Imposterka I

48 0 0
                                    

Na szczęście w windzie nie było kamer, więc mogła zdjąć maseczkę.

Za pomocą wilgotnego gazika ściągnęła z twarzy filtr refleksyjny zabezpieczający przed zrobieniem jej czytelnego zdjęcia.

Zdjęła blond perukę i z siatki rozwinęły się jej naturalne, kasztanowe włosy.

Znów była Anką, chociaż dziś przedstawiała się innym imieniem. Gdy wyszła z windy, zapukała do drzwi spod numeru 23. Na pytanie "kto tam?" odparła krótko:

- Blue.

Otworzyła jej kobieta w średnim wieku. Poddenerwowana.

- Telefon? - zapytała Blue.
- W szufladzie. Tak jak ustalałyśmy - odpowiedziała lokatorka.
- Jak długo masz nadzór?
- Od paru dni. Zostało jeszcze prawie dwa tygodnie, ale muszę dziś wyjść. Matka źle się czuje, wylądowała w szpitalu.

Blue zlustrowała klientkę w przejściu. Po krótkim namyśle zdecydowała.

- Pięćset i masz wolne do wieczora. Pasuje?
- Jasne, oczywiście.

Weszły do środka. Blue od razu zaczęła wypakowywać torbę i rozkładać przybory do makijażu. Klientce kazała usiąść naprzeciwko. Przyglądała się to jej, to swojemu odbiciu w powiększającym lusterku. W końcu wzięła do ręki odpowiednią tubkę, wylała część zawartości na płatki kosmetyczny i zaczęła oczyszczać sobie skórę twarzy.

W tle grał telewizor. Spiker mówił o kolejnych zgonach spowodowanych wirusem. O kolejnych zarażeniach. Liczby w setkach i tysiącach. Ciężarówki wywożące trumny z ciałami.

- Wierzy w to pani? - niespodziewanie zapytała Blue.
- No, wie pani... - zmieszała się klientka. - Moja matka się zaraziła. Była na tej manifestacji przeciwko ograniczeniom. Złapała wirusa. Leży teraz w szpitalu. Mi kazali zostać w domu, kwarantanna obserwacyjna dla bezpieczeństwa, ale matki stan się pogarsza. Dlatego muszę ją odwiedzić. Dlatego panią mi polecono i się odezwałam... A pani nie wierzy?
- Nie - odpowiedziała krótko Blue. - Wie pani, ja też byłam na tej manifestacji. Mi nic nie jest. Jestem pewna, że pani mamie też dolega co innego. Nie wirus. No bo proszę powiedzieć, widziała pani kiedyś na żywo te ciężarówki z ciałami? Bo ja nie. A maseczki? Minister bez maseczki chodzi i jakoś jemu można, tak? Zresztą, ta cała wirusościema wygląda jak podręcznik z opowiadań dystopijnych. Niewidzialny wróg. Ciągłe zagrożenie i poczucie strachu. Przegrywamy i mamy kolejne ofiary, ale jednak starania rządu są super i jesteśmy najlepsi na świecie. Super sprzeczność! No przyzna pani, że coś tu nie gra, prawda?
- Chyba... Nie wiem... - westchnęła klientka.

Do końca przygotowań już nie rozmawiały. Po kilkunastu minutach efekt prac Blue był zatrważający.

- Wygląda pani zupełnie jak ja! - podsumowała z podziwem klientka.

Odpowiednie podkreślenie kształtu twarzy.  Konturowanie. Trochę efektu glow i makijaż był niemal idealny. Blue wyglądała jak siostra bliźniaczka swojej klientki.

W pewnym momencie z szuflady dobiegł dźwięk telefonu oznajmiający potrzebę zalogowania się do aplikacji kontrolnej i przesłania zdjęcia.

- Dobrze - oznajmiła Blue. - Ja zrobię sobie to selfie za panią. Jeśli apka się nie zorientuje, że coś jest nie tak, to patrol policji z okna tym bardziej.

Apka się nie zorientowała i zatwierdziła selfie wykonane przez Blue, uznając ją za inna osobę. Test podmianki klientki na inną osobę został zdany.

- Może już pani iść, proszę tylko nałożyć trochę tego na twarz - powiedziała Blue do klientki.
- Co to?
- Filtr refleksyjny. Jeśli zrobią pani zdjęcie aparatem, pani twarz będzie świecić i będzie pani nie do poznania. Nie będzie też pani widoczna na kamerze, chociaż z tym lepiej uważać i nie kusić losu. I tak musi pani pozostać w maseczce.
- A właśnie, bo jestem od paru dni tylko w domu i... Nie mam maseczki.
- Ehh... Dobra, weźmie pani moją - odparła lekko poirytowana Blue wręczając klientce swoją maseczkę. Następnie zamknęła za nią drzwi.

Pozostało czekać na ten patrol, pomachać w oknie i pyk! Kolejne pięć stów w kieszeni.

Tymczasem klientka jadąc windą włożyła maseczkę Blue w woreczek strunowy i schowała do torebki. Wyjęła też własną maseczkę, a po wyjściu z bloku szybko wskoczyła do samochodu.

Po parunastu minutach była przed laboratorium policyjnym. Weszła do środka, przebrała się w kitel, wymieniła grzecznościowe przywitania z innymi pracownikami. Poleciła asystentowi zbadać maseczkę Blue i zidentyfikować materiał genetyczny oraz sprawdzić ja pod kątem obecności wirusa.

- Pani major, myśli pani, że to jedna z tych wywrotowców, co byli na manifestacji?
- Ja to wiem. Przyznała mi się. I jak? Jest wirus?
- Jest. Musi być bezobjawowa, że tak sobie po prostu chodzi po ulicy. Puściłem już do analizy jej ślad genetyczny, za 5-6 godzin będziemy wiedzieć jak się nazywa naprawdę.

Major Danuta Kąsny wróciła na korytarz i wyciągnęła telefon. Wybrała numer.

- Halo? Mama? - zaczęła rozmowę. - Jak się czujesz?... W porządku, przyjadę... Wiesz, złapałam kolejną zakałę z tej manifestacji, kto wie, może to właśnie od niej się zaraziłaś... Co?... Wiem, że tam było kilkaset osób, wiem... I naprawdę zamierzam złapać ich wszystkich.

Opowieści wirusoweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz