🌻 rozdział drugi🌻

26 6 4
                                    

To był impuls. Wystarczyła chwila, by podjąć decyzję o wyjeździe do Gdańska. Przypominam, to mózg odwalił całą robotę. Taki odruch bezwarunkowy, którego najprawdopodobniej będę żałowała. Albo wspominała z radością, to zależy od okoliczności znalezienia skarbu. Mam tylko nadzieję, że nie będę musiała ganiać za krzyżykiem na mapie i uciekać przed obłąkanymi piratami. No co? Wiadomo, jak to wygląda na filmach.

Ale żeby nie było, że zbaczam z tematu. Podróż pociągiem, mimo wcześniejszych obaw, okazała się przyjemna i minęła bez większ koych problemów. Choć zdawaliśmy sobie sprawę z zbierających się nad naszymi głowami czarnych chmur, staraliśmy się nie myśleć o koniecznej dla mamy rehabilitacji i cieszyć się wyjazdem do nadmorskiej stolicy, co, jak się później okazało, nie było aż takie trudne. Większym kłopotem było zapomnienie o tajemniczym liście, który z każdą chwilą przypominał mi o tym, że nie jadę tam tylko zwiedzić gdańską starówkę. Jednak dla dobra rodziców i nie pogłębiania problemów (to na pewno będzie problem, tego nie kwestionuję) postanowiłam zachowywać się w miarę normalnie i zignorować irracjonalne uczucie obserwacji. Jak widać, udało mi się to dość dobrze. Brałam czynny udział w rozmowie, dowiedziałam się, dlaczego mama akurat teraz musi jechać na rehabilitację, słuchałam muzyki. Nawet zajrzałam do książki (to, że znowu nic nie przeczytałam, to całkiem inna kwestia).

Po taksówkowej szybie spływały już pierwsze krople deszczu, a ja w duchu dziękowałam kierowcy, że wziął nas bez wcześniejszego kontaktu - inaczej stalibyśmy na peronie jak zmokłe kury. Siedząc na tylnym fotelu samochodu, szukałam więcej informacji na temat szpitala, w którym będzie przebywała mama. Jeden z oddziałów jako jedyny ośrodek w Polsce realizował program rehabilitacji po zabiegach o nazwie nie do wymówienia. Niemniej powinniśmy się cieszyć, że nie jest konieczny wyjazd za granicę, a co za tym idzie, wyższe koszty terapii. Jeśli mam być szczera, to nawet nie wiedziałam o zabiegu, dzięki któremu mama mogła normalnie chodzić. Byłam pewna, że wszystko samo się naprawiło i nie było potrzeby ingerowania w jej kolano. Niestety, po niespełna dwóch latach od zakończenia leczenia, coś znowu się popsuło (nie pytajcie mnie co, bo nie wiem), a jedynym ratunkiem okazał się Oddział Chirurgii Urazowo - Ortopedycznej w gdyńskim szpitalu im. Wincentego a Paulo. Tam też dojechaliśmy.

Budynek, jak każdy tego typu, zawsze przejmował mnie grozą. A zwłaszcza pracujący tam ludzie. Tylko co ja za to mogę, że cierpię na jatrofobię? Towarzyszący temu syndrom "białego fartucha" zawsze dotrzymywał mi towarzystwa już w drzwiach szpitala. Tak było też teraz. Aby uniknąć niepotrzebnych komplikacji, zostałam na zewnątrz i próbowałam wyrównać przyspieszone tętno. Udało mi się dopiero wtedy, gdy tata wyszedł z budynku, czyli po jakiejś godzinie. Cmoknął mnie przelotnie w czoło, po czym przekazał mi opinię lekarza (połowy nie zrozumiałam). Żeby dłużej nie stać w otoczeniu budynku, poszliśmy do pobliskiej restauracji. Tam dowiedziałam się kolejnej nowiny - zostaniemy tu przez kilka najbliższych tygodni. Problemów z noclegiem nie będzie, bo okazało się, że na przedmieściach Gdańska mieszka moja ciocia, która chętnie przyjmie nas na ten czas.
- Zawsze bliżej niż z centrum Warszawy. Myślę, że zostaniemy tam na tydzień, może dwa. Zobaczymy jak będzie wyglądała sytuacja.
Zamyślona kiwnęłam głową i wzięłam łyk soku pomarańczowego. Chwilę później zadzwoniłam po kolejną taksówkę, a tata zapłacił za posiłek. Nie przeczę, bardzo mi smakował, ale i tak sądzę, że ceny były zbyt wygórowane. Na szczęście to był mój najmniejszy problem.

Niedługo potem znów siedziałam w taksówce, zastanawiając się nad wizytą u cioci. Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek ją odwiedzała. Ona także nigdy do nas nie wpadła. Nie miałam aż tak rozwiniętego drzewa genealogicznego, by nie pamiętać poszczególnych członków rodziny i byłam pewna, że odwiedzaliśmy tylko brata mamy, a nie jej siostrę. Mimo to dobrze, że mieszkała w pobliżu. W innym przypadku nie byłoby tak kolorowo.

Słoneczniki 2020Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz