(t/i) - twoje imię
(t/n) - twoje nazwisko
(k/w) - kolor włosów
(k/o) - kolor oczuOne Shot dla -lubie-ciastka-
Mam nadzieję, że się spodoba ♡~♡~
W pięknej posiadłości na wschód od Londynu panował jeden wielki harmider. Pokojówki prawie biegały po kunsztownie przyozdobionych korytarzach.
- Panienko! - zawołała młodą dziewczynę jedna z nich.
Rozgarnęła się lekko spanikowana brakiem szlachcianki.
- Jestem tutaj. - odrzekła spokojnym głosem.
Siedziała na krańcu swojego lóżka i złotym grzebieniem przeczesywała (k/w) włosy.
- Nie chciałabym panienki pospieszać, ale...
- Ale chcę cię pospieszyć. - przerwała jej dziewczyna. - Nie to miałaś na myśli?
Popatrzyła się na służącą, która speszyła się i po prostu zamilkła.
- Pomogę pannicę się ubrać. - powiedziała, kiedy przypomniała sobie o zadaniu jakie ma wykonać.
Posłusznie wstała i pozwoliła się przebrać w wcześniej naszykowaną sukienkę, która pięknie podkreślała figurę dziewczyny.
Wykonana była z materiału o kolorze jasnego fioletu, w którym przeważały chłodne tony. Sięgała do kostek. Rękawy do połowy przedramienia obszyte były błękitną koronką. Sukienka była niezwykle lekka i zwiewna, idealna na panującą na zewnątrz dosyć wysoką temperaturę.
Jedwabiste włosy spięte zostały kilkoma spinkami z ozdobnymi białymi perełkami, identycznych do tych, z których wykonany był naszyjnik spoczywający na dekolcie dziewczyny.
- Dziękuję. Możesz już iść. - powiedziała kiedy pokojówka dokończyła swoje zadanie.
Kobieta skłoniła się i wyszła z pokoju.
- Czas się zbierać. - powiedziała sama do siebie. Wstała z eleganckiego krzesła znajdującego się na przeciw toaletki i popatrzyła przez okno na słońce leniwie mające się ku zachodowi.
~♡~
Wielki drzwi wejściowe otworzył elegancki kamerdyner. Gestem ręki zaprosił do środka. Na przeciw gościom wyszedł wysoki mężczyzna ubrany w oliwkowy garnitur. Zaczesane na bok brązowe włosy miały zasłaniać coraz większe zakola.
- Dziękuję za przybycie. - powiedział na przywitanie i wdał się w rozmowę z nowoprzybyłą parą gości.
Przez próg eleganckiej rezydencji przechodziło coraz więcej osób. Różnili się od siebie profesją, ubiorem i wiekiem, ale jedna rzecz ich łączyła - szlachetne pochodzenie. Zwykle osoby takiego pokroju nie wykazują zbytniego zainteresowania sprawami innymi niż te dotyczących ich samych. Jaki jest sens martwienia się o innych kiedy tobie jest dobrze? Po co miałbym zabierać sobie z talerza, aby z kimś się podzielić? Myślenie tego typu często wypełniało ich głowy, zazwyczaj przyozdobione drogimi nakryciami.
Przy stole siedział trochę znudzony szlachcic. Nie lubił tego typu spotkań - zawsze uznawał je za puste, przepełnione podświadomymi walkami o swoje interesy. Przecież po to zawiera się przyjaźnie z wpływowymi ludźmi: ja pomogę mu, ale on też będzie musiał mi pomóc. W tym świecie nie ma nic bezinteresownego. Nawet własna rodzina może wymagać od ciebie czegoś wbrew twojej woli. Dajmy na to małżeństwa z przymusu - one były, są i będą. Czasami nawet zaaranżowany związek nie ratował sytuacji, trzeba było postawić krok dalej...
Wstał od stołu, a raczej został do tego zmuszony przez swoją narzeczoną.
- Co się stało, Lizzy? - zapytał lekko zdenerwowany zachowaniem dziewczyny.
- Nudzi mi się. - wyjęczała niezadowolona.
Hrabia westchnął ciężko. Wyciągnął dłoń w jej kierunku.
- Zatańczymy? - zapytał udając zatroskanego kaprysami narzeczonej.
Elizabeth skinęła energicznie i chwyciła rękę Ciela.
Taniec jak taniec, nie widział w nim szczególnej przyjemności. Po prostu stawiane kroków do muzyki i obracanie się. Tego wieczoru królowały walce, ale co z tego jak wszystkie były takie same. Może inaczej skomponowane, inaczej odegranie, lecz walc to walc. Z jakiegoś powodu musiał zaliczać się do swojej kategorii. Większości ludzi taki stan rzeczy nie przeszkadzał, ale jego z jakiegoś nieznanego powodu irytował. Nie dość, że musiał przyjść na kolejne, nudne spotkanie towarzyskie, to jeszcze muzyka nie sprawiała wrażenia nadzwyczajnej. Nużyła swoją monotonnością.
W końcu udało mu się spławić energiczną narzeczoną. Zajęła się rozmową z innymi przedstawicielkami płci pięknej na temat nowinek ze świata mody. Każda chciała pochwalić się swoją nową kreacją kupioną specjalnie na ten wieczór. Wzajemnie komplementowały się - czy mówiły szczerze, to inna sprawa.
Młody hrabia podszedł do gospodarza, aby "porozmawiać na niezobowiązujące tematy". To był swego rodzaju obowiązek na tego typu spotkaniach, zwłaszcza kiedy jest się przedstawicielem swojego rodu.
- Dobrze się hrabia bawi? - zapytał wysoki mężczyzna.
- Bardzo dobrze. - gładko skłamał.
Gdyby mógł to dawno siedziałby w swojej rezydencji i pił herbatę delektując się jakąś lekturą oraz doskonałymi ciasteczkami Sebastiana. Mimo niechęci do wszystkiego i wszystkich wokół, zmusił się do przeprowadzenia uprzejmej rozmowy. Dawno nie uczestniczył w tego typu spotkaniach, więc musiał teraz dobrze zadbać o swój wizerunek. Wprawdzie nie miał wizji długiego życia, ale nie znaczyło to, że ma narobić sobie problemów w szlacheckim świecie.
Niespodziewanie poczuł dziwne wewnętrze uczucie - jest obserwowany. Popatrzył się porozumiewawczo na lokaja stojącego u swojego boku. Ten nic nie odpowiedział, tylko delikatnie uśmiechnął się dając do zrozumienia swojemu paniczowi, że to nic groźnego. Postanowił nie przejmować się dziwnym uczuciem, które wpędzało go w lekkie zaniepokojenie. Stwierdził, iż ktoś z gości po prostu się na niego patrzy.
W uszach odbił się stukot obcasów jakby ktoś chodził po pustym korytarzu. Wszystko inne zdawało się nie istnieć.
- Hrabio? - usłyszał głos szatyna, z którym rozmawiał. - Czy coś się stało?
Ciel otrząsnął się szybko i w myślach skarcił za rozproszenie swojej uwagi.
- Nie. Nic takiego. - odpowiedział lekkim głosem i wysilił się na uśmiech.
Wyszedł na zewnątrz, a w dłoni trzymał kieliszek musującego wina. Postanowił na chwile uciec od wszystkich, włącznie ze swoim wiernym sługą.
Wieczór był bardzo ciepły i wyjątkowo suchy jak na klimat Anglii. Udał się do okazałego ogrodu z tyłu rezydencji. Szedł ścieżką wybrukowaną marmurową kostką, dłonią gładził po równo przyciętym żywopłocie. Podniósł wzrok - ponownie doznał uczucia bycia obserwowanym. Popatrzył się na prawo, na lewo - nikogo nie widział.
Po chwili usłyszał stukanie obcasów. Znowu zaczął rozglądać się trochę niespokojny. Wytężył wzrok. Usłyszał cichy śmiech. Zaraz potem za jednej z kolumn altanki wyszła dziewczyna. Przyjrzał się jej uważnie - jego męskie oko niezasłonięte przepaską ujrzało postać swojego wzrostu, w (k/w) włosach spiętych spinkami. Na sobie miała sukienkę, która w świetle księżyca zdawała się być błękitna. Twarzy dziewczyny nie widział - zasłaniała ją cienka ceramiczna maska z doczepionymi po bokach kilkoma niebieskimi piórami.
- Kim jesteś? - zapytał pewnym tonem.
- Boisz się mnie? - odpowiedziała pytaniem na pytanie.
Nie miał powodu, aby czuć niepokój, ale tak właśnie było. Coś przerażało go w tajemniczej osobie dziewczyny.
- Ja? - prychnął pod nosem - Skądże. - powiedział takim samym twardym tonem, aby ukryć swoje zdenerwowanie.
- To dobrze. - dziewczyna powiedziała z nutą radości i delikatnie uśmiechnęła się.
Przycupnęła na ławeczce obok altany zwrócona plecami do chłopaka.
- Brakuje mi jakiegoś towarzysza do rozmów. Chciałbyś o czymś porozmawiać? - zapytała przerywając tym samym przeszywającą hrabiego ciszę.
- Niby o czym? - rzucił z nutą pogardy.
Ponownie zaśmiała się pod nosem.
- Co cię tak śmieszy? - zapytał zirytowany zachowaniem nastolatki.
- Nic takiego. - odpowiedziała lekkim tonem.
Obrócił się i chciał wrócić do budynku.
- Czemu bawisz się w duńskiego księcia? - zapytała niespodziewanie.
Ciel popatrzył się na zwróconą do niego plecami nastolatkę.
- Co masz na myśli?- zapytał podejrzliwym tonem.
- Naprawdę tak bardzo pragniesz ten zemsty Ciel? - zapytała spokojnym głosem subtelnie akcentując imię chłopaka.
Hrabia popatrzył się ze zdziwieniem na dziewczynę. Zastanawiało go skąd zna jego największe pragnienie.
- Nie bój się, nie szpieguję cię. Po prostu wiem to i owo na temat podziemnego świata szlachty. - zaczęła mu tłumaczyć - Ty do tego jesteś bardzo... charakterystyczny.
- Hę? - mruknął zdziwiony.
- Jesteś wyjątkowo młody, masz trzynaście lat. Jeszcze jako dziecko przyjąłeś funkcję Psa Królowej. Wyróżniasz się i to bardzo. - mówiła miłym tonem, w którym dominował stoicki spokój.
- Może masz rację, ale co z tego? - zapytała.
- Powiedźmy, że ostrzegam cię. - zamilkła na chwile. - Hybris. - wyszeptała.
Pycha - przyczyna tragicznego końca bohaterów antycznych dramatów, ale także powszechna cecha ludzka.
- Sugerujesz, że jestem pyszny? - warknął niezadowolony.
- Może trochę. - zaśmiała się cicho pod nosem. - Bardzo przypominasz mi Kreona oraz Hamleta jednocześnie. Pierwszy trwał przy swoim i nie okazał choć odrobiny pokory. Nie uchylił czoła przez co stracił wszystko co kochał. Drugi chciał zemścić się na mordercy swego ojca. Widzisz to podobieństwo? - zapytała i popatrzyła się w kierunku Ciela.
Piórka przy jej masce delikatnie poruszyły się.
- Pff. - prychnął.
Nigdy wcześniej głębiej się nad tym nie zastanawiał, po prostu wiedział, że musi być twardy i trochę uparty w dążeniu do swojego celu. Przecież to on porusza pionkami. Nie ważne po ilu trupach, nie ważne czy ich sterta będzie sięgać nieba, on dopnie swego.
Dziewczyna cicho zachichotała pod nosem. Wstała z ławki i wyszła z altanki. Podeszła do jednego z krzaków róży i urwała jeden kwiat. W blasku księżyca jego płatki zdawały się być niebieskie, choć uzyskanie takiej barwy kwiatu jest niemożliwe. Delikatnie oberwała wszystkie kolce znajdujące się na łodydze. Gdy skończyła, podeszła do chłopaka i zwróciła się do niego twarzą. Wetknęła kwiat do kieszonki jego marynarki.
- Dr. Blue. - wyszeptała nazwę kwiatu.
Ciel nawet nie spojrzał w oczy dziewczyny - dbała o uniknięcie kontaktu wzrokowego. Nagle odstąpiła od hrabi i ponownie stanęła do niego plecami.
- Nie bądź Hamletem, bo zemsta nic ci nie da. Zapędzi cię tylko do grobu, gdyż zawsze jest ktoś kto będzie chciał zabić i ciebie. Nawet jeżeli to nie rodzina, zakończyć twój żywot w imię kolejnej zemsty może zrobić ktokolwiek. - powiedziała na pożegnanie po czym zniknęła w mroku.
Chłopak stał po prostu, wciąż trzymając kieliszek z winem. Zastanawiał się kim jest tajemnicza nieznajomą i skąd go zna. Dlaczego chce go powstrzymać przed zemstą? Nie wiedział. Po prostu stał i patrzył na ławkę, na której siedziała.
Wolnym krokiem wrócił spowrotem do bawiących się ludzi i zobaczył gospodarza idącego w jego kierunku.
- Pozwól Hrabio, że przedstawię ci jeszcze moją córkę. Jakoś wcześniej nie udało mi się jej znaleźć... - tłumaczył się, ale chłopak nawet nie słuchał go uważnie.
Ojciec zaprowadził go do podpierającej ściany dziewczyny. Była rok młodsza od Ciela. Ubrana w fioletową sukienkę, z spiętymi (k/w) włosami spinkami z perłami. Na jej dekolcie swobodnie wsiał naszyjnik z równie pięknymi białymi koralami z głębi morza.
Dziewczyna popatrzyła trochę niechętnie na chłopaka. Zlustrowała go od stóp do głów. Jej uwagę przykuł kwiat w kieszonce jego marynarki - róża z ogrodu. Popatrzyła się to na niego, to na twarz chłopaka. Subtelnie okazała mu brak szacunku za zrywanie ich pięknych kwiatów.
- (t/i) (t/n). - przedstawiła się od niechcenia i wyciągnęła rękę.
- Ciel Phantomhive. Mimo mi poznać. - uścisnął dłoń dziewczyny.
Przez moment zastanawiał się czy to ona nie jest tamtą nieznajomą, ale szybko odrzucił tą tezę. Jedynie co się zgadzało to (k/w) włosy upięte w podobny sposób. Sukienka miała inny kolor, buty nosiła płaskie, a nie na obcasie i co najważniejsze - popatrzyła się z pogardą na kwiat, który dostał. Musiała pomyśleć, że to on sam zerwał liliową różę i przyozdobił się nią.
~♡~
Kobieta patrzyła się z furią w oczach na swoją siostrę. Po chwili wyciągnęła nóż i zaczęła się do niej zbliżać. Jeden cios w brzuch, drugie cięcie w gardło, przy trzecim wbiła ostrze w klatkę dziewczyny. Opadła na ziemię martwa. Starsza przyglądała jej się z radością. Szybko pochwyciła swój skarb i zostawiła ciało pod wierzbą płaczącą.
- Zaiste interesujące. - mruknął sam do siebie.
- Ma hrabia niezły gust. - powiedziała pewna kobieta ubrana w szykowną czerwoną suknię.
- Dziękuję. Po prostu szukałem jakiejś interesującej sztuki. Nie mogę przecież pozwolić aby moi goście nudzili się. - uśmiechnął się do zebranych. - Jeszcze raz dziękuję za tak liczne przybycie.
Dzień jak co dzień, może trochę bardziej energiczny. Od dłuższego czasu przygadywał się do tej akcji promocyjnej. Czy jest coś lepszego dla pseudo znawców niż zaproszenie do teatru? Oczywiście, że nie ma. Wiedział o tym także Ciel. Z tego powodu główną atrakcję wieczoru stanowił prywatny spektakl rozegrany specjalnie tylko dla zaproszonych. Później miała odbyć się, jak zwykle zresztą, elegancka kolacja, a po niej rozmowy na temat interesów. Wszytko było idealnie rozegrane - zadowoleni goście będą bardziej skłonni do okazania ugody. Plan idealny w swej prostocie.
Wszyscy zdawali się dobrze bawić, wszyscy prócz jednej osoby. Była to dziewczyna w granatowej sukience, z rękawami sięgającymi do połowy przedramienia. Włosy upięte miała w luźnego koczka, z którego wyswobodziło się kilka pasemek. Opadły na jej twarz. Delikatny makijaż oraz swobodne kosmyki dodawały uroku buzi hrabianki.
Musiał tutaj przyjść wbrew swojej woli. Była córką hrabiego (t/n) i towarzyszyła mu w zamian za chorą żonę. Ojciec zresztą stwierdził, że obecność na tego typu spotkaniach pomoże jej w przyszłości i przygotuje do bycia dobra oraz mądrą żoną.
Kobiety siedziały raczej razem, ale (t/i) stała z boku i tylko co jakiś czas przyglądała im się. Nie interesowały ją plotkowanie, a bardziej sprawy mężczyzn. Niestety z powodu bycia jeszcze dzieckiem, co więcej dziewczyną, nie było mowy o towarzyszeniu w czasie rozmów biznesowych.
Siedział na fotelu i robił to co mu wychodziło bardzo dobrze - jadł ciasto zaserwowane przez Sebastiana oraz prowadził rozmowę na temat interesów swojej firmy. Wszystko szło bardzo gładko - wszelkie negocjacje działały na jego korzyść. Niestety poczuł duszność, a następnie potrzebę zaczerpnięcia świeżego powietrza. Z trudem powstrzymywał atak kaszlu. Odszedł od zebranych i nakazał swojemu lokajowi zająć się gośćmi.
Noc był dosyć chłodna, ale zarazem ciepła jak na wczesną angielską jesień. Miał szczęście, gdyż nie padał deszcz, który jeszcze w zeszłym tygodniu był zmorą dla mieszkańców Londynu i okolic. Przechadzał się po ścieżkach i oddychał spokojnie. Próbował uspokoić oddech i jak najszybciej wrócić do gości.
Stuk, stuk.
Wśród ciszy rozległo się stukanie obcasów. Po chwili ujrzał tą samą tajemniczą dziewczynę co kiedyś. Jego uwagę przykuła czarna suknia z falbanami. Jej twarz ponownie była zasłonięta maską, lecz tym razem ozdobioną czarnymi piórami. Włosy związane miała w kucyka.
- Co ty tu robisz? - zapytał autentycznie zdziwiony.
Nie znał tej dziewczyny, a jedyną jego rówieśniczką znajdującą się w jego rezydencji była (t/i). To nie mogła być ona - widać było, że szlachcianka pała do niego niechęcią. Poza tym dobrze wcześniej widział - jej sukienka była granatowa, a nie czarna.
Zaśmiała się pod nosem.
- Nie mogę tutaj sobie stać? - zapytała.
- Kim ty jesteś!? - odezwał się zdenerwowany hrabia.
- Nie martw się. Nie zrobię ci przecież krzywdy. - zapewniła go.
- No to co robisz na terenie mojej posiadłości? - problemy z oddychaniem ustąpiły, więc bez problemu mógł okazywać swoje zdenerwowanie obecną sytuacją.
- Chciałam z kimś porozmawiać. - odpowiedziała bardzo spokojnie życzliwym tonem. - W moim świecie rzadko kiedy mam do tego okazję.
Jej świat. To stwierdzenie bardzo zaskoczyło chłopaka. Co ono miało znaczyć?
- Niby o czym chcesz porozmawiać? - dopytał i podejrzliwym wzrokiem zmierzył dziewczynę.
Ona zasiadła przy niedaleko znajdującym się stole.
- Może o dramacie, który dzisiaj zobaczyłeś? - zaproponowała.
- Skąd wiesz jaki spektakl dzisiaj obejrzałem skoro był on prywatny? - zmarszczył brwi.
Dziewczyna ponownie zaśmiała się pod nosem.
- Takie informacje bardzo łatwo można zdobyć. - odparła.
Nie rozumiał całej tej sytuacji, jego umysł przestał działać racjonalnie. Przecież doskonale wiedział, iż taką wiedzę można dostać od ręki, wystarczy zapytać kogo trzeba. Z resztą całe przedsięwzięcie nie było tajne. Mimo swojej wrodzonej inteligencji zachowywał się troszkę jak dziecko we mgle.
- Zabijasz za maliny czy za przyszłe korzyści? - zapytała poważnym głosem.
- Chodzi ci o główną bohaterkę? - w odpowiedzi dostał skinienie - Ale ona nie zabiła za owoce tylko za władzę.
- Jesteś pewien? - przerwała w oczekiwaniu na jakiekolwiek słowa chłopaka, ale ich nie otrzymała - "A kto wie, siostro? gdybyś poprosiła,
Pocałowała usteczka Aliny,
Może bym dała?... spróbuj, Balladynko..." - wyrecytowała kwestię z pamięci.
- Czy to coś zmienia? - zapytał z powątpiewaniem.
- Dostałaby maliny gdyby poprosiła, ale tego nie zrobiła. Nie zabiła za władzę, którą przyniosłaby wygrana, lecz zabiła siostrę za zwykłe owoce.- wytłumaczyła mu.
To co powiedziała było prawdą. Balladyna pozbawiła życia swoją siostrę w zamian za dzbanek malin. Nic więcej. Autor przedstawił Alinę jako "tą dobrą", więc na pewno zgodziłaby się na ugodę z siostrą. Po prostu ta druga nie chciała okazać pokory, aby utorować sobie drogę do zwycięstwa, albo nie potrafiła pogodzić się z wizją porażki.
Ciel milczał. Dziewczyna zaczęła się do niego powoli zbliżać. Stanęła przed nim.
- Bo wiesz, każda śmierć zostawia coś po sobie. - powiedziała spokojnym głosem. - Może zostawić swoje piętno tu. - palcem wskazującym dotknęła jego czoła. - Lub tu. - wskazała miejsce, gdzie znajdowało się serce chłopaka.
- Pff. - prychnął i odtrącił jej rękę. - Chyba zapomniałaś kim jestem.
Zaśmiała się cicho pod nosem.
- Uparty jak zawsze. - powiedziała.
Po chwili w kieszonce od marynarki chłopaka znalazła się biała róża. Zapatrzył się na delikatne płatki kwiatu, a nim się spostrzegł, tajemnicza dziewczyna ponownie zniknęła tak niespodziewanie jak się pojawiła.
Z jednej strony mógł wezwać Sebastiana, aby ten ją znalazł. Mógł, ale nie chciał. Poniekąd intrygowała go nastolatka, która samotnie pojawia się w ogrodzie. Cała jej tajemniczość podobna do zjaw z romantycznych ballad. Wszystko stawało się jeszcze bardziej magiczne kiedy powiedziała "w moim świecie". Co to miało znaczyć? Może tak naprawdę była duchem lub aniołem, którym miałby mu doradzać?
Poprawił swoje włosy i ruszył w kierunku rezydencji. Przez moment zapomniał, że ma gości, z którymi jeszcze musi omówić sprawy biznesowe.
~♡~
Zmierzył swojego lokaja podejrzliwym wzrokiem. Mężczyzna uśmiechał się w swój charakterystyczny, złośliwy sposób.
- Przyszedł do panicza list. - powiedział.
- Od kogo? - zmarszczył brwi.
- Oczywiście od ukochanej panicza. - odpowiedział z lekkim zadowoleniem w głosie, tak jakby wprawianie w frustracje Ciela było jego jedyną rozrywką.
W sumie to w rzeczywistości to była jedyna jego rozrywka, więc z każdej chwili korzystał najlepiej jak umiał.
Hrabia westchnął ciężko sprawiając wrażenie, iż próbuje wypuścić z siebie wszystkie uczucia. Wyciągnął rękę po list, a następnie nożem specjalnie do tego przeznaczonym, złamał pieczęć. Szybko przeczytał list od narzeczonej, który przepełniony był czułymi słówkami.
Rzucił kawałek papieru na biurko i oparł się o krzesło. Zdawał się być zdenerwowany i jednocześnie załamany treścią korespondencji od narzeczonej. Sebastian popatrzył się na swojego panicza pytająco.
- Lizzy chce, abym towarzyszył jej na jakiejś uroczystości. Z tego co napisała, córka hrabiego (t/n) będzie poproszona o rękę i z tego powodu organizują jakieś przyjęcie. - streścił zawartość listu z brakiem jakiejkolwiek chęci do życia.
- Kiedy ma odbyć się ta uroczystość? - zapytał Sebastian.
- W tą sobotę. - odparł beznamiętnie.
Dobre chociaż to, że został poinformowany jakiś czas wcześniej - miał jeszcze pięć dni. Odmowa nie wchodziła w grę - ostatnimi tygodniami subtelnie wzbraniał się przed jakimikolwiek spotkaniami towarzyskimi, a co dopiero z Lizzy. Jeszcze bardziej niż wychodzić ze swojej rezydencji, nie miał ochoty ani siły by zmagać się z marudzeniem i narzeczonej. W życiu trzeba zawsze wybierać mniejsze zło - w tym wypadku, przyjęcie zaproszenia i pojawienie się na uroczystości z narzeczoną.
~♡~
- Ciel! - krzyknęła Elizabeth i rzuciła się na chłopaka.
- Też się cieszę, że cię widzę. - powiedział z nutą ironii w głosie.
W oczach blondynki dało dostrzec się wielką radość i podekscytowanie. Dawno nie była ze swoim narzeczonym na balu. Cały czas mówił jej, że ma dużo pracy i swoje obowiązki jako Pies Królowej, ale nie odpuszczała. W końcu zdołała dopiąć swego.
Był dla siebie szczery - sam przed sobą przyznał, że liczy na spotkanie z tajemniczą dziewczyną. Lady Moonlight, jak ją roboczo nazwał, bardzo intrygowała go swoją osobą. Dużo też myślał na temat jej słów - trochę go nawet ruszyły, ale tylko trochę. W sumie to nie miał innego celu w życiu niż zemsta. Tak naprawdę tylko dzięki temu przeżył i został uratowany przez demona, którego przyzwał. Czasami jak patrzył w lustro to widział małego siebie, trochę zagubionego, ale całkowicie spokojnego. Widział swoją twarz, swoje oko ze znakiem paktu, widział łzy zabarwione krwią, które spływały po jego policzku.
Piętno.
Może to właśnie jego znak? Może nie jest to szkarłatna plama na czole, a właśnie pentagram na oku? Może to jest jego miara człowieczeństwa, a bardziej jego braku?
Po przetańczeniu wielu utworów udało mu się odejść do Elizabeth. Co do tańca przez ten czas nie zmienił zdania. Wciąż uważał, iż jest to po prostu stawianie kroków w rytm muzyki - nic więcej. Nie odczuwał nawet minimalnej przyjemności. Więcej radości dawała mu herbata i ciastko o piątej po południu.
Poszedł do pięknego ogrodu. W głowie siedziała mu jedna myśl - chęć spotkania z tajemniczą dziewczyną, Lady Moonlight.
Udał się ścieżką pod altanę, gdzie po raz pierwszy spotkał nastolatkę. Rozglądał się spokojnie lecz nikt nie przyszedł. Podszedł do róż rosnących nieopodal.
- Black Baccabra. - powiedział sam do siebie.
Zerwał bordowy kwiat, który w mroku rozświetlanym jedynie przez księżyc, zdawał się być czarny. Oberwał wszystkie kolce i powąchał róże. Miała słodki, a zarazem lekki zapach.
Ponownie, już trzeci raz, usłyszał stukot obcasów. Nie odwrócił się tylko powiedział:
- Miło cię znowu widzieć. - nie popatrzył się nawet na nią.
Zachichotała pod nosem.
- Mi ciebie również. - odpowiedziała.
Stała wpatrując się w plecy chłopaka.
- Jaką życiową mądrość chcesz tym razem mi przekazać? - zapytał lekko z nutą drwiny w głosie.
- Dziś szczerze nie mam ochoty na moralizowanie ludzi. - westchnęła. - Chyba, że chcesz? - dodała po chwili.
- Chcę. Z chęcią posłucham. - powiedział jakby chciał zrobić jej za złość.
- Hmm. - zaczęła się zastanawiać i chodzić powoli. - Może o tym, że ludzie są głupi?
Tym razem to on zaśmiał się pod nosem.
- Mówisz to tak jakby to była nowość. - skwitował.
- Skoro to takie oczywiste, to dlaczego ludzie przez tyle czasu nie zmądrzeli?
To było naprawdę dobre pytanie.
- Trudno powiedzieć. Taka jest nasza natura. - odpowiedział jej Ciel.
Zapanowała cisza. W uszach chłopaka dudniło bicie jego serca, które stało się niespodziewanie głośne.
- A wiesz co mnie zawsze zastanawiało? Dlaczego Romeo i Julia się zabili? - przerwała ciszę i wyciągnęła hrabiego z tego dziwnego stanu.
Chłopak lekko uniósł głowę, nic nie mówił tylko przysiadł tyłem do dziewczyny na ławce w altanie.
- To tak bardzo mija się z moim postrzeganiem miłości. Może dlatego, że jestem trochę dziwna jak na mój świat.
Jej świat - powiedziała to znowu, jakby chciała przekazać mu, iż nie posiada ludzkiej natury.
- Rozwiniesz swoją myśl? - zachęcał dziewczynę spokojnym głosem.
- Przecież jak kogoś kochasz - zaczęła przechadzać się - to nie chcesz umierać, bo po śmierci nie masz żadnej pewności, iż dalej będziesz kochać tą osobę.
Te słowa bardzo do niego trafiły, wiedział co to znaczy utracić to co się kocha, stracić nadzieje.
- Czyli tak to rozumiesz? - uśmiechnął się szczerze sam do siebie.
Przyglądał się ciemnemu kwiatowi, który trzymał w ręce. Palcami musnął jego miękkie płatki.
- Czego tak naprawdę chcesz? - zapytał nie pretensjonalnym tonem.
Nie miał na celu jej obrazić, po prostu był ciekawy.
- Ja? - zaśmiała się pod nosem - Pierwszy raz w życiu ktoś się mnie pyta czego tak naprawdę chcę.
Podeszła do chłopaka i chwyciła kwiat, który trzymał w dłoni.
- Chcę samodzielnej władzy. - popatrzyła się na ciemną różę.
- Czy ty chcesz się bawić w Balladynę? - zapytał żartobliwie.
- Hmm. - zamyśliła się - Poniekąd.
Odeszła kawałek od chłopaka, który jeszcze się na nią ani razu nie popatrzył.
- Po prostu chcę być niezależna. - mówiła jakby była natchniona - Chcę móc sama decydować o swoim życiu.
- Ale? - zapytał hrabia.
- Ale jestem kobietą. - westchnęła. - Chciałabym opuścić ten świat, w którym nie mogę nawet sobie wybrać narzeczonego. Jednak mogę zrobić to.
Szybko podeszła do chłopaka. Chwyciła jego twarz w dłonie i delikatnie dotknęła ustami jego wargi.
- Nie ładnie Lady (t/i) (t/n). - powiedział kiedy dziewczyna odsunęła się od niego.
Miała na sobie szkarłatną sukienkę z licznymi falbanami, przyozdobioną kokardą zawiązaną na wysokości jej talii. (K/w) włosy związane były w luźnego koka, który razem z subtelnym rumieńcem dodawał jej uroku. Twarz delikatnie przysłaniała czarna woalka.
Każdy od razu zorientowałby się, że to ta dziewczyna, ale on nie chciał. Ich oficjalne pierwsze spotkanie nie należało do najcieplejszych, ale pasja z jaką oddawała się w wcielanie Lady Moonlight dodawała jej tego czegoś. Z tego powodu odrzucał tą oczywistą myśl, a takie szczegóły jak inne obuwie czy kolor sukienki działały na jego korzyść.
- Wiem, Ciel. - jego imię wypowiedziała z lekkim akcentem. - Po prostu chciałam to zrobić zanim uznane to będzie za zdradę.
Popatrzył się na nią pytającym wzrokiem.
- Arnold jeszcze nie uklęknął przede mną i nie podarował pierścionka, więc korzystam. - powiedziała i uśmiechnęła się.
Chłopak wstał i stanął naprzeciwko dziewczyny. Miała na sobie buty na obcasie, ale mimo to była niższa od niego.
- W porządku. A jak zmieniałaś te sukienki? - zapytał zainteresowany.
- Nie zmieniałam. Męskie oko łatwo oszukać. - w oczach świeciło jej coś na wzór triumfu.
Przez chwilę nie wiedział co miała na myśli, a po chwili spojrzał na bordowy kwiat, który wyglądał na... czarny. Była sprytniejsza niż mu się wydawało. Po prostu wybierała kolory sukienek, które będą "zmieniać odcień" w ciemności.
Chłopak szybkim ruchem ręki zgarnął różę, którą trzymała (t/i). Powąchał go po czym ucałował jego płatki. Popatrzył się na dziewczynę i wpiął jej do włosów kwiat. Ona uśmiechnęła się szczerze, była niezwykle zadowolona z obecnej sytuacji - w końcu zrobiła coś co chciała i to bez niczyjej pomocy.
(T/i) odwróciła się powoli by wyjść z altanki i wrócić do gości. Niespodziewanie poczuła swego rodzaju prąd, który ją przeszedł, a po chwili delikatne usta Ciela. Trzymał ją w pasie, bardzo blisko siebie. Drugą ręką chwycił jej dłoń. Spletli palce. Po dłuższej chwili oderwali się od siebie i spojrzeli w oczy. Na swoich ustach czuli przyjemne mrowienie. (T/i) zarumieniła się intensywnie.
Nie miał najmniejszego pojęcia o robi. Nie wiedział co skłoniło go do tak zuchwałego czynu. Dopiero teraz przyznał sam przed sobą, iż tajemnicza dziewczyna zauroczyła go. Tu chodziło o coś więcej niż wygląd, przecież nie widział jej twarzy. On zauroczył się w jej sposobie bycia, tajemniczości oraz inteligencji.
Dziewczyna nagle odsunęła się od niego i puściła jego dłoń. Trochę miała mu za złe, że to on przejął inicjatywę, ale nie potrafiła zaprzeczyć, iż jej się podobało. Chciała coś powiedzieć, jednak nie potrafiła, więc po prostu wymownie się na niego popatrzyła. Dziewczyna zdawała sobie sprawę, że już nigdy to się nie powtórzy.
Ciel skinął głową na znak, iż rozumie co chce mu przekazać. Po chwili widział jak szlachcianka odchodzi od niego i kieruje się w stronę swojej rezydencji. Poczekał chwilę i także wrócił do budynku.
~♡~
Elizabeth podeszła do dosyć wysokiego bruneta i wyszeptała mu coś na ucho. Ruszył za dziewczyną, która udała się do ogrodu.
- Co się stało? - zapytał lekko zirytowany, gdyż przerwała mu świetną rozmowę.
Elizabeth założyła ręce na piersi i przewróciła oczami. Palcem wskazała dwie osoby stojące blisko siebie w altance.
- Pilnuj tej swojej dziuni. - wycedziła przez zęby.
Arnold zacisnął pięści, kiedy rozpoznał dziewczynę w dalszej części ogrodu. Widział jak zbliżyła się do chłopaka i pocałowała go.
Przyglądali im się jeszcze chwilę.
- A ty pilnuj swojego. - wycedził wściekły kiedy zauważył hrabiego, który zrobił to samo co dziewczyna wcześniej.
Zdenerwowany chłopak odszedł do szlachcianki, która w głębi serca płakała i to bardzo głośno.
- Ciekawe. - zaśmiał się pod nosem.
Może nie pochwalał "zmiękczenia" charakteru swojego panicza, ale niezmiernie bawił go widok dwójki wściekłych nastolatków.
- Taki młody, a już łamie serca. - powiedział żartobliwym tonem po czym zniknął w mroku.
CZYTASZ
One Shots // Kuroshitsuji // ~zawieszone~
FanficOne Shot - opowiadanie składające się tylko z jednej części. Tym razem możesz sam zadecydować co w tej opowieści będzie się znajdować. Romans? Zdrada? A może przyjaźń i nieodwzajemniona miłość? Decyzja należy do Ciebie. Wystarczy tylko mnie poprosić...