Skyrius XVII

285 29 17
                                    

Usiadłem na białym kocyku w srebrną kratkę obok Nialla i opowiedziałem mu historię Madison. Chłopak słuchał mnie bardzo uważnie i dokładnie kodował każde słowo, które do niego mówiłem, przez co czułem się trochę zestresowany. Mimo wszystko, kiedy skończyłem to poczułem w pewnym sensie ulgę. Zrzuciłem z siebie ten cały ciężar i smutek. Niall to naprawdę wspaniały człowiek. Cieszę się, że go poznałem, bo mogę zawsze na niego liczyć oraz być pewnym, że zawsze wesprze mnie w trudnych chwilach.

Postanowiłem nie myśleć o jego wieczornym wyjściu z Davidem i skupić się na tym co dzieje się teraz. Sięgnąłem w stronę koszyka, aby zobaczyć, co znajduje się w jego wnętrzu. Delikatnie uśmiechnąłem się do blondyna widząc w środku są dwa duże, wegetariańskie burgery, frytki, butelkę wina i dwa duże kieliszki.

- Mam nadzieję, że będzie ci smakować. Wiem, że jesz mięso, ale te są serio nieziemskie - nasze spojrzenia się spotkały, a blondyn po chwili podał mi moją kanapkę.

Bez dłuższego zastanowienia zdjąłem z niej papier i wziąłem pierwszy kęs. Muszę przyznać Horanowi rację. Ten burger jest naprawdę pyszny. Najciekawsze w nim jest to, że nie wiem do końca co mam w ustach. Czuję sałatę, pomidora, jakieś kiełki, ale z czego do cholery jest ten wegetariański kotlet!? Biorąc kolejnego gryza spojrzałem na mojego towarzysza. Z tego co wywnioskowałem to jemu również smakowało.

- Mówiłem, że dobre? - spytał, a w jego głosie dało się słyszeć dumę z samego siebie, bo to przecież dzięki niemu jemy teraz te pyszne burgery.

- Dobre? One są po prostu zajebiste - uśmiechnąłem się od ucha do ucha, kontynuując jedzenie.

Burgery były tak pyszne, że razem z Niallem skończyliśmy je dosłownie w pięć minut. Chłopak sięgnął wówczas do koszyka po butelkę z winem i korkociąg do niej. Wyciągnął korek i po chwili podał mi kieliszek z ciemnym winem.

- No to, żeby to nie był nasz ostatni piknik i żeby wszystko się ułożyło w naszych sprawach sercowych - wzniosłem mini-toast, stuknęliśmy się kieliszkami i powoli, rozkoszując się smakiem, zaczęliśmy pić czerwony trunek.

Oparłem swoją głowę o ramię blondyna. Nie wiem czemu, ale nie mam problemu z okazywaniem mu uczuć. Jest to dla mnie naturalne i mam nadzieję, że jemu również to nie przeszkadza. Upijając ostatni łyk wina, spojrzałem ku górze. Na niebie zaczęły pojawiać się pojedyncze chmurki od nadciągające od strony morza, ale nie wyglądały one na te przynoszące deszcz.

Deszcz od zawsze kojarzy mi się ze łzami. Kiedy byłem mały to razem z siostrą mówiliśmy, że gdy padał deszcz, że to niebo jest smutne i płaczę. Mimo, że to było lata temu to jednak coś w tym jest. Nigdy nie lubiłem, kiedy ktoś inny przy mnie płakał, mimo, że sam często płakałem...

Nie wiem dlaczego, ale znowu zacząłem myśleć o wczorajszym wieczorze. Ariel wydawał się taki szczęśliwy... On był szczęśliwy, dopóki mnie nie pocałował... Wtedy wszystko prysnęło... Nie wiem dlaczego, ale wówczas zrobiło się po prostu dziwnie. Czułem, że obaj nie wiemy co teraz zrobić i jak sobie z tym poradzić. Ale to był tylko pocałunek... Nic więcej... Jednak coś w środku wręcz rozkazuje mi, abym coś z tym zrobił. Wiem. Napiszę do niego wiadomość, czy nie mogę do niego wpaść. Tak, to jest dobry pomysł. Szczera rozmowa jest zawsze dobrym pomysłem... To znaczy, tylko wtedy kiedy nie chce się powiedzieć czegoś komuś kto nie jest na to kompletnie przygotowany, tak jak zrobiłem to ostatnio ja...

- Harry, pośpiesz się! Ile można na ciebie czekać - usłyszałem donośny głos mojej matki, kiedy zapinałem ostatni guzik w mojej już wcale nie najnowszej koszuli.

Kiedy tylko pojawiłem się na dole zobaczyłem moich rodziców i stojących koło nich ich znajomych. Zaprosili ich, aby na moich osiemnastych urodzinach nie byli tylko oni. Moja siostra Gemma zadzwoniła do mnie i złożyła mi życzenia, ale niestety nie udało jej się przyjechać do domu na małą imprezę urodzinową, którą praktycznie sam przygotowałem. Zdenerwowałem się tym, że rodzice powiedzieli, że skoro są to moje urodziny to ja powinienem je sam przygotować, ale nie chciałem wdawać się z nimi w kłótnie. Mimo, że właśnie dzisiaj wkraczam w dorosłość to zarządziłem, że dzisiejsza impreza ma być bezalkoholowa. Nie chodziło wcale o to, że jestem przeciwnikiem spożywania tego rodzaju trunków, bo już dawno spróbowałem dosłownie wszystkich rodzajów jakie do się dostać w Anglii, ale chciałem tego dnia zrobić coś więcej. Postanowiłem, że dzisiejszy dzień ze względu na jego wyjątkowość i trzeźwość rodziców powinienem jakoś wykorzystać i powiedzieć im w końcu o mojej orientacji. Mimo, że wiedziałem, że raczej im się to nie spodoba to po cichu miałem nadzieję, że aż tak bardzo się tym nie przyjmą i jakkolwiek będą to tolerować.

Area For No-Straight | Larry |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz