-jeśli owy Hunter nie ma nic przeciwko to byłoby zajebiście.
-to super! -krzyknęła Chloe i zaklaskała na co uśmiechnelam się szeroko.
-o której jest impreza?
-o 8, ale żebysmy miały czas się odpindrzyć to przyjdź nie wiem około 5?
-jeśli to nie byłby problem.
- laska przestań tak mówić bo twoja obecność nigdy nie jest problemem, okej? Wręcz przeciwnie, zajebiscie jest pogadać z kimś kto jest normalny i nie klei się do mojego brata. -zachichotałam.- Ja wiem że jest przystojny i jest tym bardziej udanym dzieckiem jednak no kurwa, połowa szkoły na niego leci.
-naprawdę?
-mhmm, gra w piłkę więc jak wychodzi na boisko na jakimś meczu to wszystkie cheerleaderki piszczą, nawet te zajęte.
-o boże, to teraz już wiem ze nie będę chodziła na żadne mecze.- Chloe parsknęła śmiechem.
-apropos cheerleaderek, a przypadkiem nie tańczyłaś w Londynie?
-tak- westchnelam wracając do tych wszystkich wspomnień.-miałam mieć stypendium taneczne, studiować z Avą w Nowym Jorku. -kontynuowałam- Ale przepustką było bycie w najlepszym w całej grupie. Co roku nasza trenerka odsyła tam 10 osób z największym potencjałem. Ta szkoła to była moje kuzwa marzenie
-czyli przez przeprowadzkę nie będziesz już mogła tam studiować?
-uwierz mi, łatwiej wspiąć się na Mount San Antonio* w klapkach niż dostać się do tej szkoły bez przepustki. -powiedziałam wdychając.
-wierzę w ciebie Lily, mówię ci kiedyś dasz radę i wespniesz się w klapkach na Mount San Antonio. -zaśmiałam się a ona się uśmiechnela.- a teraz plis jedź ze mną do galerii pliss. Muszę kupić Hunterowi wódkę i kubeczki plastikowe do drinków i piwa, bo zapomniał ich kupić.
-super giga pomysł, i tak musze też mu coś kupić.
-ale ty nic nie musisz.
-ale, jednak idę na imprezę, a gospodarz jest solenizantem to tak trochę bez kultury.- mówiłam.
-jak tam uważasz Lily, i tak przecież ci żadnego problemu nie zrobi jak nie będziesz nic miała.
-a tam ja wolę się zabezpieczyć, żeby potem nie wpaść bo to źle świadczy o mnie. -Chloe poruszyła brwiami na co ja dopiero się ocknelam jak dwuznacznie to zabrzmiało.
-no to musimy jeszcze dokupić gumki. -powiedziała na co spaliłam buraka.
-ja pierdole-powiedzialam cała czerwona. Na co Chloe parsknęła.
-Dobra to ja pójdę się przebrać bo jest gorąco i spotykamy się za pół godziny?
-okej. -powiedziałam po czym jej pomachałam i poszłam do domu.
Westchnęłam widząc ogromny bałagan w kuchni. Nie zwróciłam na to uwagi kiedy wstałam. Ogarnęłam trochę ten makabryczny syf i poszłam się przebrać. Na dworze było 35 °C a ja miałam na sobie czarna bluzke z długim rękawem. Wyjęłam z szafy białą koszulkę na ramiączkach i założyłam czarną czapkę z daszkiem żebym nie dostała jakiegoś udaru słonecznego czy czegokolwiek. Upięłam włosy w luźny kok i wzięłam plecak i portfel.
Co prawda nie miałam pojęcia kim jest chłopak który ma urodziny, ale wypadało kupić dla niego cokolwiek. Nie jestem aż tak niewychowana.
Zadzwonilam do Avy, mówiąc jej o wszytkim na co ona powiedziała ze mam pozdrowić owego Huntera od niej i życzyć mu wszystkiego najlepszego. Wzięłam torebkę i poszłam do drzwi. Założyłam buty i dokładnie zamknęłam dom, po czym nastawiłam alarm. Wyszłam przed podjazd i pobiegłam do Chloe krzycząc do niej ze już jestem. Ta się uśmiechnela i powiedziała ze Noah nas zawiezie bo i tak musi jechać do centrum. Czekałysmy na ten cholerne auto jakieś 10 minut.
CZYTASZ
PEACE// N.S. (𝓯𝓪𝓷𝓯𝓲𝓬𝓽𝓲𝓸𝓷) ZAWIESZONE
Fanfiction-Jak ty kurwa mogłeś to zrobić?-wrzeszczałam na Noah coraz głośniej. On ją pocałował. Właśnie go straciłam. Ona wygrała.- dlaczego? wiedziałeś o tym wszystkim... - te wszystkie pocałunki, jebane noce i romantyczne chwile nic dla niego nie znaczyły...