Rozdział 1: Downtown Hotel

213 11 20
                                    


Błyskawica rozświetliła pokój na ułamek sekundy, jednocześnie przypominając mi po co tu byłam. Pozbywając się dowodów słabości, otarłam łzy z twarzy i wyciągnęłam z szafy swoją walizkę. Po raz pierwszy w życiu czułam jakby osuwał mi się grunt pod nogami. Jakbym wpadła do studni bez dna i z uwiązaną u nogi kulą armatnią nieustannie spadała w dół. Naprawdę chciałam dać upust emocjom. Wiedziałam jednak, że nie mogę sobie na to pozwolić. Jeszcze nie, a już na pewno nie tutaj.

Łzy nadal ciężko spływały mi po twarzy, raz po raz kapiąc na dekolt i brudząc materiał dotychczas jeszcze białej bluzki. W przerwach między gwałtownym pakowaniem ubrań, a ocieraniem słonych łez, dręczyły mnie w myślach przebłyski łamiącej serce sceny. Widoku kochanych mi osób splecionych w miłosnym uścisku. Gorących pocałunków i wręcz brutalnie zdzieranej z półnagich ciał odzieży. Sceny, w której miłość mojego życia przekreśliła naszą wspólną przyszłość dla chwili namiętności z kimś, kto do dzisiaj był mi siostrą.

Kolejny błysk i tępy dźwięk kropel deszczu uderzających o sypialniane okno przypominały burzę mającą miejsce w moim sercu. Sercu, które chociaż złamane, nadal biło jak na złość przedłużając moją wewnętrzną agonię. Dzisiejszej nocy odebrano mi wszystko, pozostawiając po sobie ślady łez i ból. Dlatego miałam zamiar zrobić dokładnie to samo, zabrać wszystko i zostawić po sobie jedynie ogłuszającą pustkę.

Spojrzałam na walizkę i przeklęłam się w myślach za bałagan jaki się w niej utworzył od niedbale wrzucanych ubrań. Zdawałam sobie sprawę, że nie zdołam zapakować wszystkich swoich rzeczy, ale było to i tak bez znaczenia. Napędzała mnie myśl, że za chwilę zniknę z tego przeklętego miejsca, a wraz z nim znikną wszystkie moje problemy. 

Zapięłam walizkę i po raz ostatni spojrzałam na miejsce, w którym spędziłam ostatnie dwa lata. Niekontrolowany szloch wydostał się spomiędzy moich warg. Przebywając tu widziałam sceny z najszczęśliwszych chwil w moim życiu, a biorąc pod uwagę dzisiejsze wydarzenia, było to niemal jak świadome samookaleczenie się.

Wyciągnęłam z kieszeni płaszcza telefon aby zadzwonić po taksówkę i przez przypadek trąciłam biodrem komodę, która niebezpiecznie się zachwiała na karbowanych nóżkach. Przez gwałtowny ruch ramka ze zdjęciem przedstawiającym mnie i Scotta na naszych pierwszych wspólnych wakacjach spadła na panele, a szkło rozsypało się na drobne kawałeczki. W tamtym momencie szklana mozaika zdobiła podłogę wokół moich nóg, tworząc sztukę z nieszczęścia jakie mnie ogarnęło.

Zanim przekroczyłam próg mieszkania, zdjęłam pierścionek z serdecznego palca i cisnęłam nim w głąb holu. Targana silnymi emocjami trzasnęłam drewnianą płytą, nie przejmując się zamykaniem drzwi na klucz. Siłowałam się z walizką przez kolejne dwa piętra, ponieważ budynek, w którym zmarnowałam ostatnie dwa lata nie posiadał nawet windy. Wcześniej wydawał się to idealny powód do żartów, bo nigdy nie docierało do mnie jakim sposobem w tak luksusowej dzielnicy jaką jest Midtown, stoi budynek, który swoją elewacją jak i samym wnętrzem utknął w dziewiętnastym wieku.

Otworzyłam drzwi na opustoszałą ulicę i dotarła do mnie realność sytuacji. Stałam na deszczu, z majątkiem swojego życia zapakowanym do czarnej walizki. Bez dachu nad głową, ani planu, który umożliwiłby mi świeży start. Mogłam wrócić do rodziców do Jackson w stanie Tennessee, ale to jakieś jedenaście godzin drogi samochodem. Nie miałam w Detroit nikogo oprócz Scotta i Vanessy. W pracy nie spoufalałam się z nikim na tyle, aby zadzwonić w czwartek przed północą, zalana łzami prosząc o azyl. Byłam zdana tylko na siebie.

Żółta karoseria taksówki mignęła mi przed oczami, zatrzymując się kilka metrów ode mnie. Miałam kilka sekund na podjęcie decyzji dokąd się udać. Wykluczyłam podróż samochodem do Jackson z oczywistych powodów, a ze względu na burzę loty do Memphis najprawdopodobniej zostaną przełożone, co oznaczało, że utknęłam w Detroit przynajmniej do czasu aż pogoda się uspokoi. Przeklinając swoje szczęście, chwyciłam za rączkę walizki i ruszyłam do pojazdu.

Écorché: The Chosen OneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz