszliśmy Gilbert od razu się odezwał.

— Dzień dobry, nazywam się Gilbert Blythe, chodzę do klasy z Pana córką, Janką. Nie chcę się narzucać lecz potrzebujemy pomocy. - mówił dość szybko jak na siebie, cały czas patrząc ojcu Billy'ego w oczy.
— Co się stało chłopcze? Chodzi o Jane? - zapytał z troską w oczach.
— Nie, nie. Nasza przyjaciółka, Ania zaginęła. - powiedziała przejęta Diana Barry.
— Zgłoście się na recepcji. Naprawdę chciałbym Wam pomóc, ale jestem zajęty. Przepraszam. - mężczyzna w średnim wieku odwrócił się i odszedł w tylko sobie znanym kierunku.

Wszyscy z wyjątkiem mnie, jak poparzeni ruszyli w stronę wspomnianego wcześniej miejsca. Za biurkiem siedziała młoda kobieta o pięknych, szatynowych włosach. Miała na sobie błękitną koszule, która była delikatnie u góry rozpięta. Gdy do niej podeszliśmy uśmiechnęła się ciepło w naszą stronę.

— Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - zapytała oficjalnie.
— Nasza przyjaciółka zaginęła! - odpowiedział Gilbert. Chłopak wyglądał na bardziej przejętego niż powinien...
— Jej imię? - kobieta zaczęła wypełniać jakieś papiery.
— Ania, to znaczy Anna. - poprawił się Cole przypominając sobie, że to są poważne dokumenty.
— Nazwisko?
— Shirley-Cuthbert.
— Wiek?
— Szesnaście lat.
— Kiedy ostatni raz mieliście z nią jakiś kontakt? - padło najważniejsze pytanie, a wszyscy wymownie spojrzeli na Blythe'a.
— Wczoraj... to znaczy dzisiaj, około 2 albo 3... Nie pamiętam dokładnie. - odpowiedział zakłopotany swoją niewiedzą.
— Przykro mi. - powiedziała recepcjonistka zerkając na zegarek. - Nie możemy uznać jej za zaginioną. - jej słowa wywołały w nas oburzenie. - Nie ma z nią kontaktu zaledwie od 10 godzin. Musi minąć 48, by policja mogła się tym zająć.* - dodała spokojnie lecz smutno, widząc nasz zawód.

Po ostrej wymianie zdać między nami, a policjantami wyszliśmy z budynku. Pozbawieni nadziei wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w stronę domu Cole'a, aby wziąć auto Gilberta. Między nami panowała cisza, każdy pogrążony był we własnych myślach. MacKenzie był naprawdę zdenerwowany, jego palce były mocno zaciśnięte na kierownicy. Postanowił, że to on będzie prowadził, ponieważ „Gilbert nie jest w stanie tego zrobić", z czym chłopak się nie zgadzał lecz w końcu odpuścił. Spojrzałam na osoby siedzące obok mnie. Jerry i Diana, choć jeszcze nie byli razem poświęcali sobie więcej uwagi niż ja z moim chłopakiem. Zawsze uważałam Blythe'a za idealnego chłopca, ale ten rok spędzony z nim pokazał mi jego liczne wady. Największą z nich było, to że mnie nie kochał. Choć nie raz mówił mi te słowa, ja od dawna podejrzewałam, że to nie prawda. Teraz gdy Ania zaginęła widzę, to jeszcze dokładniej.

Właściciel samochodu postanowił włączyć radio by choć trochę rozluźnić atmosferę, jednak to był błąd. Po kilku wesołych piosenkach pojawiło się ogłoszenie: „Wczoraj Ok godziny 22.00 uciekło z więzienia dwóch przestępców odpowiedzialnych za liczne oszustwa. Jeśli ktokolwiek ich zobaczy proszony jest o natychmiastowy kontakt z policją." Spojrzeliśmy po sobie przerażeni.

— Czy... myślicie, że to Nate ma Anie? - powiedział Jerry łamiącym się głosem. To właśnie Francuz najbardziej zaznał ich okrucieństwa.
— Nie, na pewno nie. - powiedziała Diana. - To niemożliwe...

Dojechaliśmy pod rezydencje Panny Barry ok 13.00 w dość ponurych nastrojach. Było tu o wiele ciszej niż wczoraj. Weszliśmy do budynku i zastaliśmy bałagan, którego blondyn nie zdążył sprzątnąć. Usiedliśmy przy stole w jadalni by porozmawiać o dalszych działaniach.

— To... co teraz? - zapytał nieśmiało Jerry.
— Będziemy jej szukać. Musi nam się udać. - powiedział stanowczo siedemnastolatek.
— Gilbert... - próbowałam go choć trochę uspokoić.
— Nie, Ruby. Idziemy jej szukać. Może po prostu sama gdzieś wyszła i się zgubiła? - sam chyba nie do końca wierzył w te słowa lecz łapał się ich, by nie utonąć w rozpaczy i strachu.
— To gdzie szukamy najpierw? - zapytała zdeterminowana Diana
— Możemy pojechać na dwa samochody, to sprawdzimy dwa razy więcej miejsc. Moim pojadę ja, Ruby i Gilbert, a Wy, gołąbeczki weźmiecie samochód Gilberta. - wspomniał Cole.
— Dobry pomysł. Możemy skupić się głównie na Avonlea, bo jeśli sama wyszła to daleko nie zaszła. - wszyscy zaczęli już wstawać od stołów.
— Możemy popytać ludzi czy jej nie widzieli. - dodał jeszcze Baynard.
— Uda nam się! - krzyknął zadowolony z planu Cole.
— Obiecuję, że Cię znajdę Marcheweczko. - powiedział Gilbert pod nosem, jakby nie chciał by ktokolwiek, to usłyszał, jednak ja niepogrążona w tym szaleństwie, stałam za blisko niego.

🌻🌻🌻

* UWAGA! PROSZĘ PAMIĘTAJCIE! Według polskiego prawa jeśli ktoś zaginął, możecie to zgłosić OD RAZU. Nawet tak będzie lepiej, ponieważ każda minuta może zadecydować o losie tej osoby.

Witajcie 🌻

Jesteśmy coraz bliżej... Jak Wam się podoba rozdział? Mam nadzieje, że dobrze udało mi się przedstawić uczucia Ruby. Jeśli macie jakieś rady i porady zostawcie je w komentarzach, będzie mi bardzo miło.

Buziaki ❣️
Pomarncxka 🌻

Ps. Proszę pamiętajcie o tym co pisałam pod gwiazdką. Możecie zgłosić zaginięcie OD RAZU. Zmieniłam ten fakt na potrzeby fabuły. Gdzie by była zabawa jakby policja się tym zajmowała, a nie nasza brygada detektywów XD

Złudzenie [AWAE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz