xXx
rozdział,
w którym tracę sny
xXx
— Jeździ pan jak wariat — zauważyłam, chwytając mocniej pas bezpieczeństwa. Siedząca z tyłu Zyta zaśmiała się głośno, przyznając mi rację. Adam miał na tyle czelności, żeby się lekko zaczerwienić, ale tylko mrugnął mi okiem.
Nie znałam się na samochodach, potrafiłam za to poznać ilość wydanych na auto pieniędzy. Wygodne, skórzane fotele, wszystko w pełni zautomatyzowane i liczba pierdółek widocznych na wyświetlaczu przyprawiała mnie o zawrót głowy. Mieliśmy jechać do hotelu, omówiliśmy to przed wyjściem z kawiarni, stawiając sobie wzajemnie granice. W dowolnym momencie mogłam powiedzieć stop, wyjść i nie wrócić więcej do tematu tej pracy, oni też zostawiliby mnie w spokoju. Hajs dostałabym od razu do ręki wraz z pożegnaniem. Jeżeli po prostu atmosfera byłaby dla mnie zbyt trudna albo potrzebowałabym chwili przerwy, to zawsze mogłam to powiedzieć.
— Seks powinien być przyjemny — tłumaczyła mi Zyta, opierając głowę o szybę. Powinnam wtedy się odezwać, że jednak wejście do samochodu totalnie obcych ludzi nie jest najbardziej logiczną rzeczą, którą zrobiłam tego dnia. I że chciałam wysiąść. Czułam się nieco osaczona dźwiękiem aut jadących wokoło nas, cichym nuceniem z radia, głosem nawigacji i zapachem ostrych perfum kobiety, który w zamkniętym samochodzie sprawiał, że zaczynałam się dusić.
Jak pierwsza lepsza idiotka wpakowałam się do czyjegoś auta. Równie dobrze mogliby mnie teraz wywieźć za granicę i zostawić w jakimś burdelu czy coś, ale dzielnie trwałam na swoim miejscu.
Bardziej z głupoty niż z odwagi.
Dojechaliśmy na parking nieopodal hostelu, którego nazwy nie byłam w stanie wymówić nawet teraz. Państwo Dynga mieli wyjechać jutro, szczególnie wcześnie, żeby mnie nie budzić, to pieniądze zostawią w kopercie. Czy było to dla mnie wystarczająco dobre rozwiązanie?
Tak, było.
Poruszałam się jak przez mgłę, nie pamiętając nic z przejścia od samochodu do windy w budynku. Adam i Zyta zerkali na siebie, wymieniając spojrzenia, które pewnie wyrażały dezaprobatę moim zachowanie. Rodząca się w mojej głowie panika, stopniowo przedarła się w głąb ciała, aż znowu rozsiadła się wygodnie na śledzionie i zaczęła kopać w żołądek.
Wynajęty przez parę apartament cuchnął forsą. Salon był jasny, przestronny, gdzieś tam stał minibarek, a z boku wyraźnie mogłam dostrzec dwoje drzwi. Jedne do łazienki, drugie pewnie do sypialni.
Prawdę mówiąc, nie skupiałam się w tamtym momencie na otoczeniu. Czułam się jak niepasujący element puzzli, który ktoś na siłę próbuje wepchnąć w dane miejsce, bo brakuje mu ostatniego klocka do ułożenia ramki. A po niej podobno już szło z górki.
Posadzili mnie w fotelu, Zyta rozsiadła się w drugim, Adam poleciał zagospodarować minibarkiem.
— Masz ochotę na odrobinę wina? — spytał mnie, otwierając najpierw przestronną komodę wypełnioną zbyt drogim alkoholem, a potem lodówkę, sprawdzając co jest w środku. — Możemy zamówić coś do jedzenia albo już złożyć zamówienie na jutrzejsze śniadanie z budzeniem. Wolisz czerwone czy białe?
— Z-zdam się na pan... ciebie — poprawiłam się szybko, kiwając głową dla lepszego efektu. Kobieta siedząca obok nie wyglądała na przekonaną, gdy z tym swoim kpiącym uśmiechem obserwowała, jak denerwuję się coraz bardziej. Już przyszłam tu się z nimi przespać, to chociaż mogłam się zwracać do nich po imieniu.
CZYTASZ
Trójkąty sferyczne
RomanceStali się dla mnie obsesją, pogłębiającą się z każdym dniem, pocałunkiem, stosunkiem. Trwałam w tym dziwnym czworokąto-trójkącie najpierw dla pieniędzy, później z przywiązania, aż w końcu z miłości. Staczałam się na dno własnych uczuć, coraz bardzie...