Rozdział 6

453 54 15
                                    


Okręt kosmiczny „Eagle-5", dzień 7 misji

Po pozbyciu się ze statku rzekomego sabotażysty i mordercy atmosfera zdawała się lekko poprawić, chociaż nie wszystkich podniosło to na duchu. Wszystkie wydarzenia z ostatnich dni mocno przytłoczyły pozostałą część załogi. Byli ponurzy, ociężali, zmęczeni. Wszystkie próby polepszenia nastrojów kończyły się fiaskiem. Jednak wszyscy wytrwale pracowali dalej aby pomimo połowy stanu załogi udało się wykonać misję. Do orbity Marsa dotrą już za 3 dni, a stamtąd prosta droga do bazy na powierzchni czerwonej planety. Większość prac do wykonania na statku została już zrobiona, teraz jedynie zajmowano się drobniejszymi usterkami, dlatego mieli teraz dużo wolnego czasu. Mimo to nawet jak nie mieli w danym czasie zleconych żadnych prac to i tak próbowali robić cokolwiek, aby tylko zająć czymś mięśnie i umysł. Tak właśnie postępowała Alice Ross obchodząc statek w jedną i w drugą... szukała, czy gdzieś nie ma problemów z systemem, z elektroniką... Właśnie przechodziła obok jednej z ładowni okrętu, kiedy usłyszała dobiegające z niej dźwięki. Wprawdzie usłyszała je po chwili, bo pogrążona była w rozmyślaniach na temat wydarzeń, które nastąpiły po ich wylocie z „Wrót Niebios"... śmierć Janette, Teda, Samuela i wyrzucenie Petersona za burtę... rozpaczała po każdej z tych osób chociaż wiedziała, że Cedric prawdopodobnie był odpowiedzialny za śmierć pozostałej trójki... ale pełnej pewności nikt nie miał. Być może wyrzucili niewinnego człowieka, na którego czekała żona, córka... albo mieli rację i pozbyli się istniejącego zagrożenia. Jednak nie Cedric, nie Janette, nie Samuel sprawili, że czuła się tak, jak się czuła. Z Tedem znali się od dobrych kilku lat pracy dla NASA, doskonale się rozumieli i darzyli głębokim uczuciem. Dokładnie miesiąc temu się jej oświadczył, na palcu wciąż miała pierścionek... a teraz jego ciało dryfuje sobie przez przestrzeń kosmiczną... strumień łez spłynął po jej policzku, odezwał się ból wspomnień i właśnie wtedy usłyszała to... grodzia były otwarte, co ją trochę zdziwiło, bo obecnie nie powinno być tu nikogo. Przemogła się i trochę niepewnym krokiem weszła do środka ładowni. Nie było to bardzo imponujące pomieszczenie, ponieważ to była jedna z „pobocznych" przestrzeni magazynowych na okręcie, chociaż mimo bycia mniejszą mieściła w sobie dość dużo. Rzędy skrzyń, pudeł, regałów... chodziła między jednym, a drugim idąc w kierunku źródła owego dźwięku. Po chwili kluczenia między różnymi przewożonymi rzeczami zatrzymała się za jedną ze skrzyń i wyjrzała za jej róg. Zauważyła tam kogoś w kombinezonie członka załogi, który majstrował coś przy wentylacji i ogólnie przy wewnętrznej ścianie statku...

„Chwila, czy to..." pomyślała Alice uważnie przyglądając się owemu komuś i stwierdzając, że to jest on... Nie, to nie może być prawda. Nie może! Zamierzała się odwrócić i opuścić ładownię, ale zahaczyła barkiem o coś, co leżało na skrzyni. Okazało się to być kluczem francuskim, który spadł na ziemię wywołując przy tym ogromny hałas. Pospiesznie wychyliła się zza skrzyni będąc gotową natychmiast stamtąd uciec, ale najpierw chciała sprawdzić reakcję tamtej osoby, tylko... nie było jej tam, gdzie była przed chwilą. Mając bardzo złe przeczucie poderwała się do biegu w kierunku wyjścia, ale nie patrząc przed siebie wpadła na niego... siła uderzenia zwaliła ich oboje z nóg, na szczęście szybciej do pozycji stojącej wróciła Alice, która zaczęła biec ile sił w nogach. Postać w kombinezonie natychmiast ruszyła za nią w pościg... Dla młodej kobiety rozpoczął się właśnie desperacki bieg w kierunku wyjścia... byle tylko się stąd wydostać, byle się stąd wydostać... kolejne sekundy mijały, Alice wiedziała, że jest gdzieś blisko... może być tuż za rogiem... już prawie, już blisko... W końcu ujrzała cel swojego biegu, zebrała się w sobie i przyspieszyła jeszcze bardziej rzucając się w kierunku grodzi... Jej marzenia o wydostaniu się z ładowni przerwał brutalnie cios kluczem francuskim, który trafił ją na wysokości mostka i odrzucił do tyłu. Wylądowała na podłodze kilka metrów dalej, a sam cios i upadek pozbawił ją tchu... jednak wciąż nie poddawała się. Zastrzyk adrenaliny, który właśnie podarował jej organizm sprawił, że prawie natychmiast poderwała się z ziemi i rzuciła w kierunku wyjścia uprzednio kopiąc napastnika w kolano. Musiał to poczuć, bo wypuścił z rąk ciężki klucz i łapiąc się za kolano, ale prawie od razu się otrząsnął i skoczył za uciekającą Alice. Kobieta była już przy schodach i myślała, że udało jej się uciec, jednak wtedy wpadł na nią jej prześladowca. Nie pociągnął do tyłu, i nie powalił na ziemię, ale pchnął ją do przodu sprawiając, że wpierw uderzyła głową w jakiś wystający element, a potem spadła ze schodów kilka metrów w dół, gdzie skończyła swoją ucieczkę... Tymczasem osoba, która ją goniła spojrzała w dół schodów na nieruchome ciało, po czym oddaliła się w swoim kierunku...

Nieprzytomną Alice znalazł jakiś czas później Matthew, który widząc ją leżącą na ziemi natychmiast zabrał ją do sekcji medycznej, uprzednio oceniając jej stan i odpowiednio zabezpieczając, aby zajęła się nią doktor Anderson. Tam Sapphire natychmiast zajęła się oględzinami i ewentualnym opatrywaniem ran czy innych uszczerbków na zdrowiu poszkodowanej. Niedługo po tym w sekcji medycznej obecna była cała pozostała przy życiu załoga.

-Co z nią? – milczenie przełamał Matthew – I co jej się stało?

-Wstrząs mózgu, złamana ręka, poobijana... - wzięła głębszy wdech – i uszkodzony rdzeń kręgowy... Żyje, ale o chodzeniu może zapomnieć. Obecnie jest w śpiączce.

-Jak do tego doszło? – Chester oparł się o blat stołu i podniósł wzrok na Sapphire.

-Z tego, co powiedział Matthew... spadła ze schodów.

-Ze schodów? Żartujecie sobie? – zapytał z niedowierzaniem w głosie Edwards – Niby jak?!

-Nie wiem... a co jeśli... - zaczęła doktor Anderson.

-Jeśli co? – spytał się Matthew.

-Jeśli to nie był Cedric... i ten ktoś dalej tu jest?

-Nie gadaj głupstw, Sapphire, nie powinniśmy się wtedy pomylić, możesz być spokojna.- odpowiedział ze spokojem w głosie Matthew.

Czwórka załogantów stała przy łóżku szpitalnym i obserwowała leżącą w śpiączce Alice... jedyny dźwięk wydawał sprzęt medyczny, wszyscy zdawali się być pogrążeni w myślach...

Among UsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz