s p o j l e r y
witam, cześć, czołem, dziś recenzja ostatniej części Magnusa.
także ten, no, jakieś jedzonko, szamka i zapraszam.
cytat:
❞To mogło się skończyć w każdej chwili. My, einherjarzy, wiemy, że naszym przeznaczeniem jest umrzeć. Że świat się skończy. W wielkiej skali nie da się nic zmienić. Ale póki co, jak powiedział niegdyś Loki, możemy próbować zmieniać szczegóły. Tak właśnie przejmujemy kontrolę nad przeznaczeniem.❞ ~Magnus Chase.
O czym jest książka?
Magnus Chase, rezydent Hotelu Walhalla i jeden z wojowników Odyna, a zarazem syn Frejra, boga lata, płodności i zdrowia, nie ma jakichkolwiek skłonności do walki. Jednak ma za to silnych i wiernych przyjaciół, takich jak elf Heartstone, krasnolud Blitzen i walkiria Samira, z którymi dokonał wielu czynów, takich jak zawiązanie nowych więzów na Wilku Fenrirze, czy odebranie olbrzymom młotu Thora. Teraz przed Magnusem następna trudna próba.
Bóg intryg, magii i podstępu, Loki, uwolnił się z więzów. Z pomocą zastępów olbrzymów i draugrów (wolę pisać draugr niż nordycki zombie, dobra?) przygotowuje Naglfar, Statek Umarłych, do wypraw naprzeciw asgardzkim bogom, która rozpocznie ostateczną bitwę, czyli oczywiście Ragnarok. Oczywiście tylko główny bohater i jego przyjaciele mogą go pokonać i powstrzymać koniec światów, bla bla bla. Najpierw muszą przepłynąć oceany Midgardu, Jotunheimu i Niflheimu i dotrzeć do Statku Umarłych, zanim wyruszy w swój niszczycielski rejs. Po drodze przeżyją bliskie spotkania z rozgniewanymi bóstwami morskimi, nieprzyjaznymi olbrzymami i złośliwego smoka, co zionie ogniem. Jednak największym wyzwaniem dla Magnusa okażą się jego własne demony.
Moja opinia.
Cóż, to już koniec Magnusa.
No nie do końca koniec, ale to trochę później.
A więc, książka sama w sobie nie była zła.
Myślę, że Riordan chciał przedstawić mitologię nordycką w taki zabawny sposób, jednak nie do końca mu to zawsze wychodziło.
Zauważyłem, że został tu utarty pewien schemat. A mianowicie ❞od questa do questa❞.
Jeśli ktoś by nie wiedział, to w skrócie polega to na tym, że matka każe ci pójść po, nie wiem no, masło do sklepu, ale okazuje się, że sklep obok jest zamknięty i musisz iść do innego, po drodze okazuje się jeszcze, że najkrótszą drogę remontują i musisz znaleźć inną i do tego zaczyna cię atakować jakiś Mietek leżący pod ławką, bo chce kilka złoty na piwsko, i tak dalej, i tak dalej.
Szczerze mówiąc, książka mi się powoli zaczynała nudzić.
Dopiero w sumie teraz zauważyłem, że Magnus został wykreowany na taką ciapę, co często wszystko robi nie tak, a inni są lepsi. Może chodziło o to, że ma być w miarę zwyczajny (na ile zwyczajny może być ktoś, kto umarł)?
A relacja między głównym bohaterem, a Alex(em), jest zrobiona tak trochę na siłę. I mean, spodziewałem się, że w końcu będzie pomiędzy nimi coś więcej niż przyjaźń.
A nasz ukochany, główny antagonista tej książki, czyli Loki, jest już w ogóle popsuty. Prędzej może w pewnym stopniu był ciekawy i tajemniczy, a teraz to taki nijaki jest. Idealny na postać trzecioplanową (jeśli taka istnieje).
Poza tym, co dwadzieścia stron możemy przeczytać, jak to walkiria Samira dzielnie modli się podczas ramadanu, czyli muzułmańskiego postu, podczas którego można jeść tylko daktyle (nie mylić z pterodaktyle). Naprawdę, miło, że jest jakaś osoba o odmiennych wyznaniach et cetera, ale gdyby tak wywalić wszystkie momenty, gdzie mówione było jaki to ramadan jest wspaniały, jaka to Sam jest bardzo dzielna nie jedząc ani nie pijąc niczego w czasie dnia, to fabuła ani trochę by się nei zmieniła.
Do tego jeszcze krasnolud Blitzen, który bardzo świetnie się ubiera. No dobra, okej przyznaję, że ma talent do ❞mody❞, ale po co ciągle w kółko to podkreślać? Jakby, wystarczyłoby, żeby opisać jego ubiór, a nie do tego jak najmocniej podkreślać jaki to jest wspaniały.
Najlepszą postacią jest głuchoniemy Heartstone. On z nich wszystkich najwięcej przeszedł, jest najbardziej spoko.
A co do akcji to jak już mówiłem, ❞od questa do questa❞.
Wyprawa do Naglfara, zdobywanie rzeczy, zdobywanie sojuszników po drodze, trochę kłopotów, chwila wytchnienia. Jak w jakiejś grze komputerowej.
Słowem końca, książka nie była zła, chociaż najlepsza też nie. Tak neutralna. Czasami nudna. A najbardziej urzekła mnie okładka (nie oszukujmy się- jest świetna). Gdyby powstała kolejna część, nie wiem czy bym po nią sięgnął. Myślę, że bardziej z desperacji, bo nie mam co czytać.
ciao!
CZYTASZ
Recenzje książek
Novela Juvenilwięc, tak jak tytuł głosi, będę pisać recenzje książek. z tym wyjątkiem, że to będą recenzje książek papierowych, a nie tych wattpadowych. zapraszam do środka. okładkę zrobiłem ja sam.