17 lat później, orbita Marsa, okręt USSN „Invincible"
Na orbicie Czerwonej Planety stacjonował właśnie krążownik klasy Alaska. Musiało minąć wiele lat nim po eksplozjach w stoczni orbitalnej udało przywrócić się jej sprawność, ale ten czas nie poszedł na marne dając inżynierom i różnym projektantom okazję do rozwinięcia dotychczasowych konstrukcji statków kosmicznych i stworzenia całkowicie nowych. Właśnie taką nową konstrukcją był krążownik „Invincible" , jednostka średniej wielkości posiadająca niezłe uzbrojenie i dobrą prędkość. Chociaż z powstającym właśnie pancernikiem klasy Iowa nie mógł się równać... ale do jego ukończenia pozostawało jeszcze kilka lat. Tymczasem „Invincible" razem ze swoją załogą pod dowództwem kapitana Jamesa Frosta i z dwoma plutonami Marines dowodzonymi osobiście przez pułkownika Axtona Sharpa został wysłany na Marsa aby wyjaśnić sprawę lotu „Eagle-5" oraz sprawę utraty kontaktu z placówką na Marsie. Obecnie trwały przygotowania trzech promów desantowych, którymi żołnierze mieli udać się do placówki i tam pozyskać potrzebne informacje. Jednak kiedy Marines powoli pakowali się na pokłady promów stojący na mostku Sharp, Frost i część załogi mogli usłyszeć i dojrzeć na holograficznym wyświetlaczu mrożący krew w żyłach napis...
-Co się tam kurwa stało?! Wykonać skanowanie! Postawić na nogi wszystkie systemy analityczne! – krzyknął do załogi James Frost podchodząc do stołu, w którym zamontowany był owy wyświetlacz i zaczął wprowadzać różne komendy do konsoli.
-Kurwa... szlag by to, powiadomić moich ludzi, żeby się zbierali w ekspresowym tempie, wyruszamy tam natychmiast. – dodał od siebie pułkownik Axton.
-Nie sądzi pan, pułkowniku, że to trochę niebezpieczne?
-Sądzę. Ale też nie sądzę, aby miały następować kolejne takie... incydenty. Proszę mnie informować na bieżąco. – odpowiedział Amerykanin i opuścił mostek pospiesznym krokiem. Kapitan Frost wciąż wpatrywał się na widoczny na wyświetlaczu czerwony napis „wykryto eksplozję nuklearną"...
Baza wojskowa Camp Delta, Czerwona Planeta, 17 lat wcześniej...
Jak się okazało placówka na Marsie została przejęta przez ludzi tej... grupy? Frakcji? Stronnictwa? do którego należał także Chester Edwards. Przekonała się o tym boleśnie ocalała z katastrofy statku Alice Ross. Jak się szybko okazało nie była to też zwyczajna placówka wojskowa, która miała stanowić ośrodek służący dla przyszłej kolonizacji planety. Skrywała także pewien sekret, który jak się zdawało stanowił główny powód zbudowania jej w tym miejscu... odkryto tutaj jakiś kompleks badawczy, który według notatek, już nieżywych, naukowców datowany jest na starszy od naszej rasy. Jednak wszyscy poza Alice zdawali się doskonale orientować w tym, co tam znaleziono, co wzbudzało w niej jednocześnie niepokój jak i ciekawość. Jak okazało się uraz, którego kobieta doznała podczas lotu z Ziemi na Marsa nie był tak rozległy, a dzięki obecnej w kompleksie technologii udało się jej powrócić do zdrowia. Na jaw wyszła także kolejna „niespodzianka" – Ross urodziła. Nieco rozbawił ją widok pozostałych... wrogów? W sumie tak ich nazywała, bo w końcu to oni doprowadzili do serii morderstw i katastrofy promu... w każdym razie nieco rozbawił ją ich widok, kiedy próbowali odnaleźć się w roli położnych. Kolejne lata mijały, a ze względu na brak innych rozrywek często razem rozmawiali. Mała Nicole była wychowywana przez dosłownie wszystkich – razem 12 osób. Niestety po pewnym czasie pośród nich zaczął rozprzestrzeniać się jakiś nieznany wirus, który powodował śmierć jednej osoby po drugiej. Ostatecznie została tylko Nicole, która jakimś cudem była odporna na działanie wirusa, i leżący na łożu śmierci Charles, który dzielił się z dziewczyną wszystkimi informacjami – kim są, dlaczego to robią, co to za miejsce, jego historię... dziewczyna na początku nie mogła uwierzyć w to, co do niej mówił, ale stwierdziła, że musi to być prawdą. Ostatecznie na kilka dni przed swoją śmiercią wcisnął jej do ręki jakieś urządzenie.
-Khe,... khe... słuchaj u-uważnie... - wydyszał kaszląc w rękaw krwią – to detonator... khe.. tutaj odbezpieczasz i... tutaj wciskasz. Podł... podłożyliśmy ładunki wy... buchowe na reaktorze. Eksplozja zmiecie ten kompleks z powierzchni ziemi... nie mogą dostać tego w swoje ręce... pamiętaj...
Kolejne lata mijały, a Nicole żyła sama w już kompletnie opustoszałej bazie. Większość dni spędzała w centrum zarządzania całą bazą – kontrola lotów, monitorowanie ruchu na orbicie, podtrzymywanie życia, monitorowanie różnych systemów... słowem wszystko. Dlatego kiedy w końcu szesnastolatka ujrzała na radarze kropkę oznaczającą pojawienie się na orbicie jakiegoś obiektu wiedziała już co robić. Założyła kombinezon i wyszła przed bazę stając w bezpiecznej odległości od niej, po czym wzięła do ręki detonator. Wcisnęła jeden przycisk i lampka zajarzyła się czerwonym światełkiem. Potem drugi przycisk i na miejscu czerwieni pojawiła się zieleń by po chwili ziemia zaczęła się trząść z niebywałą siłą świadczącą o eksplozji gdzieś tam, pod ziemią...
Trzy promy desantowe ciężko osiadły na płycie lądowiska, a ich trapy opadły z sykiem na ziemię. Ze środka wysypał się pluton żołnierzy natychmiast zabezpieczających teren dookoła, na końcu ze środkowej maszyny wyszedł pułkownik w wyróżniającym się kombinezonie i spojrzał na stojącą naprzeciw nim szesnastolatkę w kombinezonie starego typu...
I tak oto kończy się historia załogi „Eagle-5". Mam nadzieję, że mimo pewnych niedoskonałości historia wam się podobała!
Mogę też powiedzieć, że „Among Us" może być dopiero początkiem... stay tuned!
CZYTASZ
Among Us
Science FictionMiała to być zwykła misja mająca za zadanie kontynuować ekspansję Stanów Zjednoczonych w kosmosie. Ośmioro astronautów, najlepsi spośród najlepszych. Nikt nie mógł przewidzieć tego, co stanie się w jej trakcie... nikt, oprócz jednej osoby... Czy zał...