🌻rozdział szósty🌻

7 4 0
                                    

Spojrzałam zdezorientowana na Aleksa, który przyglądał się moim roztrzęsionym dłoniom. Na jego twarzy nie było ani śladu towarzyszącego mu zawsze irytującego uśmieszku czy uniesionych kpiąco brwi. Zamiast tego w jego oczach ujrzałam troskę i... Strach? Nie, to przecież niemożliwe. Niby czego miałby się bać?

Szybko się z tego otrząsnął, a ja znów mogłam podziwiać jego uśmiech. Żeby uryć zakłopotanie, wskazał głową kluczyk.

- Zostawiłaś go w plecaku. Chcesz otworzyć czy ja mam to zrobić? Wyglądasz na strasznie bladą.
- Wiesz co? Chyba nie mam na to ochoty. Przejdę się trochę, muszę ochłonąć. Sam widzisz, że trzęsę się jak podczas ataku epilepsji - próbowałam wyczarować na twarzy uśmiech, ale chyba nie bardzo mi to wyszło - Ty w tym czasie możesz otworzyć skrzyneczkę i przeczytać wskazówkę.
- Jesteś pewna? Bo wiesz...
- Oczywiście, zaraz wracam - ucięłam dyskusję, wychodząc z namiotu.

Spacerując po Węsiorach, podziwiałam uśpione domy oraz ich mieszkańców. Światło rzucane przez uliczne latarnie może nie dorównywało super nowej, jednak wystarczająco oświetlało drogę, dzięki czemu mogłam uniknąć wpadania w leżące tu jedna na drugiej, dziury. Jak na jeden dzień, miałam z nimi wystarczająco długo styczność i miałam nadzieję, że taka sytuacja nie powtórzy się w najbliższej przyszłości.

Raczej płonne nadzieje, ale życie to nie koncert życzeń. A szkoda.

Moje myśli powędrowały w stronę Gdańska. Ogromnie tęskniłam za rodzicami i ciotką Eweliną, a kiedy przypominałam sobie wszystkie spędzone razem chwile, zrozumiałam jak bardzo mi ich brakuje. Ah... Gdybym mogła podzielić się z nimi tą tajemnicą, na pewno lepiej bym się bawiła w poszukiwanie skarbu. Już wyobrażałam sobie rozentuzjowaną ciotkę, która razem ze mną kopie dół oraz uśmiechających się rodziców, którzy kręcą głową nad moją łatwowiernością. Niestety nic takiego nie mogło się wydarzyć, bo mama miała rehabilitację, a tata... Pewnie zastanawiał się, co właśnie robię i dlaczego nie ma mnie przy nim. Cóż... Wspólne robienie pizzy musimy przełożyć na inny weekend, bo ten spędzam w Węsiorach w towarzystwie skrzynki z wskazówką oraz niedawno poznanego chłopaka, który czeka na mnie w namiocie.

Czy to nie jest dziwne?

Co najmniej tak, jak ludzie wierzący w to, że Ziemia jest płaska.

Mimowolnie poczułam spływającą po moim policzku łzę, więc szybko ją starłam. Siąknęłam cicho nosem i spróbowałam doprowadzić się do porządku. Chwilę po tym, jak odzyskałam zdolność widzenia, zauważyłam chłodne światła reflektorów, a do moich uszu wdarł się głośny pisk opon. Odruchowo schowałam się w krzakach, gdy zza zakrętu wyskoczył sportowy samochód. Wyglądał jak prosto z jednego z warszawskich salonów, jednak mnie zastanawiało co innego. Czego szuka tutaj (na pewno obrzydliwie bogaty) właściciel takiego cuda, które szpanem, luksusem oraz czerwoną farbą aż biło po oczach?

Po chwili kierowca stanął kilka metrów ode mnie i, nie zwracając uwagi na staranne parkowanie oraz niezliczone dziury w asfalcie, wysiadł z auta. To samo uczynił jego równie tajemniczy towarzysz. Szybko stwierdziłam, że oboje to mężczyźni, jednak to pasażer był tym od brudnej roboty. Zdziwiło mnie to trochę, bo miał wręcz dziewczęcą sylwetkę (a bynajmniej tyle zauważyłam przez słabe światła latarni). Potęgował to fakt, że starszy z nich wyglądał jak po porządnej dawce sterydów. Czyżby to byli ci ludzie, o których wspominał autor tajemniczych listów? Łopaty i inne sprzęty, których nazw i zastosowania nie potrafiłam wymienić, wskazywały właśnie na to.

Zastanawiałam się czy nie pójść za poszukiwaczami skarbów, by dowiedzieć się czegoś więcej, jednak szybko odrzuciłam tę myśl. Nigdy nie potrafiłam zachować się mega cicho, dlatego zawsze to ja przegrywałam w chowanego.

I dlatego właśnie ja nadepnęłam na gałązkę. Takie moje kulawe szczęście.

Mężczyźni rozejrzeli się szybko, a ja modliłam się w duchu, by nie wpadli na genialny pomysł użycia latarek. Na szczęście oni inteligencją nie błysnęli, dzięki czemu dalej siedziałam skryta w cieniu ogromnego krzewu jaśminu (albo innej równie cudnej rośliny).

Po chwili wrócili do przerwanej  rozmowy, a ja dopiero teraz zauważyłam, że ciche podzwanianie, które słyszałam od dłuższego czasu, to moje uderzające o siebie zęby. Szybko zacisnęłam usta i odprowadziłam wzrokiem udających się do lasu mężczyzn. Prowadzona szeptem kłótnia tylko potwierdziła moje przypuszczenia. Wkrótce ścieżkę, po której szli, zakryły mi drzewa. Dobrze ją znałam.

Dróżka prowadziła do kamiennych kręgów.

Kiedy byłam pewna, że żaden z nich mnie nie usłyszy, zerwałam się na równe nogi i pobiegłam na pole namiotowe. Wiedziałam, że moi prześladowcy nie będą tracili czasu na rozkopywanie ziemi, bo szybko zauważą, że ktoś ich uprzedził. Tym kimś byłam oczywiście ja.

Szybko obliczyłam czas, który zajmie im pokonanie drogi do kręgów kamiennych. Mnie od pola namiotowego dzieliło dziesięć minut szybkiego biegu, natomiast im dostanie się w miejsce wskazówki powinno się udać w mniej więcej pół godziny. Powrót będzie trwał tyle samo, no chyba, że wściekłość zastąpi Red Bulla i doda im skrzydeł (albo silniki rakietowe). Zatem mamy jakąś godzinę na ucieczkę z Węsiorów, zanim ten goryl i jego chudy jak szczapa asystent wyrwą z naszych rąk wskazówkę. Oczami wyobraźni widziałam, że to nie będzie miłe spotkanie.

Kiedy ujrzałam ogromne bramy Grodu Gotów, ledwo łapałam oddech, a moje serce waliło, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. Mimo to nie zwolniłam biegu, a do naszego tymczasowego mieszkanka wpadłam jak burza. Niechcący przestraszyłam Aleksa, który właśnie czytał wskazówkę.

- Musimy stąd wyjechać. I to jak najszybciej, inaczej oni nas złapią.

Chłopak był równie zdezorientowany jak ja podczas lekcji algebry. Posadził mnie na śpiworze i kazał powiedzieć wszystko po kolei. Jego pełen spokoju głos wyraźnie kontrastował z panującym w mojej głowie chaosem. Szybko streściłam mi całą historię, a on zamyślony kiwał głową, jakby w myślach układał puzzle.

Nie ukrywam. Teraz zaczęłam się bać, a cała aura tajemnicy i ogrom stresu tylko dopełniły dzieła. Jak cenny jest skarb? Do czego są zdolni nasi przeciwnicy? Gdzie zaprowadzi nas kolejna wskazówka? Te pytania kotłowały się we mnie od dłuższego czasu, a ja nadal nie znałam na nie odpowiedzi. Dodatkowo czułam, że teraz zagraża nam realne niebezpieczenstwo, które z każdą chwilą jest co raz bliżej. Jak dwójka nastolatków poradzi sobie z dorosłymi mężczyznami?

Płynąca w żyłach adrenalina pozwalała spakować wszystko do przepełnionych walizek i plecaków, jednak brunet uparł się, że zostaniemy tu jeszcze chwilę, żeby uciąć sobie drzemkę.

- Najbliższy pociąg wyjeżdża dopiero jutro nad ranem, więc te kilka godzin możesz poczekać. Poza tym jesteś wykończona i nawet hektolitry kawy ci nie pomogą. Wiem co mówię.

Nie miałam sił, by się z nim spierać. Nawet nie zdążyłam się wygodnie ułożyć, a już zasnęłam. Strach, ekscytacja, stres oraz inne emocje nie miały już znaczenia.

Oddałam się w ramiona Morfeusza.

Słoneczniki 2020Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz