Rozdział III

239 7 4
                                    

Cześć! Jest i kolejny rozdział, niestety dosyć krótki, ale mam nadzieję, że Was to zadowoli chociaż trochę :)

----

Luty dobiegł końca i marzec przyniósł ze sobą pierwsze oznaki zbliżającej się wiosny. W trawie było można dostrzec już pierwsze przebiśniegi, a słońce dłużej dawało się sobą nacieszyć. Początkiem kwietnia drzewa zaczęły się zielenić, a dni były coraz cieplejsze. Przez ostatnie dwa miesiące Narcyza z Andromedą odwiedzały kolejne myśli swojej starszej siostry, jednak nie dowiedziały się z nich nic, co by pomogło w odnalezieniu horkruksów. Międzyczasie najpierw Lilith a później w kwietniu Teddy skończyli roczek i miło było patrzyć, że dogadują się ze sobą zaskakująco dobrze. Termin porodu syna Harry'ego i Romildy zbliżał się wielkimi krokami. Młodzi rodzice mieli przygotowane już wszystko na powitanie nowego członka rodziny. Data porodu wstępnie była szacowana na pierwszy tydzień maja.  Ostatniego dnia kwietnia Harry usiadł w salonie obok Romildy i otulił ją ramieniem. Ron spędzał czas z Parvati i Harry był szczęśliwy wiedząc, że jego najlepszy kumpel w końcu jest naprawdę zakochany. 

- Jutro rocznica, prawda? - zapytała nagle Romilda. 

Harry nie odpowiedział od razu. Tak, myślał o tym. Jutro minie dokładnie rok od kiedy zakamuflowani weszli do Banku Gringotta i wykradli Puchar Helgi Hufflepuff ze skarbca Lestrange'ów. A później weszli na teren Hogwartu i rozpoczęła się bitwa trwająca do dnia następnego. 

- Tak...Kingsley 2 maja wygłosi specjalne przemówienie. Ten dzień będzie od tego roku świętem narodowym. 

- Naprawdę? Nic nie mówiłeś.

- Jakoś wyleciało mi z głowy. Liczy się to co jest teraz. Nic nie zmieni przeszłości. Nic nie wróci życia poległym.

- Oczywiście, że nie. Ale trzeba ten dzień uczcić, Harry. To byli Twoi bliscy. 

Harry bał się tego dnia. W szczególności nie chciał się widzieć wtedy z Andromedą. Dla niej to nie tylko rocznica pokonania Voldemorta, ale rocznica śmierci jej córki. 

Następny dzień przeleciał bardzo szybko. Harry wziął wolne w pracy, bo chciał jak najwięcej czasu poświęcić teraz swojej żonie. No i dziś były przygotowania do jutrzejszej rocznicy. Wieczorem, by nie myśleć o tym co było rok wcześniej, zabrał Romildę na spacer w okolice sąsiedniej łąki. Rozmawiali o szkole, o nadchodzących egzaminach i o przyszłościowej pracy Romildy kiedy nagle ta jęknęła i uklęknęła na ziemi. 

- Kochanie! Co się dzieje? - spytał przerażony Harry. 

- Już czas. - odpowiedziała zamykając oczy z bólu. 

- Co już czas, co się dzieje?

- Harry, JA RODZĘ! - Krzyknęła.

Harry początkowo był w szoku, ale szybko zebrał się w sobie. 

- Mobilicorpus! - krzyknął Harry i Romilda trafiła na niewidzialne nosze wyczarowane przez Harry'ego po czym pobiegł do domu i ułożył Romildę na kanapie. - Spokojnie! Expecto Patronum ! - powiedział i trzy srebrne jelenie wyleciały z jego różdżki na zewnątrz. - Dasz radę, jak Ci mogę pomóc?

- Trzymaj mnie, proszę!

Romilda skręcała się z bólu a Harry trzymał ją za rękę nie wiedząc jak może jej pomóc. Na szczęście w tej samej chwili zjawiła się pani Aldona (mama Romildy), Narcyza i Andromeda.

- Zaczęło się? Już? - krzyknęła pani Aldona podchodząc do córki i wyczarowując dla niej zamknięty w kuli płomień ognia i kładąc go na jej brzuchu. - To złagodzi skurcze. 

Siostry Black: Przeszłość nadchodzi [2]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz