Część 13

1K 49 1
                                    


Tydzień później

William

Ostatnio Maya nie miała wiele czasu na spotkania. Znalazła dorywczą pracę, wyprowadza psy. Czasami z nią spaceruję po Central Parku. To jedyna okazja bym mógł ją zobaczyć. Biorę wszystko co mi daje. Ale dzisiaj jest niedziela i mam zamiar zaprosić ją na kolację w moim apartamencie.

Jestem w jej kamienicy, ale nie pod jej drzwiami. Jeszcze nie teraz. Mam do zrobienia mały przystanek. Patrzę na tabliczkę "Carl Stevenson". Zakładam swoje skórzane rękawiczki , pukam do drzwi i zakładam swoje ręce za plecami. Otwiera mi otyły, łysiejący oblech w średnim wieku.

-o co chodzi?- pyta i przygląda mi się

-jestem prawnikiem i przyszedłem w sprawie spadku

-jakiego spadku?- pyta zaskoczony

-czy możemy porozmawiać w środku, chodzi o całkiem sporą sumkę i lepiej nie mówić o tym na korytarzu prawda? Wie pan, ściany mają uszy a ludzie są ...chciwi- puszczam mu porozumiewaczo oczko jakbyśmy byli partnerami biznesowymi i widzę jak jego oczy , aż lśnią z zachwytu. Szybko zaprasza mnie do środka, chociaż nawet nie poprosił mnie o przedstawienia jakiegokolwiek dokumentu tożsamości. Baa, nawet nie zapytał jak się nazywam. Widocznie drogi i dobrze skrojony garnitur wystarczy, by człowiek zaufał obcemu. To największy życiowy błąd Carla. Wchodzę do środka, a Carl zaczyna krążyć po pokoju i mówi jakie to szczęście.

-a pana małżonka jest w domu?

-nie mam żony, po co mi taki problem - śmieje się ze swojego żartu. Nawet nie ma pojęcia, że posiadanie żony mogłoby teraz go uratować. Chociby na chwilę, bo i tak bym go dorwał w ten czy inny sposób.

-niech pan mówi co to za spadek- pociera chciwie dłonie i uśmiecham się do niego serdecznie

-najpierw będę musiał prosić pana o pokazanie mi dowodu osobistego. Muszę być pewny, że pan to pan...

-tak tak oczywiście- oblech odwraca się do mnie plecami i podchodzi do szafki, by szukać pewnie portfela. Cichutko podchodzę do niego i jednym szybkim ruchem, zakładam mu linkę na szyji. Zaczynam go mocno dusić i facet cały się rzuca. To stary niewysportowany mięczak, nie da mi rady. Szamoczę się z nim jeszcze chwilę i szepczę mu do ucha...

-nie trzeba było być obleśnym Carlem dupku- nie może nic powiedzieć, bo nie ma już dopływu tlenu, tylko charczy. Melodia dla moich uszu. Kiedy już czuję, że śmierć go zabiera, na końcu dodaję...

-to dla Mayi, spotkamy się w piekle...

Martwy Carl leży na podłodze i już nigdy nie będzie niepokoić mojej dziewczyny. Pozoruję włamanie. Bezszelestnie przewracam parę przedmiotów i wyjmuję rzeczy z jego szafek. Pod materacem znajduję jakieś tysiąc dolarów i chowam je do kieszenie. Po drodze zgarniam złoty zegarek i kieruję się do wyjścia. Najpierw przysuwam się do drzwi i nasłuchuję, czy ktoś czasem nie jest na korytarzu. Cisza, droga wolna. Wychodzę i ściągam rękawiczki. Wcześniej sparwdziłem czy są tu kamery, ale w takiej dziurze to byłoby wręcz śmieszne. Idę po schodach na piętro Mayi i pukam do jej drzwi.

-porywam cię- mówię gdy tylko ją widzę

-to karalne - żartuje i uśmiecham się jeszcze szerzej

-robiłem gorsze rzeczy w życiu- Maya śmieje się i wpuszcza mnie do środka

-to gdzie będę więziona?- podchodzę do niej, dotykam jej policzka i nachylam się do pocałunku. Zarzuca mi ręce na szyję i słodki buziak szybko przeradza się w namiętny. Jest tak smaczna, tak delikatna. Odsuwam się trochę i mówię...

-w moim apartamencie- kiedy to słyszy mam wrażenie, że trochę się spina.

-wiem, że ostatnio kiedy tam byłaś wszystko poszło źle...ale obiecuję, że tym razem będzie inaczej. Nie musimy nic robić , chcę zjeść z tobą kolację w moim domu...proszę mała- muskam jej usta i czuję , że zaczyna się uśmiechać.

-z przyjemnością zjem z tobą kolację William

-dziękuję za zaufanie Maya

Kill  Me Tonight - ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz