Przez zaledwie tydzień biuro kazekage przeszło niesamowitą ewolucje. Zniknęły porozrzucane stosy papierów, zwoje pozwijano i wszystko znalazło nowe miejsce na regale, który został wstawiony do biura na sugestię Kuramaru oraz w skrzyniach pod ścianą. Już po pierwszym dniu pracy z nim Gaara dziwił się jak wcześniej mógł sobie radzić sam. Odpowiedź była prosta, nie robił tego. Szarowłosemu przeglądanie i segregowanie dokumentów wychodziło wręcz naturalnie, jakby dosłownie wychował się w biurze. Oprócz inwentaryzacji zajął się też innymi dokumentami i wymyślił system o tyle ułatwiający pracę, że Gaara mógł sobie pozwolić na dodatkowy czas wolny. Z przyjemnością zabrał go wtedy na wcześniej obiecaną wycieczkę po swojej wiosce. Oprócz sympatii czerwonowłosego, której zdobycie nie należało do najłatwiejszych, przypadł też do gustu jego rodzeństwu. Temari oblewała się rumieńcem i wychodziła z uśmiechem, kiedy przy każdej nadarzającej się okazji zostawała obrzucana przez chłopaka komplementami mimo, że w jego wiosce czekał na nią jej narzeczony. Nawet Kankuro dał się mu namówić na wspólny trening i pokazał mu wszystkie swoje kukiełki. Kuramaru był jak słońce i powiew świeżości, który niespodziewanie wpadł do Suny i żadne z trójki rodzeństwa nie ukrywało, że z chęcią zachowałoby go tam na dłużej.
– Więc dlaczego nie udasz się sam po swoją dziewczynę? – zapytał nastolatek, kiedy w ostatnim dniu przed swoim planowanym wyruszeniem do Kraju Wiśni, siedział popijając sobie spokojnie herbatkę za biurkiem kage. Kończył właśnie przeglądać ostatnie zestawienia leków z miejscowego szpitala. – Na pewno ucieszyła by się na twój widok.
– Wątpię zważywszy na fakt, że nawet nie wie jak wyglądam – czerwonowłosy opierał biodrem o parapet, wyglądając przez okno na dzieci bawiące się na placu przed budynkiem. W ręku ściskał swój kubek z gorącym płynem. Czasami bezpośredniość chłopaka działała mu na nerwy, ale przeciągu tych kilku dni zdążył się do niej przyzwyczaić na tyle, że momentami wręcz bezczelne podejście zaczął odbierać bardziej jako dziecięcą ciekawość. Nie powiedział tego jednak nigdy na głos, bo wiedział, że Kuramaru poczułby się urażony. Mimo, że miał dopiero szesnaście lat nie był już dzieckiem i wobec wszystkich wymagał traktowania się na równi. Teraz na jego twarzy widniało zdezorientowanie, dlatego Gaara pośpieszył z wyjaśnieniem. – Małżeństwo jest zaaranżowane. Mimo, że oficjalnie nie jest to nigdzie zapisane, stanowisko kazekage jest dziedziczone przez członków mojego klanu. Rada wymogła na mnie zawarcie małżeństwa, żeby mieć pewność, że będą mieli następcę.
Wzruszył ramionami, jakby nie miało to dla niego większego znaczenia, jednak w głębi duszy wiedział, że ubolewa nad tym faktem i tylko dlatego podzielił się nim z chłopakiem. Kuramaru na zmianę to otwierał to zamykał usta szukając w głowie odpowiedniego komentarza.
– To bez sensu – powiedział w końcu – Taki przystojny, młody dowódca jak ty musi z trudem odganiać się od kobiet. Gaara-sama czy nie lepiej byłoby samemu znaleźć sobie żonę?
– Niestety muszę cię rozczarować, ale to wcale nie jest takie łatwe – mężczyzna pociągnął z kubka spory łyk. Miłe ciepło rozeszło się po całym jego ciele, chociaż na zewnątrz nocny chłód z pustyni już dawał o sobie znać. – A ty Kuramaru? Czeka na ciebie w domu jakaś niewiasta?
Szarowłosy przywołał w myślach obraz pewnej blondynki. Potem brunetki. I rudej. Pokręcił gwałtownie głową. Nie należał do osób, które bawiły się w związki, chociaż cieszył się sporym powodzeniem u płci przeciwnej. Lubił od czasu do czasu poflirtować, ale nigdy nie posuwał się za daleko, bojąc się, że z jakiegoś powodu mógłby zechcieć lub być zmuszony do tego by się zaangażować.
– Nie nazwał bym tego w ten sposób, ale sądzę, że gdyby zaszła taka potrzeba, nie musiałbym żenić się z obcą kobietą. I ty też mógłbyś to wziąć w swoje ręce.
CZYTASZ
Hatake Ichizoku 2: Kuramaru
FanfictionMoment z życia syna kapitana ANBU i doradczyni Hokage. Czyli o tym jak Kuramaru Hatake pierwszy raz odwiedził Sunagakure. Ma za zdanie bezpiecznie dostarczyć na miejsce narzeczoną Kazekage, ale co gdyby, czysto teoretycznie, sam się w nim zakochał?