Zaintrygowana przyjrzałam się dołączonemu do wskazówki sygnetowi. Ostatnim razem, gdy poza listem otrzymałam coś jeszcze, nie spotkało mnie nic przyjemnego, więc dlaczego tym razem miałoby być lepiej? Zdegustowana zdałam sobie sprawę z dwóch faktów:
Po pierwsze, czeka mnie dalsze wędrowanie po Polsce.
Po drugie, będę zmuszona kontynuować tę podróż sama (nikt nie wspominał, że mojego towarzysza przyjmą z otwartymi ramionami).
Niezbyt mi się to podobało, jednak nawet Aleks (tak, ten sam zapalony poszukiwacz skarbów) stwierdził, że od teraz nasze drogi się rozdzielają. A szkoda, bo zdążyłam go polubić.
- Czyli muszę się udać do zamku...
- Czajków. List musi być stary, bo zapisano w nim jego pierwotną nazwę. Albo zrobiono to dla utrudnienia. Niemniej twierdza, znana w Wikipedii lepiej jako zamek Czocha, znajduje się w województwie dolnośląskim, nad Kwisą, która z kolei jest głównym dopływem Bobru.
Od razu widać, kto uważał na lekcjach geografii... Mimo to byłam pełna podziwu dla determinacji, z jaką stara się mi pomóc. Przecież doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że od teraz będę musiała uporać się z wszystkim sama, zresztą sam mówi o tym otwarcie. Nagle poczułam przemożoną chęć przytulenia Aleksa, co zresztą zrobiłam. Chłopak przez chwilę stał zdezorientowany, jednak później odpowiedział mi równie serdecznym uściskiem.
Niestety nawet najcudniejsze chwile kiedyś się kończą, tak było też z tą. Przyjazd jego pociągu definitywnie kończył naszą wspólną przygodę i od teraz będę musiała sobie radzić sama. Zaskakujące, jak w ciągu kilku dni potrafimy przywiązać się do drugiego człowieka. Ostatni raz zerknęłam na bruneta, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Wiesz, że nie zdradziłaś mi swojego nazwiska, tajna agentko Mel? - zdziwiło mnie, że użył zdrobnienia. Dla niego zawsze byłam Amelią.
- Serio? Eh... Moretti. Uprzedzam pytanie: tak. Mój tata jest Włochem.
- Nieźle - zagwizdał z uznaniem - To teraz pytanie trochę bardziej... bezczelne.
Bóg mi świadkiem, że nie miałam pojęcia, co temu chłopakowi mogło chodzić po głowie, więc mimowolnie się spięłam. On oczywiście to zauważył i uśmiechnął się zawadiacko:
- Dasz mi swój numer?
***
Nerwowo obracałam na palcach sygnet, jednocześnie próbując objąć wzrokiem ogrom Twierdzy Szyfrów. W przewodniku turystycznym wyczytałam, że podczas wojny przechowywano tu urządzenie do rozszyfrowywania depesz radzieckich, stąd ciekawa nazwa. Jeszcze przepływając przez rzekę, zwróciłam uwagę na styl architektoniczny warowni. Przechodząc przez bramę, razem z grupką zagranicznych turystów trafiłam na przedzamcze. Dziś jednak nie miałam głowy do podziwiania zachowanych w świetnym stanie budynków gospodarczych czy znajdującej się pośrodku dziedzińca Studni Niewiernych Żon. Najpierw musiałam znaleźć skarb. O ile ktoś mnie już nie uprzedził.
Nie zwracając większej uwagi na tutejsze atrakcje, skierowałam się w stronę bogato zdobionego portalu, który prowadził prosto do głównego wejścia zamku. Już na prowadzącym do twierdzy moście zrobiłam około dwudziestu zdjęć (co jak co, ale nigdy nie przegapię okazji do wykonania cudownych fotografii). Z wewnątrz usłyszałam czyjś melodyjny głos opowiadający po krótce o właścicielach warowni. Tu także zaparło mi dech w piersiach, a i przewodniczka wyglądała jakby rodem wyciągnięta z czasów świetności zamku. Na wszelki wypadek postanowiłam trzymać się blisko kobiety i zadawać jak najwięcej pytań - nikt nie zabronił mi dowiedzieć się nieco więcej.
![](https://img.wattpad.com/cover/232043259-288-k9072.jpg)
CZYTASZ
Słoneczniki 2020
AventuraNajbliższe dni zapowiadają się niezbyt ciekawie. Pogoń za podręcznikami, zapisywanie kolejnych stron w pamiętniku i może jakiś wyjazd do babci. Eh... W te wakacje jak zwykle nic się nie wydarzy. Wszystko zmienia się po pewnym spacerze. Czy stary li...