Bardzo dobrze pamiętam to wstrętne uczucie zmęczenia, kiedy trzeba było wstać wcześnie, by nie spóźnić się na głupie lekcje.
Tak bardzo tego nienawidziłem.
A jeszcze bardziej tej budy, do której nie wiem po co w ogóle miałem chodzić, skoro nic mi to nie miało pomóc w przyszłości.
Bo przecież byłem wielkim zerem i niczego nie potrafiłem osiągnąć.
Zawsze po szybkiej porannej rutynie wychodziłem jak najszybciej z mieszkania, by nie mieć żadnej styczności ze swoimi rodzicami, którzy jeszcze chwila i mieli się budzić do pracy.
Byłem świadomy tego, że mnie nie kochali. No bo kto by chciał syna, któremu nic się nie udawało i nie miał nawet pomysłu na życie?
A może tak naprawdę wystarczało trochę wsparcia i motywacji, a nie tylko ciągłe marudzenie?!
Z drugiej strony trochę jednak tą szkołę lubiłem. Mogłem na chwilę odciąć się od tych codziennych kłótni na temat mojego ślamazarstwa. To nie tak, że byłem głupi i nic nie umiałem. Po prostu kiedy ma się rodziców, którzy są bardzo wymagający można mieć problemy z psychiką.
Byłem przeciętnym uczniem, dlatego miałem różne oceny, ale nie było, aż tak źle. Oczywiście moi rodzice chcieli syna, który będzie bardzo inteligentny i mądry, który w przyszłości będzie mógł poprowadzić ich biznes.
Nie chciałem tego, może przez to przestałem się starać.
Z początku bardzo dobrze mi szła nauka, jednak po tym jak zaczęło się liceum i było nowe otoczenie jeszcze bardziej się w sobie zamknąłem niż wtedy kiedy rodzice na mnie naciskali.
Nowi nauczyciele, ludzie.
Nie umiałem do nikogo podejść, zagadać. Bałem się, że zostanę odrzucony i wyśmiany. Tak bardzo mnie to przerażało, że pierwszy miesiąc spędziłem sam. Po czasie jednak to się zmieniło, poznałem bardzo miłego chłopaka o imieniu Hoseok. Oczywiście to on do mnie podszedł i zagadał.
Nawet dobrze się dogadywaliśmy. Wtedy byłem bardziej pewny siebie. Zacząłem normalnie komunikować się ze swoją klasą. Jedynie nie zamieniłem żadnego słowa z chłopakiem, który jak sądzili inni był bardzo zadufany w sobie, gardził innymi i przyjaźnił się tylko ze starszymi z jednej klasy, którzy są na jego poziomie. Nie wziąłem tego wszystkiego na poważnie, uważając, że przesadzają. Z uśmiechem do niego podszedłem, kiedy reszcie na to opadły kopary.
"Cześć. Jestem Wen Junhui, ty to Xu Minghao, nie?"
Ten jedynie wtedy kiwnął głową lekko zmieszany. Sądzę, że był zdziwiony, że do niego podszedłem.
Po pewnym czasie, kiedy atmosfera między nami się nieco rozluźniła zaczęliśmy normalnie ze sobą rozmawiać, śmiejąc się co po chwilę.
Wszystko by było dobrze do samego końca, gdyby nie to, że Minghao nie zrozumiał mojego głupiego żarciku, kiedy zapytałem się go kim by chciał być w przyszłości. Odpowiedział, że policjantem, a ja zażartowałem, że bardziej by się nadawał na balet. Jego mina w tamtym momencie momentalnie się zmieniła, widać było, że wziął to na poważnie. Zaczął się wykłócać, że jak mogę tak mówić, na co ja tylko próbowałem go uspokoić, przepraszając za to ciągle.
Niestety był nieugięty.
Właśnie w ten sposób nasza relacja się popsuła. Bardzo mnie to bolało, ponieważ Hao wydawał się być bardzo sympatyczną osobą, ale cóż. Pozory mylą, nie?
CZYTASZ
ᴀʀʀᴇꜱᴛᴇᴅ ➴ 𝚓𝚞𝚗𝚑𝚊𝚘
Fanfiction(Jest to moja pierwsza książka, więc nie jest ona najlepsza. Ale mimo wszystko serdecznie zapraszam) ◀ 𝑰 𝒘𝒂𝒔 𝒚𝒐𝒖𝒏𝒈 𝒂𝒏𝒅 𝒊𝒎𝒎𝒂𝒕𝒖𝒓𝒆, 𝒃𝒖𝒕 𝑰'𝒎 𝒔𝒕𝒊𝒍𝒍 𝒖𝒏𝒔𝒖𝒓𝒆 𝒘𝒉𝒂𝒕 𝒊𝒕 𝒊𝒔 ▶ Hao nigdy nie przypuszczał, że jego życie...