Hannibal
𓃝𓃞𓃝
Obracał w gładkich, miękkich dłoniach otrzymany list, którego papier wybił się pod jego palcami. Mogłoby się wydawać, na pierwszy rzut oka, że anagram był jakiś niekompletny. Niepełny. Nieskładny jak myśli Lectera pośród ciemności umysłu. Wystarczyło mu jednak kilkanaście kolejnych spojrzeń brązowych tęczówek, podczas samotnej kolacji, a właściwie deseru, by odnaleźć zaszyfrowany w ciągu cyfr sens. Wziąwszy do ust jeden z pierwszych kawałków crêpes suzette*, trybiki w umyśle Hannibala ostatecznie zaskoczyły, pozwalając na pełny obrót. Ułożywszy wiadomość, mógł spokojnie wrócić do konsumpcji palonych cząstek pomarańczy. Uśmiechnął się pod nosem, poznawszy nazwisko francuskiego impresjonisty. Tym bardziej na duchu podniósł go fakt, że doskonale wiedział, w jakim miejscu może odbyć spotkanie z owym twórcą. We wnętrzu mężczyzny budowało się zaintrygowanie. Wieża z myśli wzniosła się nad marności umysłu, tworząc kolejne piętra zbudowane z ciekawości. Samotny, deserowy widelec o czterech ząbkach wciąż stukał o białą porcelanę. Myśli o gościnnej kolacji, odeszły na drugi plan — zawsze mógł zmienić danie główne na inna zwierzynę.
𓃝𓃞𓃝
Za każdym kolejnym razem, otwierając swoją szafę, był zdziwiony ilością rzeczy, które się w niej znajdowały. Choćby chciał, nie byłby w stanie przypomnieć sobie pochodzenia każdego garnituru z osoba, czy też danych pacjenta, który podarował mu konkretny krawat. Większości z nich nigdy nie użył, i raczej w przyszłości nie założy. Liczył zaś, że kiedyś mogą się one przydać. Chociażby po to, by zawiązać je zdecydowanie za mocno na czyjejś szyi.
Ostatecznie zdjął z wieszaka klasyczną, białą koszulę. Jedną z wielu, które spoczywały ściśnięte między resztą ubrań. Przesunął się, po czym otwarł szafkę obok. Szybkim ruchem wyciągnął z niej bordowy komplet. W jakiś sposób zakorzenił w sobie gloryfikację strojów noszonych na codzień. Przecież nie mógłby jeść ubrany w szary dres — okazałby w ten sposób swoistą pogardę każdemu spożytemu posiłkowi. Wyj Nie wiedział także, kogo spotka nad obrazem Moneta.Właśnie dlatego postawił na bordową klasykę — stanowczość, odcien władzy, któremu tak blisko do szkarłatu krwi. Prawie pewien był, że tajemniczym gościem będzie kobieta, jednak ciężko było mu wywnioskować coś więcej ze zwykłego, i to tak skąpo zapisanego, listu.
Stanął przed lustrem, poprawiając mankiety koszuli. Prawie zapomiał, jak powinien zawiązać krawat. Skrzywił się nieznacznie, powtarzając czynność. Był to bardziej wyuczony rytuał, który powtarzał jak mantrę. Tak długo, że już nawet nie wydawał się czynnością realną, a czymś zupełnie obcym i niedorzecznym.
Wyszedł z ciemnej garderoby, odsłoniwszy za sobą ciężkie zasłony z weluru. Po drodze do frontowych drzwi chwycił czarny płaszcz, a komórkę wsunął do jego kieszeni. Wyposażywszy się w mały noż, wziął głęboki oddech.
Zakluczył spokojnie drzwi i udał się do Walters Art Muzeum, by, po raz kolejny, spotkać się z Wiosną.
CZYTASZ
autophobia | hannibal ff [ wolno pisane ]
Fanfic❝ autophobia - lęk przed samotnością; poczuciem izolacji ❞ Podczas gdy Baltimore spowija zmrok, patrzenie nocą w gwiazdy nie pomaga ukoić koszmarów. Szukanie samego siebie, gdzieś tam, pośród wszechobecnej ciemności, nie pomaga sprawić, by...