1.

2.1K 42 0
                                    

Już mi było wszystko jedno. Spojrzałam się zrezygnowana na chłopaka, który odchodził w stronę parku. Usiadłam na ławce wyciągając telefon. Wybrałam numer mojego brata, próbując nie rozryczeć się podczas rozmowy.

-Kornelia? Czemu dzwonisz o tej godzinie, przecież miałem ciebie odebrać dopiero o siedemnastej?
-Proszę cię, przyjedź i nie zadawaj więcej pytań.

***
Miałam dość. Cały czas mam pod górkę. Leżałam w łóżku, w którym nikt mnie nie widział. Nie widział jak płaczę i cierpię. Próbuję dać sobie radę sama. Być silna, a przynajmniej udawać. Nagle ktoś zapukał do drzwi.

-Cześć Kochanie. Jak się czujesz...? - moja mama. Lepszej przyjaciółki w życiu nie mogłam dostać. Wie o moich wszystkich najskrytszych problemach i tajemnicach. Uwielbiam kiedy rozmawiamy i wychodzimy razem na spacery czy zakupy.
-Boli. - łzy napłynęły do oczu, przypominając sobie wszystkie wspomnienia związane z dawnym chłopakiem. - co zrobiłam źle, że mnie zostawił...?
-Nic, nie był ciebie wart. Wiesz, że tatuś, Bruce i ja, kochamy ciebie najbardziej i nigdy nie pozwolimy, żebyś cierpiała. Wiesz, kiedy widzę ciebie w takim stanie, moje serce pęka na najmniejsze kawałeczki. Byłam w twoim wieku, przeżywałam to samo co ty, dziś mogę Ci pomóc i pogadać, bo rozmowa jest najważniejsza, a tym bardziej z mamą. - kobieta przytuliła mnie do swej piersi.

Rozmawiałyśmy bardzo długo. Opowiedziałam jej wszystko dokładnie, ze szczegółami, tak jak chciała. Byłam niesamowite wdzięczna, że udało mi się to z siebie wyrzucić. Później zamówiłyśmy pizzę i obejrzałyśmy jakiś film. Nie chciałam żeby kobieta mnie opuściła, więc spałam razem z nią. Tak jak za starych dobrych czasów.

***
Ciepłe promienie słońca rozbudziły moją twarz. Musiałam zacząć się ogarniać. Dziś jest środa więc muszę iść do tego niewdzięcznego budynku, pełnego fałszywych ludzi. Ogarnęłam się j ubrałam. Spakowałam potrzebne mi dzisiaj książki po czym wyszłam z pokoju. Zjadłam szybkie śniadanie, wychodząc na lekcje. Droga nie zajęła mi dużo czasu, idealnie spóźniłam się na lekcje z panią Swift. Kobieta w podeszłym wieku była moją wychowawczynią, która za każdym razem prosiła mnie, żebym nie planowała być taka jak mój brat. Aż taka to ja głupia raczej nie będę, żeby podpalić kibel, czy włączyć wąż w razie pożaru na korytarzu szkolnym, zalewając przy tym sporą jego część.

***
Siedziałam już na ostatniej lekcji. Kiedy zostałam poproszona do mojej wychowczyni. Weszłam do jej gabinetu, oczekując wyjaśnień dlaczego tutaj jestem.

-Kornelio, zauważyłam, że od pewnego czasu jesteś bardzo rozkojarzona na lekcjach. Nauczyciele się skarżą, że się nie uczysz i nie przychodzisz na lekcje. Czy coś się dzieje? - jej pytania były bez sensu. Nie będę opowiadać jej historii mojego życia.
-Nic się nie dzieje pani Swift, wszystko jest w najlepszym porządku. - założyłam plecak po czym wyszłam z pomieszczenia.

Stałam tuż przed budynkiem szkoły, oczekiwałam autobusu jednak ten bardzo się spóźniał. Nagle mój telefon zaczął wibrować. Spojrzałam na imię mojego brata na wyświetlaczu.

-Halo Bruce?
-Wsiadaj, stoję obok sklepu. - rozłączył się, migając mi światłami.

Otwarłam drzwi wsiadając do auta. Westchnęłam głośno, zapinając pas. Spojrzałam się na bruneta, który miał lekko dziwną minę.

angels or demons? // Jaden HosslerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz