Rozdział X - Znowu razem?

366 13 1
                                    

Łukasz opuścił salę szpitalną kilkanaście minut później. Z Kubą nie było źle. Został tylko jeszcze na noc na obserwację, a jutrzejszego dnia miał opuścić szpital. Byłam spokojniejsza. Wraz z bratem wróciliśmy do domu. Całą noc spędziłam na pisaniu z Kubańczykiem. Nie mogłam go znowu stracić. Nie chciałam tego. Czułam, że naprawdę mi na nim zależy i nigdy nie kochałam kogoś tak bardzo jak jego. To było wyjątkowe uczucie. Jasne, odsunęliśmy się od siebie, ale to była idealna okazja, aby to wszystko naprawić, jednak nie wiedziałam jak się do tego zabrać. Następnego ranka dostałam od chłopaka wiadomość, z prośbą o przyjechanie do szpitala. Zmartwiło mnie to, przez co od razu wsiadłam w samochód. Może mu się pogorszyło, albo karzą mu zostać dłużej? W głowie pisały się najgorsze scenariusze. Odetchnęłam dopiero po dotarciu na miejsce, gdzie na parkingu czekał na mnie blondyn.

- Kuba! - Od razu do niego podbiegłam, wyrywając mu jego plecak. - Masz skręconą kostkę. Dlaczego wyszedłeś? Przyszłabym po ciebie - kontynuowałam swoje wywody, wrzucając torbę rapera na tylne siedzenie. - Zapnij się bo zmarzniesz - podeszłam do niego po chwili, aby dopiąć zamek jego kurtki, zakładając mu następnie kaptur.

- Ja też się cieszę, że cię widzę - zaśmiał się, z moją pomocą wsiadając do samochodu.

- Sam się wypisałeś? - Zapytałam, zajmując miejsce kierowcy.

- Dobrze się czuję - uprzedził moje dalsze pytania. - Może to nieodpowiednia sytuacja, ale pomyślałem, że może zaczniemy od nowa...?

- Oczywiście - zgodziłam się niemalże od razu. - Jedziemy do mnie, czy zawieźć cię do twojego mieszkania w Stargardzie?

- Jeśli miałabyś ochotę jechać do mnie...

- Dobra - przerwałam mu, na co szeroko się do mnie uśmiechnął. - Pod warunkiem, że wszystko sobie wyjaśnimy. Bez kłamstw.

- Obiecuję - przysięgał. - Wracając... Jak dla mnie możesz zostać nawet na noc.

- Jak pożyczysz mi koszulkę - zażądałam.

- Zgodzę się na wszystko, aby spędzić z tobą tylko trochę czasu ‐ bezwstydnie do mnie zarywał.

Do Stargardu jechaliśmy już od dobrej godziny, stojąc w korku, który ciągnął się kilkaset metrów.

- Skoro tak tu sobie siedzimy... - Zaczął. - Co powiesz, żeby pośpiewać?

- Mam z tobą śpiewać? - Parsknęłam. - Dopiero wyszedłeś ze szpitala po wypadku samochodowym. Dobrze się czujesz?

- Sama mówiłaś, że miałem wiele szczęścia - wspomniał. - Poza kilkoma zadrapaniami i skręconą kostką nic mi nie jest.

- A to co? - Wskazałam na bandaż na prawej ręce, którego wcześniej nie zauważyłam.

- Coś z nadgarstkiem - wzruszył ramionami. - Nie rozmawiajmy już o tym... To jak? Zaśpiewasz ze mną High Love?

- Nie chcę psuć atmosfery, ale za nim znowu zaczniemy ze sobą kręcić, mógłbyś wyjaśnić mi co działo się podczas naszego rozstania - zasugerowałam. - Naprawdę bardzo cię lubię. Jesteś dla mnie okropnie ważny, ale ja po prostu muszę to wiedzieć.

- Oczywiście - odwrócił ode mnie swój wzrok. - Masz do tego pełne prawo. Nie będę kłamał. Chyba szukałem pocieszenia u niewłaściwej osoby.

- Czyli wy...

- Skąd - zaprzeczył niemalże od razu. - Nic pomiędzy nami nie zaszło. Niki... Daj mi jeszcze jedną szansę. Wiem, jestem idiotą, że pozwoliłem ci odejść, ale musisz mi uwierzyć, że cholernie mi na tobie zależy. Chcę mieć pewność, że nie staram się na daremno.

- Jeśli by mi nie zależało, czy przyjechałabym do szpitala? - Spojrzałam na niego kątem oka. - Odebrałabym cię dzisiaj? Zgodziłabym się, aby u ciebie nocować?

- Dziękuję - uśmiechnął się do mnie szeroko.

- Dobijasz mnie czasem - przyciszyłam nieco radio. - Włącz już tę piosenkę - uległam.

- Też cię kocham złotko - szczerze zadwolony włożył płytę do odtwarzacza.

- Nie tak szybko kolego - pogroziłam mu palcem, niczym trzyletniemu dziecku.

Zaczęło się. Już po chwili oboje śpiewaliśmy utwór chłopaka, począwszy od ustalonego "High Love," kończąc na ostatnim kawałku z jego nowej płyty. Za nim się zorientowaliśmy, już byliśmy pod domem rapera.

- Zaczekaj - wybiegłam z pojazdu, aby pomóc mu wysiąść, biorąc go pod ramię. - Powoli.

- Nie musisz mnie niańczyć - podparł się o mnie.

- Mam pozwolić, żebyś zaliczył glebę? - Zamknęłam auto, prowadząc blondyna w stronę klatki schodowej. - Dawno mnie tu nie było. Masz windę, prawda? - Zmieniłam temat.

- Na szczęście mam - potwierdził. - Kiedy będziemy już na miejscu, zrobię nam coś do jedzenia. Poprosiłem moją mamę, żeby zrobiła nam małe zakupy. Lodówka jest pełna.

- Chyba oszalałeś - wybrałam piętro, na którym mieszkał Kubańczyk. - Zapomniałeś już, że jesteś ranny?

- Nie przesadzaj - zaśmiał się, patrząc mi głęboko w oczy. - Ten jeden raz ci odpuszczę.

- Zatem ja przygotuję obiad, a ty poleżysz sobie na kanapie, jasne? - Zadecydowałam.

Chwilę później byliśmy już w jego mieszkaniu.
Po tym jak zjedliśmy wspólnie przyrządzony przeze mnie posiłek, oboje zasiedliśmy w salonie.

- Powiesz mi co robiłeś w Warszawie? - Spytałam, na co ten westchnął ciężko.

- Myślałem, że już to sobie wyjaśniliśmy - odparł, a kiedy nic mu nie odpowiedziałam, postanowił kontynuować. - Dużo przebywałem z Olą, w międzyczasie tworząc nowe piosenki na moją płytę.

- Spałeś u niej? - Dopytywałam.

- Na kanapie - spuścił głowę w dół.

- Wszystko jasne... - Wymamrotałam pod nosem.

- Niki, o co ci teraz chodzi, co? - Spoważniał. - Powiedziałem ci już. Do niczego nie doszło!

- Nie krzycz na mnie! - Wybuchłam.

- To mi w końcu uwierz! - Zerwał się na równe nogi.

- Jesteś ranny - uspokoiłam się momentalnie, widząc grymas na twarzy chłopaka. - Usiądź...

- Nic mi nie jest - zaczął ciężej oddychać. - Tym razem nie tylko ja zawiniłem. Zdradziłem cię?

- Dobrze, Kuba usiądź - zmartwiłam się stanem blondyna.

- Skręcona kostka to jeszcze nie koniec świata - drążył. - Dam sobie...

- Kuba! - Chwyciłam go pod ramię w ostatniej chwili. - No już... Połóż się - pomogłam mu usadowić się na kanapie. - Pójdę po leki, które przepisał ci lekarz i wyciągnę z zamrażarki lód. Zaczekaj tu, błagam.

- Jestem cały... - Złapał moją rękę, kiedy miałam pobiec do kuchni.

- Jesteś pewien? - Przejęłam się. - Źle wyglądasz.

- Nie powinienem wstawać - przyznał. - Przepraszam. Poniosło mnie.

- Trochę za bardzo - przeczesałam palcami jego włosy. - Lepiej ci już? - Przyłożyłam rękę do czoła rapera.

- Kocham cię - wypalił nagle.

- Zadzwonię do doktora - wyciągnęłam z kieszeni telefon, wybierając numer do szczecińskiego szpitala.

- Niki, kocham cię - powtórzył, co niemało mnie zdziwiło. Sądząc po tym, że miał gorączkę pomyślałam, że gada pod nosem jakieś bzdury, a jednak się myliłam. - Mówiłem ci to tak wiele razy. Możesz mi nie wierzyć, ale zawsze było to szczere.

- Kuba...

- Proszę - spojrzał na mnie z nadzieją. - Daj mi ostatnią szansę. Nigdy więcej się to wszystko nie powtórzy, przysięgam. Jeśli skłamię, wyrzuć mnie ze swojego życia.

- Jakby to było takie łatwe - westchnęłam ciężko.

~°Na zawsze razem°~ KubańczykOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz