40

75 17 1
                                    

Młoda, dwudziestopięcioletnia ciężarna kobieta postanowiła wybrać się na spacer po mieście. Potrzebowała chwili spokoju i wyciszenia, a nic nie odprężało jej tak mocno, jak sama natura. Pobyt w parkach siedząc na trawie, spoglądając na niebieskie niebo, sprawiało, że była w stanie zapomnieć o całym świecie i dać się ponieść marzeniom.

Trzydziesty dziewiąty tydzień stanu błogosławionego sprawiał, że przyszła mama czuła już motyle w brzuchu. Nie mogła się doczekać, aż zobaczy swojego synka na własne oczy. Usłyszy jego śmiech i płacz. Zobaczy jego uśmiech. Będzie mogła napawać się szczęściem bijącym z prześlicznych oczu noworodka. Była to tylko kwestia kilku dni, które prowadziłyby do spełnienia marzeń.

Kierując się spokojnym krokiem przed siebie, rozglądała się na inne matki, które kołysały swoje bobasy na kolanach, albo bujały w wózeczkach. Została jej tylko chwila, a sama miała tak wyglądać. Idąc dalej, doszła do drogi na skróty, która prowadziła na dziką polanę. Poczuła jednak na swojej szyi ciepły oddech. Nagle runęła na ziemię przez uderzenie w tył głowy. Momentalnie zrobiło jej się czarno przed oczami, a jej ciało stało się bezwładne.

Kobieta obudziła się w pomieszczeniu, które od razu skojarzyło jej się z piekłem. Mimo że było sporo okien, przez co światła nie brakowało, to sam wystrój przyprawiał o dreszcze. Wszystko było czarne, tak jakby wylano na wszystko ciemną farbę, wszystko zaczynając od mebli, kończąc po dodatkach, takich jak na przykład rośliny, które były w kolorze kruczych skrzydeł. Nie była nawet w stanie logicznie skojarzyć, co tak naprawdę się wydarzyło. Poczuła jedno „bum" i obudziła się w takim lokalu. Czuła się okropnie. Nie było tu tyle życia, ile ona preferowała jako dosyć energiczna i majestatyczna osoba. Mimo wszystko nie czuła smrodu, a wręcz cudny zapach kwiatów roznoszący się po całej przestrzeni. Nie czuła się źle. Nie miała nic związanego, co pozwalało jej pochodzić i rozejrzeć się, gdzie tak naprawdę może być.

W pewnym momencie rzuciła się sama z siebie na kanapę, kiedy to w drzwiach pojawił się mężczyzna ze stolikiem szpitalnym, który był osłonięty białym obrusem. Tylko ten kawałek materiału, wraz z luźną sukienką kobiety był kontrastem otaczającej przestrzeni, która w pewnym momencie zaczęła przerażać.

Gdyby nie oczy, kobieta nie miałaby pojęcia, że postać, która przed nią stała, była mężczyzną. Miała na sobie czarny dres z kapturem, wraz z bandaną związaną wokół głowy tak, by zasłaniała usta. Rozległa się cisza, a jedynym dźwiękiem było rytmiczne tykanie zegara. Ciężarnej w pewnym momencie wydawało się, że wskazówki poruszają się wraz z rytmem jej serca. Nie wiedziała co robić. Miała kompletną pustkę w głowie. Nie miała gdzie uciec. Wyjście było zagrodzone, a okna za wysoko, żeby wraz z dzieckiem w brzuchu próbowała wspinać się pod sufit.

Była zaskoczona, jak nieznana jej osób podeszła do niej bardzo blisko przykładając rękę, lekko nad kroczę. W pewnym momencie zaczęła ją głaskać i szukać miejsca, w którym mógłby wyczuć ruchy dziecka.

- Który to już tydzień? - W momencie, kiedy przez cały czas panowała grobowa cisza, nawet cichy szept wydawał się, jakby ktoś krzyczał.

- Trzydziesty dziewiąty. - Odpowiedziała nieśmiało kobieta. - Mógłbyś mi powiedzieć, co tak naprawdę tu robię?

- Gdybym powiedział, nie byłoby zabawy. - W tamtym momencie rozległ się demoniczny śmiech, który w akompaniamencie czarnego wystroju wnętrza napawał o gęsią skórkę.

Kobieta nawet nie zdawała sobie sprawy z tego, co mogło jej grozić. Siedziała, drżąc na kanapie, ze strachem wypisanym na twarzy. Jednak sam fakt, że jej porywacz nie skrępował jej kończyn, napawał nadzieją, że nie ma wobec niej żadnych złych zamiarów. Przynajmniej taką miała nadzieję. Jakby nie patrzeć, na świecie mimo tylu krzywd, które spotykają człowieka dookoła, dalej ślepo mamy nadzieję, że wszystko będzie dobrze i tak jak powinno być. Niedoczekanie. Zazwyczaj rzeczywistość uderza w najmniej oczekiwanym momencie. Dla kobiety taki momentem było zdjęcie obrusu ze stolika, na którym znajdowały się narzędzia chirurgiczne. Już wtedy powoli zaczynała domyślać się, co dokładnie się szykuje.

- Rozbierz się do naga.

- Proszę, zrobię wszystko, co zechcesz, tylko nie krzywdź mnie! Mam całe życie przed sobą! Dziecko w drodze, pozwól mi dać kolejne życie komuś innemu!

- Powiedziałem, do naga!

Kobieta, ściągając sukienkę, zaczęła płakać. Nie chciała tego robić za wszelką cenę. Jednak jeśli to mogłoby uratować ją i jej dziecko, to zrobi wszystko, co jej każą. Była świadoma tego, że za chwilę może być jej koniec, a ona sama może niedługo zacząć wąchać kwiaty, tylko że od spodu. Zrzucając z siebie bieliznę przez kobietę przeszła fala zimnych dreszczy i znowu zaczęła płakać.

- Połóż się, tak abym miał dostęp do każdego milimetra twojego ciała.

- Dobrze... - Tak też zrobiła. Położyła się tak, aby nic obok niej nie przeszkadzało jej oprawcy.

Mężczyzna kazał także kobiecie zamknąć oczy i pod żadnym pozorem ich nie otwierać. Wiedział, że gdyby widziała, co zamierza zrobić, wpadłaby w panikę i zaczęłaby się wierzgać wcześniej, niż to wszystko było konieczne. Sięgnął jednym ruchem dłoni po skalpel, który czekał przygotowany na blaszy. Podnosząc go, po całym pomieszczeniu rozszedł się brzęczący dźwięk metalu. Kiedy spojrzał na ciężarną, widział, jak przełyka ślinę tak, jakby była już świadoma tego, co się stanie. Nagle jednym ruchem dokonał cięcia powłok brzusznych i macicy tak, aby wydostać dziecko na świat. Amatorskie cesarskie cięcie bez znieczulenia od razu poczuła jego „pacjentka", która zaczęła krzyczeć najgłośniej jak tylko była w stanie.

Mężczyzna nic nie robił sobie z krzyków kobiety. Kiedy włożył ręce do środka, aby wyciągnąć dziecko, czuł, jak kobieta zaczyna zagryzać wargi do krwi z bólu. Kiedy jednak po odcięciu pępowiny miał już jej synka na rękach widział, jak na jej twarzy pojawił się uśmiech mimo łez bólu. Mężczyzna widział, jak wyciąga ręce, aby przytulić do siebie dziecko, jednak on odsunął się na drugi koniec pomieszczenia.

Położył noworodka na środku podłogi tak, aby matka widział wszystko dokładnie, co miało się za chwilę wydarzyć. Nawet jeżeli piekło jest odległe od ziemi, to momentalnie żar szatana niemalże wypełnił cały lokal. Mężczyzna chciał sprawić jak największy ból matce. Specjalnie ustawił się tam, aby dokładnie widziała wszystko, co za chwilę się stanie. Od razu po kobiecie dało się poznać, że widok, jaki miała przed oczami, zmroził jej krew w żyłach. Próbowała doczołgać się, aby powstrzymać dalsze tortury, lecz na marne. Miała w sobie zbyt mało sił, żeby wykonać jakikolwiek ruch, zwłaszcza że miała rozcięty krwawiący brzuch.

Nie było już płaczu dziecka, natomiast matka mimo gigantycznego bólu i osłabienia krzyczała, i nawoływała o pomoc. Bez skutku. Nikt nic nie słyszał. Kiedy nastał kres całej mordędze, mężczyzna zostawił matkę już nieżywego dziecka z jego konczynami w każdym z kątów pokoju, a ją z rozciętym brzuchem, wychodząc i zamykając drzwi na klucz.

Manekiny |ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz