Gdy otwieram oczy widzę przerażającą jasność. Nie wiem gdzie jestem i w pewnym sensie czuje przerażenie, ale też ulgę. cCzy umarłam?
-Nie, nie umarłaś Melanio.
Moje oczy przyzwyczaiły się już do jasności, ale na dźwięk głosu i mojego imienia impulsywnie się odwracam.
Jestem w jasnym pomieszczeniu, w sumie nie wiem czy to pomieszczenie. Nie wiem czy to na czym stoję to podłoga, czy ściana czy sufit. Nigdzie nie ma połączenia, to taki pusty świat. Jasny, pusty świat.
Dopiero po chwili do mnie dociera, że naprzeciw mnie stoi jakiś jegomość. Mężczyzna ubrany jest w białą szatę, a może to koszula? Chyba koszula. Włosy ma ścięte krótko, na jego bladej twarzy gości ciepły uśmiech. Jego jasne oczy patrzą prosto w moje.
-Kim Pan jest? Gdzie ja jestem? - pytam wystraszona i impulsywnie si ę cofam.
-Melanio, spokojnie. - mężczyzna wyraźnie jest zmartwiony. - Nikt Cię już nie skrzywdzi.
Na te słowa zamieram i czuję coś ciepłego na plecach. Szybko sprawdzam miejsce, gdzie zostałam uderzona. I oniemiałam.
Nie było rany ani krwi ale za to, była wielka, świeża blizna. Największa z wszystkich 57 innych.
-Melanio. Spójrz na mnie. -słyszę glos mężczyzny. Opuszczam koszulkę i podnoszę wzrok wprost na niego.
-Nie umarłaś. Jesteś już bezpieczna. Nie wiesz gdzie możesz byc? Usiądź na ławce i pomyśl.
Na ławce? Obracam się i widzę białą, bo jakby inaczej, ławkę. Moge przysiąc, że jej tu nie było.
-Bo nie było. - uśmiecha się meżczyzna.
Podnoszę brew i siadam, czekając na wyjaśnienia.
-Wyjaśnienia? No dobrze, zacznijmy. Po pierwsze, tak umiem czytać Ci w myślach. Mogę czytać w myślach każdego. -podnoszę brwi na znak zdziwienia i słucham dalej- po drugie, nie umarłaś. Ale na Ziemii też nie jesteś. -to gdzie jestem?!- nazwijmy to miejsce przestrzenią przed niebem. Musiałem to zrobić. Musiałem Cię stamtąd wydostać. To nie była Twoja rodzina. Nie prawdziwa rodzina.
Wiedziałam. Wiedziałam, że to nie oni.
-Ale musisz wrócić na ziemię. Ale nie jako ta sama osoba. Znaczy... Jako Melania, ale nie będziesz zwykłym człowiekiem.
-Jak to? -dziwię sie.
-Musisz odnaleźć swoją rodzinę. A właściwie tylko braci. Rodzice... Cóż. Nadszedł ich czas.
Siedzę na ławce. Nie wiem co powiedzieć.
-Ja... Mam braci? - wyszeptuje.
-Tak i to bliźniaków. -mężczyzna sie usmiecha- Chcesz wiedzieć jak sie nazywają?
Patrzę sie na niego oniemiała. Boże. Mam braci. Kiwam głową.
-James i Olivier. Nietypowe imiona. Tak samo jak Melania. -rumienię się- Nadal przeżywają Twoją stratę, jeden w szczególności. Musisz też pomoc kilku osobom, a do tego, potrzebna jest Ci czasem niewidzialność. Tak samo jak tak zwana teleportacja.
-Przepraszam?
- Dobrze słysysz. Gdy pomyślisz sobie, że chcesz być niewidzialna, taka też się staniesz. Co do przenoszenia się, wystraczy, że pomyślisz miejsce, w którym chciałabyś być.
Siedzę z opuszczonymi rękami i tępo wbijam wzrok w mężczyznę. Po chwili jednak wybucham śmiechem.
- Ale mnie pan nabrał, prawie uwierzyłam. Dobrze, ale chciałabym już wrócić tam gdzie byłam. Może to sen? Na pewno jestem nieprzytomna, zaraz się ocknę... -czuję rosnącą blokadę w gardle- Boże, zaraz się ocknę...
Po jego niewzruszonej twarzu wnioskuję, że to nie są żarty.
- Czyli jednak... Ale jak? To jest niemożliwe. To nie jest prawdą.
Dostaje olśnienia.
- Przestrzeń między niebem? -przerażam się.
Mężczyzna tylko sie uśmiecha.
Boże. Właśnie. B o ż e.
Zastanawiam się chwilę. A jeśli to prawda? Jeśli moge odnaleźć braci? Jeśli naprawdę mam braci?
- Jacy oni są?
Mężczyzna patrzy na mnie ze wzrokiem przeszywającym mnie na wylot. Czuję się trochę nieswojo.
-Wciąż przeżywają Twoją strate, a tym bardziej, że niedługo Twoje urodziny -a no tak- Jeden przeżywa to bardziej. Ale sama sie dowiesz dlaczego.
Uznaje to za koniec wyjaśnień i kiwam głową. Ale zaraz, cały obraz sie rozmazuje. Czy to sen? Czuje jakbym spadała, a ostatnie słowa jakie słyszę to:
-Nie, to nie sen. Znajdź ich.
I znikam. A razem ze mną wszystko inne.

CZYTASZ
Czy to sen? ✓
FanfictionMelania to spokojna i cicha dziewczyna. W jej życiu nie ma nic ciekawego, gości w nim tylko ból i strach. Za przyjaciela ma szkolnego przystojniaka Nikodema, przez co każda dziewczyna jej nienawidzi. Czuje jednak, że nie pasuje do swojej rodziny. To...