Część 3

134 12 0
                                    

Trzy miesiące później, kiedy lato było już w pełni, dostałam od Kane'a zaproszenie na urodziny brata.

-Wiesz, jaki on jest... Sam nie wpadłby na to, żeby wyprawić swoje urodziny i trochę go do tego zmusiłem – zaśmiał się Kane przez telefon.

-A skąd wiesz, że chciałby, żebym przyszła? Ostatnio nieźle się pożarliśmy.

-Pewnie już nawet o tym nie pamięta – uspokoił mnie. - Tylko prosił, żeby nie robić mu żadnych prezentów.

-Jak zawsze – wywróciłam oczami. - Czyli co mam mu kupić?

-Ostatnio marudził na za krótki kabel do ładowania pada, więc z tego pewnie by się ucieszył.

-A ty co mu kupujesz?

-Nowe słuchawki.

Rozmawialiśmy jeszcze przez chwilę i uzgodniliśmy, że trzeba się jeszcze zająć tortem. Kane wiedział, że mi wychodziło to najlepiej, zgodziłam się więc upiec warstwowy tort dla Kyle'a. Miałam z tym niezły ubaw, bo najbardziej lubiłam dekorować wypieki i udało mi się nawet przygotować mały kontroler do gier z masy cukrowej. Zadowolona ze swojego dzieła, wsadziłam tort do lodówki i poszłam się szykować.

Było strasznie gorąco, więc założyłam zwiewną, kwiecistą sukienkę hiszpankę sięgającą mi kolan, a do tego sandałki wiązane wokół kostki. Związałam jeszcze ciemne włosy i spojrzałam na siebie w lustrze, zastanawiając się, czy aby trochę nie przesadziłam, ale nie wyobrażałam sobie iść na czyjeś urodziny ubrana w dres, wzruszyłam więc ramionami i spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do torebki, przypominając samej sobie, że tym razem nie mogłam zapomnieć telefonu jak już będę wracać.

Wsiadłam do autobusu i po drobnych perturbacjach związanych z korkiem wreszcie dotarłam na odpowiedni przystanek, po czym ruszyłam do domu chłopaków, o mały włos nie wywracając się u nich na ganku, bo zahaczyłam o coś sandałem. Odetchnęłam z ulgą, kiedy upewniłam się, że z tortem wszystko było w porządku, po czym zapukałam do drzwi.

-O mały włos, a bym się tu zabiła – powiedziałam na powitanie do Kane'a i ruszyłam za nim do kuchni, witając się po drodze z kilkoma osobami.

Ludzie imprezowali już w najlepsze, a mnie tknęło, że jeśli nie liczyć mnie, Jessiki i (o zgrozo!) nowej dziewczyny Emmeta, byli tu sami faceci. Nie mogłam udawać, że nie zauważyłam swojego byłego, podeszłam więc do niego, chcąc mieć to za sobą.

-Hej, Emmet – przywitałam się niepewnie, na co odchrząknął i przedstawił mi swoją dziewczynę.

-Hej, Jo, to Caroline, moja... dziewczyna.

-Miło mi cię poznać – uścisnęłyśmy sobie dłonie, po czym Caroline oznajmiła, że musi skorzystać z toalety.

-Nie byłem pewien, czy to dobry pomysł, żeby ze mną przychodziła – powiedział cicho Emmet, obserwując mnie uważnie. - Nie chciałem, żebyś źle się czuła.

-Nie, wszystko gra – zapewniłam go, próbując siebie przekonać o tym samym. - To urodziny Kyle'a, a nie moje, więc myślę, że dobrze zrobiłeś, że ją zaprosiłeś. Fajnie, że może poznać twoich znajomych.

-Dzięki za zrozumienie – uśmiechnął się lekko i spojrzał na mnie niepewnie. - A ty? Masz kogoś?

-Nie, chyba potrzebuję trochę więcej czasu, żeby odetchnąć.

-Tutaj chyba nie odetchniesz, wszyscy się na ciebie gapią.

-Jednak źle się ubrałam? - jęknęłam, wpatrując się w Emmeta pytająco.

-Nie, nie o to chodzi. Nerdowaci kumple Kyle'a pewnie są w szoku, że widzą dziewczynę – chłopak zaśmiał się dziwnie i napił się piwa. - Ale spokojnie, pewnie będą się tylko patrzeć, nic więcej.

Trzy i pół roku temu /ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz