Rozdział 4

485 54 10
                                    


Dzień 4, godzina 18:30 czasu pokładowego

Wczorajszy dzień minął w niezbyt ciekawej atmosferze. Cała załoga była poruszona tragiczną śmiercią Janette. Zorganizowano pogrzeb na jaki pozwalały panujące na statku warunki. Po krótkiej ceremonii ciało zostało umieszczone w śluzie, a następnie pozwolono mu podążyć w bezkresny kosmos... Czasu na opłakiwanie zmarłej nie było zbyt wiele i wszyscy szybko powrócili do wykonywania zleconych im zajęć. Praca pozwalała zaprzątać umysł czym innym... Walters wraz z resztą techników dość sprawnie wypompował wodę i naprawił elektrykę w sekcji komunikacji, jednak komunikacja wewnątrz okrętu wciąż była mocno ograniczona, a o połączeniach dalekiego zasięgu mogli zapomnieć. Następnego dnia nie działo się zbytnio nic ciekawego, wszyscy w milczeniu wykonywali swoją pracę. Dopiero „wieczorem", który był umowny tak samo jak reszta pór dnia na statku, cała załoga zebrała się razem w „świetlicy". Wszyscy zasiedli dookoła stolika i zaczęli gaworzyć na przeróżne tematy. Ktoś przyniósł karty do gry w Uno, ktoś zaczął grać na gitarze... atmosfera wyraźnie się rozluźniła.

-Patrz teraz- powiedział z wyraźną satysfakcją Ted Lyons kładąc na stole kartę +4- Uno.

-Mhm, już to widzę. – odparła spokojnie Alice dokładając +2 – jeszcze zobaczymy.
-Nie ma czego, wygrałem... – odpowiedział jej Ted szczerząc zęby, ale po chwili zauważył, że osoba obok niego kładzie kartę na stół. Z przerażeniem stwierdził, że musi teraz dobrać 16 kart.- Kurwa.
-Uno, tak? – cała załoga wybuchła gromkim śmiechem patrząc na dobierającego karty Teda.

-Jeszcze się policzymy... - odburknął urażony technik wpatrując się w swoje karty.

Kiedy piątka załogantów grała sobie w karty pozostała trójka w postaci Edwardsa, Daviesa oraz doktor Anderson trzymała się nieco na uboczu słuchając grającego na gitarze Daviesa.

-Almost Haven, West Virginia... – przyśpiewywał Samuel, a po świetlicy rozchodziły się odgłosy gitary - Blue Ridge Mountains, Shenandoah River...

-Jak wrócimy na Ziemię dasz się zaprosić na obiad?- zagadał Edwards do Sapphire.

-Life is old there, older than the trees... – kontynuował Davies- Younger than the mountains, growin' like a breeze...

-W sumie... czemu nie. Dawno z nikim się zbytnio nie spotykałam – odpowiedziała mu doktor Anderson odchylając głowę do tyłu i wsłuchując się w muzykę – Samuel, nie wiedziałam, że umiesz tak grać na gitarze.

- Country roads, take me home... - gitarzysta tylko uśmiechnął się na chwilę.

- To the place I belong... - teraz śpiewała już cała załoga - West Virginia, mountain mama, Take me home, count...

W momencie, kiedy kończyli refren, a Alice triumfalnie kładła ostatnią kartę na stoliku odezwał się dźwięk syreny alarmowej, który momentalnie poderwał wszystkich na nogi.

-Alarm, alarm... stopienie rdzenia reaktora za 70 sekund... powtarzam, stopienie rdzenia reaktora za 65 sekund...- odezwał się przez głośniki kobiecy głos – stopienie rdzenia za 60 sekund...

-Ruchy, RUCHY! – wydarł się na cały głos Edwards ruszając w kierunku wyjścia – Walters, tempo!

-Szybko! Musimy jak najszybciej dotrzeć do pomieszczenia kontrolnego! Lyons, za mną! Peterson, sprawdź resztę systemów.- Matthew wydał polecenia swoim podwładnym, po czym opuścił świetlicę.

Po kilkunastu sekundach główny technik dosłownie wleciał do pomieszczenia kontrolnego reaktora, a tuż za nim wbiegł Ted Lyons. Matthew natychmiast przypadł do konsoli i zaczął wpisywać szeregi komend. Systemy okrętu nieubłaganie odliczały kolejne sekundy do stopienia rdzenia...

Among UsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz