Część 1

274 13 0
                                    

Nie wiedziałam, gdzie mam się podziać, kiedy zobaczyłam Emmeta - ale kto by wiedział, widząc swojego byłego? Posłałam mu niezręczny uśmiech i zapragnęłam zapaść się pod ziemię, nawet pomimo tego, że odwzajemnił przywitanie bez kręcenia nosem. Żeby tylko zniknąć z jego pola widzenia, szybko przeszłam do salonu i przywitałam się z pozostałymi, być może zbyt dziecinnie licząc na to, że jeśli będę ukrywać się wystarczająco dobrze, to nie będziemy musieli się więcej oglądać.

Nasi wspólni znajomi, bracia Kane i Kyle, wiedzieli, że zerwaliśmy jakieś dwa miesiące temu, ale bardzo zależało im na tym, żebyśmy oboje wpadli na ich imprezę – Kane obchodził swoje dwudzieste piąte urodziny i bardzo marudził, że w tym dniu chciałby mieć nas oboje przy sobie. Nie mogłam się wymigać i – świadoma tego, że Emmet również miał się pojawić – przyjęłam zaproszenie, choć mimo wszystko nie byłam pewna jak nastawiać się na nasze pierwsze spotkanie od czasu zerwania. Bałam się jakiejś afery i przez cały ten czas chodziłam spięta, ale póki co nie zanosiło się na wybuch, nieco więc wyluzowałam (choć nadal nie miałam ochoty przebywać z nim w jednym pomieszczeniu, jeśli nie było to konieczne).

-Jo, masz piwo – solenizant podał mi butelkę i spojrzał na mnie badawczo. - Chyba nie będziecie się mordować, co?

-Nie, nic takiego nie planuję – westchnęłam i wzięłam łyka, posyłając mu przy tym uspokajające spojrzenie.

Kane miał chyba z metr dziewięćdziesiąt, a do tego był naprawdę przy kości, więc był wielkim facetem i siał respekt wśród obcych ludzi. Z początku nie wydawał się skory do rozmów, bo bardzo często patrzył na wszystkich spod byka, chowając się za gęstą brodą i kolorowymi tatuażami pokrywającymi jego ciało, ale jeśli się już go poznało, okazywało się, że był do rany przyłóż, a do tego buzia mu się nie zamykała jeśli już ją raz otworzył. W tajemnicy przed nim nazywałam go misiem, bo zawsze chętnie się przytulał i nie było takiego razu, żeby nie poprawił mi tym humoru.

-Kiedy poznam twoją dziewczynę? - zagadnęłam Kane'a, który od niedawna się z kimś spotykał.

-Pracuje dzisiaj do późna i nie wiem, czy uda jej się wpaść. Widzieliśmy się wcześniej i wątpię, że po pracy będzie jej się chciało imprezować.

-A gdzie pracuje?

-Jest barmanką, więc nie do końca wiem nawet, o której godzinie skończy – zaśmiał się Kane, na co posłałam mu współczujący uśmiech.

Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, zanim kumple porwali go na jakiegoś szalonego, urodzinowego drinka, którego mu przygotowali. Kiedy więc zostałam sama, rozejrzałam się po salonie. Większość chłopaków grała na konsoli, podczas gdy reszta grała w karty w drugim pokoju. Były też dwie dziewczyny, które rozmawiały między sobą, ale wcześniej jakoś się nie polubiłyśmy i nie miałam zamiaru na siłę spędzać z nimi czasu. Najchętniej sama pograłabym na konsoli, ale nie chciałam się chłopakom wcinać. Poczłapałam do drugiego brata i przycupnęłam obok niego na kanapie. Dopiero wtedy, kiedy strzelił bramkę, zbiliśmy powitalnego żółwika, jak to mieliśmy w zwyczaju.

-Graj, ja skoczę do toalety – powiedział znienacka i wcisnął mi pada w ręce, na co wytrzeszczyłam oczy.

-Dobrze wiesz, że nie umiem w to grać! - jęknęłam za nim, ale odkrzyknął tylko coś niezrozumiałego i zniknął.

-Dam ci fory – chłopak, z którym miałam grać, puścił mi oczko z wrednym uśmieszkiem.

Klnąc pod nosem, dawałam z siebie wszystko i do powrotu Kyle'a nie straciłam ani jednego gola – chłopaki zaczęli mi kibicować, za to Mike, z którym grałam, musiał znosić wredne docinki kolegów. Kyle usiadł na swoim miejscu i zamiast samemu zacząć grać, patrzył tylko jak się męczę, co chwilę dorzucając wskazówki, które zaczęły mnie strasznie mylić.

Trzy i pół roku temu /ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz