ŁUSKI CZY SKÓRA

170 9 0
                                    

Gdyby nie było to takie denerwujące i zbędne, Dean czułby się rozbawiony staraniami ojca odnośnie znalezienia mu narzeczonej.

Przez większość czasu król starannie rozważał, którą z niezamężnych dam "łagodnie pchnąć w jego stronę" - zawsze bacząc na to, by jej rodzina okazywała co najmniej szacunek i lojalność wobec korony - po to, by ograniczyć wybór Deana pośród wielu kandydatek, które uznał za idealne, jeśli chodziło tak o ich rodowód, jak i atrakcyjność fizyczną.

Zdarzały się też okazje, kiedy oczywistość tych prób bywała wręcz obraźliwa.

W tym przypadku: dwa tygodnie wcześniej minęło sześć miesięcy, od kiedy lord Daniel z rodu Rendall umarł wskutek komplikacji pochorobowych, zostawiając swą żonę, lady Lisę z rodu Braeden, bez męża; dwa tygodnie temu nastał też koniec tradycyjnego okresu żałoby, następującej po tego rodzaju nieszczęściach. Znaczyło to, że zgodnie z normami społecznymi ponownie uchodziła ona za godną szacunku i odpowiednią kandydatkę do małżeństwa, co, oczywiście, nie umknęło uwadze króla Winchestera.

John wiedział, że Dean i lady Braeden przed jej małżeństwem całkiem nieźle się dogadywali - prawdę mówiąc Dean uważał ją za jedyną szlachciankę w swoim wieku, z którą mógł rozmawiać cały dzień i nie czuć przy tym ochoty na ucieczkę - i miał najwyraźniej nadzieję, że zapraszając ją na jakiś czas w gościnę na zamek wzbudziłby między nimi jakąś iskrę.

John nie wiedział jednak, że pewien ogień zapłonął już raz w przeszłości, kiedy Dean i Lisa, na tyle młodzi, iż nie uchodzili jeszcze za dorosłych, spotkali się po raz pierwszy. Problem w tym, że ich ukryty romans, choć namiętny, okazał się dość krótkotrwały.

Szczerze mówiąc, cały ten epizod uświadomił księciu, że może kobiety nie pociągały go tak bardzo, jak to król wciąż mu wmawiał: choć uważał Lisę za śliczną i wspaniałą towarzyszkę, to na samą myśl o dotykaniu jej gdziekolwiek poniżej talii aż się skręcał. Potrzebował miesięcy, aby przezwyciężyć fazę zaprzeczenia, jaka nadeszła po tym objawieniu, i obecnie żywił stanowcze przekonanie, iż jego seksualność była równie prosta, co jego nogi.

Kiedy powiedział Lisie, iż nie czuł się zbyt dobrze na myśl o czymkolwiek w związku z nią, ta nie skomentowała, bez szemrania uszanowawszy jego wolę. Pomyślał sobie w owym czasie, że prawdopodobnie uznała, iż zwyczajnie nie chciał nawiązywać kontaktów intymnych z kimś, z kim nie był zaręczony, ale prawda była taka - i Lisa powiedziała mu o tym zaledwie dwanaście dni wcześniej - że podejrzewała go o inne preferencje, od kiedy zauważyła, że więcej niż raz przyglądał się mężczyznom w taki sam sposób, co ona.

Przez przypadek to małe wyznanie z jej strony stanowiło też powód, dla którego Dean od dwóch tygodni nie widział Casa: nie ośmielił się choćby krokiem postąpić poza mury zamku, kiedy Lisa była w pobliżu, skoro - co był teraz oczywiste - była lepsza od psa tropiącego, jeśli chodziło o wygrzebywanie jego kłamstw. Z powodu tego potknięcia w planach zmuszony był odkładać wyprawę tak długo, że zaczęły już wiać pierwsze zimne wiatry i teraz z całych sił usiłowały mu wywiać piegi z twarzy.

Jak zwykle zostawił konia w wiosce położonej nieco poniżej zbocza góry i teraz wspinał się jedyną ścieżką znaczącą tę okolicę tak wysoko, jak mógł. Wiedział, że ta część drogi do gniazda smoka wymagała, aby przecisnął się przez szparę pomiędzy dwoma skalistymi ścianami, ledwo wystarczającą, by przeszedł tamtędy dorosły mężczyzna, dlatego też - choć z żalem - zrezygnował z przyprowadzania Impali po pierwszej nieudanej próbie przepchnięcia jej tą samą trasą.

Ciasne przejście było, ogólnie mówiąc, bardziej denerwujące, niż kłopotliwe, ale prowadziło, jak to Dean lubił uważać, do jego osobistego tajnego wejścia: dopóki książę pierwszy raz nie wspomniał o jego istnieniu - a Cas zastanawiał się, czy zamknąć ścieżkę całkiem, ostatecznie zaś postanowił zostawić ją otwartą dla księcia i ustawił pułapki na potencjalnych nieproszonych gości - nawet smok był go nieświadom.

Książę i smokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz