Panujący na trakcie ruch wzmagał się, w miarę jak zbliżali się do Radhmor. A zbliżali się od dziesięciu dni, dziesięciu najdłuższych i najgorszych dni w życiu Carvena. Wymęczony podróżą i niewdzięcznym towarzystwem zaczął liczyć, że napadną na nich rabusie i ktoś przypadkiem go zabije, skracając jego męki.
Wyładowane wozy z trudem mijały się na zatłoczonej drodze. Poruszający się pieszo wieśniacy, prowadzący obładowane woły lub osiołki, utrudniali przejazd, niespiesznym krokiem zmierzając na Festiwal Zwycięzców — coroczny, znany na cały kraj jarmark, przyciągający do miasta mnóstwo ludzi zwabionych oferowanymi w tym dniu atrakcjami. Festiwal Zwycięzców cieszył się popularnością nie tylko ze względu na oferowane w przystępnych cenach towary, ale także przez towarzyszące mu zabawy pełne darmowego wina, muzyki i tańca do białego świtu.
Carven uwielbiał to święto. Nieprzerwanie, odkąd ukończył dwanaście lat, w nim uczestniczył. Jednak nie wszystkie wizyty w Radhmor przyjemnie wspominał. Gdy był młodszy, przyjeżdżał tu z ojcem. Cały dzień był zmuszony stać na nieznośnym upale na zatłoczonym placu, wysłuchiwać przekrzykujących się kupców i narzekania targujących się o niższą cenę klientów, a po zapadnięciu zmroku, gdy wszyscy udawali się za miasto na odbywającą się tam zabawę, jego zamykano w pokoju. Sfrustrowany mógł jedynie wyglądać przez okno na płonące w oddali ognisko, słuchać skocznej muzyki niosącej się ponad uśpionym miastem i wyklinać Teamisa za jego niesprawiedliwą decyzję.
Dopiero w wieku szesnastu lat, gdy wymknął się z zamknięcia, zrozumiał dlaczego na Festiwal Zwycięzców zjeżdżają się mieszkańcy z całego Faswneshu. I mimo że następnego dnia, po zaangażowaniu straży do poszukiwań, odnaleziono go śpiącego na obrzeżach miasta, Carven nie żałował swojej decyzji. Niedługo potem, natchniony wydarzeniami z tej pamiętnej nocy, po raz pierwszy wybrał ze skarbca pokaźną sumę pieniędzy i niepostrzeżenie opuścił Daleeun, robiąc wszystko to, czego dotąd surowo mu zabroniono.
— Wiesz, że możemy tu spotkać twego brata? — odezwał się niespodziewanie Kieran. Widocznie znudziło mu się zaczepianie mijanych dziewek, które uporczywie go ignorowały. — Tego… średniego. Średnio rozgarniętego i średnio porywczego. Dowie się, że tu jesteśmy.
Przemykający przez twarz Carvena cień irytacji wykrzywił jego usta w paskudnym grymasie. Oczywiście, że o tym wiedział! Nazwa Festiwalu Zwycięzców nie była przypadkowa. Sprzedawać na nim swoje towary mogli jedynie kupcy upoważnieni przez Związek Handlowców. Oficjalnie typowano ich na podstawie osiągniętych w ubiegłym roku zysków i wymogów określonych w statucie oraz po rozpatrzeniu potencjalnych korzyści, jakie mógł uzyskać Związek, lecz w rzeczywistości reprezentantów wybierano po znajomościach. Dlatego udający się do Radhmor skład handlarzy od lat pozostawał niezmienny. Carven, choć ojca nie darzył niczym więcej niż nienawiścią, musiał przyznać, że Teamis miał niezwykły dar. Potrafił kupić wszystko po niedorzecznie niskiej cenie, poczynając od tytułu lorda, a na miejscu na Festiwalu Zwycięzców kończąc. Niezmiennie przez osiemnaście lat przyjeżdżał do Radhmor, aż obecność Verhmarów w tym dniu stała się tradycją i nikt nie wyobrażał sobie, by miało ich tam zabraknąć. Carven był przekonany, że Veiron — od ośmiu lat zajmujący się handlem w zastępstwie ojca — również się tam pojawi, a dzięki licznym przyjaciołom z branży zostanie poinformowany o obecności najmłodszego brata w mieście.
— Nic gorszego niż klęska Raumaera nie może mnie spotkać — odparł sucho Carven. Nie chciał rozmawiać o bracie, nie chciał nawet myśleć, co się stanie, gdy go spotka. Liczył, że uda mu się tego uniknąć.
Kieran podskoczył w siodle, jakby te słowa kopnęły go w tyłek. Skrzące się z podekscytowania tęczówki błyszczały blaskiem dostąpionego zaszczytu.
CZYTASZ
Traitor's Oath
FantasíaRodzeństwo Verhmar nie łączy nic więcej poza nazwiskiem, nawet rodzinna tragedia nie jest w stanie ich do siebie zbliżyć. Kiedy lord Teamis umiera, najmłodszy Carven jest gotów na wszystko, by odziedziczyć jego majątek wbrew mającym go za nikczemnik...