Rozdział 12 * maraton 2 *

76 5 2
                                    

* Jay evil pov's *

Pfff Władzio się wkurwił i odłączył nas od szefa... A jego durne cienie zaczynają nas prowadzić do jakieś celi. Co oni se myślą?! ŻE NAJPIĘKNIEJSZY I WSPANIAŁY KAPITAJ J BEDZIE SIĘ KŁANIAŁ JAKIEMUŚ WŁADCOMI MROKU?!

Niech zrobi staruszek miejsce na młodszych antagonistów! Już miałem wyciągnąć nunchacu, ale powsczymał mnie Cole. Albo to, co zostało z jego cielesnej formy...

- Jay spokojnie... - powiedział kładząc, krystaliczno-kamienne kszydło, na moim ramieniu. Tylko on mnie i szefa rozumie. Tylko on tu wie... Co straciliśmy... Kogo straciliśmy

- Jak myślisz da radę bez leków? - o wilku mowa. Leki... LEKI! OMG zapomniałem mu je dać! Fuck.... To będzie się działo. Cole tylko popatrzał się na mnie pytającym-potworzy wzrokiem.

- myślę że tak ale nic nie wiadomo...

- jak coś to ty będziesz go karmił kapitanie - powiedział popychając mój zacny, piękny i zajebisty kapelusz. Aż mnie piórko łaskotało w twarz.

- Czemu ja muszę go karmić?! On przebija tymi kłami skały a jak nie ma leków to jest i głodny i wkurwiony! - poprawiłem kapelusz i stanąłem na wprost tej chodzącej kupy gruzu oraz kamieni. Ja mu ledwie do sięgałem do skrzydeł. Niestety jestem z naszej trójki niski, No ale od tych zwierząt nie da się być wyższym! Ale tylko ja z tej ekipy jestem elegancki, piękny i czarujący. Jednak Szef był jednym z pierwszych... Dlatego też jest szefem, jednak nie tylko dla tego.

- czemu ja mam go zawsze karmić?! On bez leków jest dosłownie niewyszytym potworem!

- A czemu ja mam to robić?! Ty jesteś jego jedyną rodziną on ci krzywdy nie zrobi...

- Cole... Nie mów tak! Jesteś jego najlepszym przyjacielem i też jesteś naszą rodziną... Takim pieskiem... Ze skrzydłami, ale jednak jesteś w rodzinie - uśmiechnełem się do niego, lekko tykając jego skrzydła. Pomimo tego że są zrobione z kamienia są bardzo cieplutkie! W wolnym czasie pozwala nam sobie je głaskać, ale wolimy go głaskać, po głowie pomiędzy rogami.

Strażnicy w końcu zaprowadzili nas pod cele. Lochy jak lochy nic nowego. Poprawiłem kapelusz i napuszyłem piórko, po czym sługusy nam otworzyli wielkie, grube, metalowe drzwi. Mieliśmy wejść jak bogowie olimpu! Jak Hefajstos i Zeus! Ale oczywiście wepchnięto nas do pomieszczenia jak... JAK NINJA. UGH! Te brak kultury dla piratów zaczyna mnie denerwować! Sługusy zamknęły drzwi za nami a ja ich zabijałem wzrokiem

- Oj czyżby nasz kapitan się zdenerwował? Uważaj, bo ci pióro się utleni - parsknął śmiechem Cole. Teraz udaje śmieszka HA bardzo śmieszne. Poklepał mi kapelusz że spadł mi na oczy zasłaniając moją widoczność.

- Czy to cię śmieszy kupo gruzu?! - warknołem gdy tylko poprawiłem sobie kapelusz - i NIE TYKAĆ MOJEGO KAPELUSZA!! - dodałem, a moje oczy bardziej zabłysły na krwisty kolor. 

- J-Jay? - usłyszałem jak ktoś wydukał moje imię. Spojrzałem na dziewczynę i ... to była Nya. Miała rozczochranego kitka, a kosmyki włosów spadały na jej twarz, która ukazywała smutek jak i tez utratę. HMMM jakbym gdzieś to widział. Jednak moja ukochana już odeszła wiec mnie już nie rusza. Jednak coś we mnie pękło? Sam nie wiem.  Ten dobry ja coś do niej czuje...jednak on przeżył jej śmierć, i czemu on nie odpuścił?!

- Raczej nie twój dziewczynko - huhuhuhuhu oj to sobie wykopałem grób. No ale co mogę powiedzieć jak to że mogę sobie zażyczyć wszystkiego, czego dusza zapragnie

- DZIEWCZYNKO?! I z jednym się zgodzę ty już nie jesteś moim Jay'em!

- Ale nie krzycz my też tu nie siedzimy z przyjemności, ale raczej z rozkazu naszego szefa albo tak zwanego lidera - dokończył Cole siadając przy ścianie, co też zrobiłem.

- Lidera? Wy chyba nie mówicie o Kai'u? - powiedział lekko się śmiejąc ta zielona breja. Zabójca marzeń pięknych jak i bolesnych.

- Nie lidera a SZEFA i tak u nas to Kai - wytłumaczyłem naszemu paniczowi oni oraz smok. JEZZZ

- I nikt nie chce go zastąpić ? SERIO?! Przecież to Kai...- powiedział niedoświadczony zielona marchewka, oj nie doświadczył zimnego spojrzenia mówiący " wypierdalaj za drzwi nie dostaniesz kolacji ". Chyba nawet nie doświadczył żadnego takiego wzroku. To wiele wyjaśnia. Jednak odjaniepawlił wiele błędów i wszystko zapisywał  nie na swoje konto tylko na wspólne konto mówiąc " MY to zrobiliśmy i MY to naprawimy". Dalej nie rozumiem ludzi, którzy go uwielbiają. Nic dziwnego że lecą na niego jakieś małolaty. 

- A  zapominałeś już czemu tu siedzisz, przywiązany i zamknięty kilka godzin w tej mokrej i brudnej celi?! Może myślałeś że  to my mamy moc naszego blaszaka i tak se was złapaliśmy? Jeśli myślałeś tak to jesteś większym idiotą niż sądziłem...- puściły mi nerwy przy tej bez sensownej kłótni. Nawet nie chce patrzeć na tego śmierdziela w zielonym stroju, w którym to JA powinienem być. EHH.  Milczy, a niech milczy. Nie mam zamiaru mu udowadniać ... Przez jakiś czas siedzieliśmy cicho. Taka cisza gęsta że mogłem ją pokroić nożem.  Za drzwi było słychać jakiś łomot. Czyżby jakiś lamus się wywrócił na umytej podłodze? HA! Chciałbym to zauważyć. Zamki zaskrzypiały w drzwiach a przez nie wszedł ... 

SZEF?!?!? Ledwo przeszedł przez nie a sam z siebie zaczął dymić. To zły znak. Szybko podszedłem do niego a Cole lekko mu pomógł skrzydłem. 

- l-leki...





Ninjago : Legendy MrokuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz