Uwaga: Nowa forma rozdziałów, myślę nad krótszymi, ale częstszymi. Obecne są już przygotowane, ale szósty się wpisuje w vibe nowej metody. Pomyślę, może te już gotowe nieco przerobię, żeby tam też zwiększyć flow. Jeszcze nie wiem, jak to wyjdzie w praniu. Natomiast o wiele przyjemniej pisze mi się teraz teksty po 2000 słów i mam wrażenie, że narracja stała się dzięki temu nieco płynniejsza. Co o tym sądzicie? :)
xXx
rozdział,
w którym odkrywam Cytrusa
xXx
Chciałam opisać całe nasze dwa lata znajomości w kolejności chronologicznej, żebym mogła sobie to poukładać w głowie. W końcu zrozumieć, co tak bardzo wciąż mnie boli w tamtej niezapomnianej relacji. Ile z siebie dałam, czy to nie było za mało. Prawdę jednak mówiąc, to nasze pierwsze wyjazdy spotkały się z moją zaskakującą obojętnością.
Podobały mi się. Dostawałam za każdym razem wystarczający przypływ gotówki, żeby się nie bać wizerunku listonosza na horyzoncie. Ze spłacaniem rat wciąż stałam na bakier, ale powoli wychodziłam na prostą. Pewne trudności ze skontaktowaniem się z wierzycielami utrudniły mi próbę odbicia się od dna, ale wtedy czułam się silna. Pewna siebie, przynajmniej nieco bardziej niż zazwyczaj. W końcu zaczynało się układać.
Uprawialiśmy seks, ale jeszcze częściej uprawialiśmy ogródek. Adam weekendami pogrążał się czasem w pracy, czasem uciekał na rybne wyprawy, zostawiając mnie samą z Zytą i stadem zwierząt. Nie, żeby mi to szczególnie przeszkadzało. Stopniowo pozwalałam sobie na pogodzenie się z moją fascynacją do kobiety. Wcześniej mi się to nigdy nie zdarzyło, jakoś nie czułam pociągu do przyglądania się przebierającym w szatni przed WF-em koleżankom. Z nią było inaczej.
Pomagałam jej przy pieleniu grządek, gdy tłumaczyła mi nazwy i pochodzenie kolejnych kwiatów. Nie miałam pamięci do dziwnie brzmiących pierdółek, które, choć pachniały pięknie, o tyle wieloczłonowe imiona wpadały mi jedną uchem i wypadały drugim. Chyba w drugim samotnym weekendzie przeszłyśmy do ziół, w trzecim do warzywniaka.
Nie o tym chciałam napisać.
Chyba nie do końca nadal potrafię o tym mówić, gdy przypominam sobie pierwsze doznania, uniesienia i moje, wciąż wówczas nieśmiałe, próby dotyku. Nasza wspólna noc, ta z wypchaną kopertą, rozbudziła we mnie zaskakujące oczekiwanie i głód seksualny. Samodzielnie nie umiałam ich zaspokoić, wciąż krążąc wokół tematu. Nie porwali mnie do łóżka w pierwszy nasz weekend, ani w drugi. Dopiero w trzeci, ten ostatni, zanim Adam zaczął odpływać z naszych spotkań, pamiętam scenę w ogrodzie.
Gdy przyjechałam, opalała się nago. Psów nigdzie nie było w pobliżu, pewnie schroniły się w domu, nienawidziły upału. Miały swój kącik również w domostwie, klimatyzowane pomieszczenie z masą wynalazków i zabawek, w którym wylegiwały się leniwie.
Adam, jak zwykle, odstawił moją walizkę, zaprowadził mnie do ogrodu i podał kawę. Totalnie niezainteresowany faktem, że Zyta leżała naga na leżaku pośród szczególnie zadbanej aranżacji kwiatowej. I sobie, cholera jedna, chrapała na całe osiedle. O ile jakieś było w ogóle na tym zadupiu.
Może spaliłam buraka, może wylałam wtedy na siebie kawę, gdy w końcu kobieta się przeciągnęła. Znajdowała się kilka metrów od nas, nie mogłam tego widzieć z tarasu, ale teraz sobie wyobrażam, że jej skóra kąpała się w promieniach słońca. Że odbijały się one od kropelek potu, spływające wzdłuż piersi. Odwróciła się w naszą, moją i Adama, stronę, lustrując nas wzrokiem.
CZYTASZ
Trójkąty sferyczne
RomanceStali się dla mnie obsesją, pogłębiającą się z każdym dniem, pocałunkiem, stosunkiem. Trwałam w tym dziwnym czworokąto-trójkącie najpierw dla pieniędzy, później z przywiązania, aż w końcu z miłości. Staczałam się na dno własnych uczuć, coraz bardzie...