Zimne dłonie, ciepłe serca - Ronald x Oc

275 7 6
                                    


One shot dla Shinigami_Nat 

Mam nadzieję, że się spodoba <3

Co ważne, część informacji zawartych w tekście pochodzi z headcannon'ów. Oznacza to, że nie są one potwierdzone przez autorkę tylko wymyślone przez fandom.

***

Nad wiecznie ruchliwym Londynem zaczęły zbierać się ciemne chmury. Nie był to widok jakoś niezwykły biorąc pod uwagę porę roku. W końcu deszcz, mgły i wieczna wilgotność były poniekąd cechą charakterystyczną, wyróżniającą kolonialne imperium od reszty zachodnich państw. Jednak teraz, kiedy powietrze miało niższą temperaturę, z nieba nie spadały krople tylko najróżniejszych kształtów płatki śniegu. Delikatnie przyprószały niedawno co odśnieżone chodniki.

Wielu ludzi chodziło od sklepu do sklepu, aby nabyć tam prezenty dla swoich bliskich. Niektórzy kupowali zabawki, inni drogą biżuterię. Londyńskie ulice zaczęła spowijać coraz większa ciemność, dlatego stojące przy drodze lampy zostały zapalone.

Wśród tych wszystkich ludzi odczuwających bardziej lub mniej atmosferę Świąt Bożego Narodzenia wyróżniała się jedna postać. Znajdowała się ona przy swoim zakładzie pogrzebowym, spoglądała to na niebo, to na innych, to na Elizabeth Tower górującą nad zabieganym miastem. Blask księżyca o kształcie rogala przebijał się subtelnie przez chmury. Mężczyzna ubrany w luźną czarną szatę siedział na murku, przegryzał ciasteczka w kształcie kości. Na głowie miał długi cylinder pod kolor ubrania. Przeciętna osoba stwierdziła, że musi być mu zimno, jednak on nie zwracał zbytniej uwagi na chłód. Na jego długie srebrno-szare włosy spadały płatki śniegu. Uniósł lekko głowę i popatrzył się na Big Bena. Jego limonkowo-ziemone oczy zdawały promienieć światłem.

Na szczycie wieży zegarowej stała przeciętna dziewczyna – tak przynajmniej wywnioskował po ubraniu, hipotetycznie sukience, sięgającym aż do kostek. Zdawała się być cieniem na tle pochmurnego niebie.

– Raz – wyszeptał do siebie wiecznie wesoły grabarz, kiedy dziewczyna podniosła ręce na wysokość ramion na kształt dwóch lichych skrzydeł. – Dwa – wystawiła jedną nogę do przodu. – I trzy - sekundę później zobaczył, jak spada z prawie osiemdziesięciu metrów.

Zdawało mu się, że usłyszał cichy trzask, kiedy ciało napotkało twardą ziemię, a po chwili krzyki przechodniów skazanych na widok trupa z pęknięta czaszką i klatką piersiową.

Kobiety piszczały, odwracały wzrok dzieci, aby nie patrzyły na coś co chwile wcześniej było żywym człowiekiem. Co odważniejsi poparzyli się na rozłupaną głowę, z której wypływała krew i spływała pomiędzy przerwy w kostce brukowej. Z twarzy praktycznie nie zostało nic – jedynie gałki oczne pozostały w oczodołach, a reszta wprasowała się w twardą nawierzchnię. Chwilę później pojawił się Scotland Yard i zaczął odganiać gapiów i przystąpił do sprzątnięcia ciała.

– No i na co ci to było? Hihihi – zapytał grabarz przestrzeń, jakby liczył, że samobójczyni go usłyszy. Po raz ostatni spoglądną w niebo, uśmiechnął się pod nosem sam do siebie i wrócił do wnętrza swojego zakładu.

***

 Ale..., dlaczego? 

Siedziała przy biurku jakiegoś niskiego rudego mężczyzny. Na sobie miał elegancki garnitur, na nosie granatowe okulary. Przed nim stała mała drewniana tabliczka ze złotym napisem „Jean Cheval".

– Czy ma pani jakieś pytania? – wypalił szybko zaraz po wytłumaczeniu dziewczynie z jakiego powodu tak właściwie przed nim stoi.

Milczała, ręce jej drżały, nie wiedziała o co ma tak właściwie zapytać. Całą ta sytuacja była czymś tak bardzo jej nieznanym. Najchętniej uciekłaby do swojego pokoju, przykryłaby się kocem i w swoim nikłej jakości azylu spędziła resztę życia po życiu.

One Shots // Kuroshitsuji // ~zawieszone~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz