KWESTIA INSTYNKTU

123 9 0
                                    

- Cas, przestań się gapić - skrzywił się Dean, marszcząc czoło, choć wzrokiem dalej skupiał się na zadaniu.

- Skąd wiesz, że się gapię? - odparł smok z odrobiną rozdrażnienia w głosie. - Nawet na mnie nie spojrzałeś.

- Cas - powiedział książę, podnosząc wzrok na wystarczająco długo, by unieść obie brwi, po czym ponownie skierował swoją uwagę na leżącą mu między udami butelkę oleju. - Gdybyś gapił się choć trochę mocniej, to już bym tkwił przyszpilony do ściany. Na pewno chcesz to zrobić? - zapytał po kilku chwilach zastanowienia i robiąc kolejną przerwę, by popatrzeć na tamtego zmartwionym wzrokiem. - Wiesz, że nie mam nic przeciwko temu, jak to zazwyczaj robimy, tak?

Klęczał między nogami Castiela, smok leżał oparty plecami o kilka wygodnych poduszek stanowiących jedyną ozdobę książęcego łóżka, i choć Dean był bardzo podekscytowany inicjatywą tamtego, to zaczynał też wątpić, czy w ogóle był to dobry pomysł.

Od czasu, kiedy Cas wspomniał, że chciał się zamienić i tym razem spróbować być na dole, zachowywał się z większą nerwowością i napięciem, niż Dean kiedykolwiek wcześniej widział. Normalnie smok bywał niewzruszony - prawdę mówiąc dziwny spokój, którym nieustannie emanował, był jedną z cech, które zdradzały go jako nieczłowieka, nawet, kiedy wyglądał jak człowiek - nawet, kiedy wszyscy inni traciliby rozum ze zmartwienia, ale nie można było źle zinterpretować jego ściągniętych i napiętych ramion ani tego, jak przygryzał sobie dolną wargę, kiedy myślał, że książę mu się nie przyglądał.

Dean całym sobą zaangażował się w próby oderwania jego myśli od nienazwanych niepokojów, bez pośpiechu badając całe ciało smoka dłońmi i ustami, jednocześnie szepcząc mu do ucha łagodne, uspokajające słowa, ale nie umknął mu fakt, że doprowadzenie go do nawet połowicznej erekcji zajęło znacznie więcej wysiłku, niż normalnie.

Teraz Castiel leżał rozwalony na łóżku, z nogami rozsuniętymi na tyle, by książę mógł poruszać się tak, jak musiał, ale ciało dalej miał tak spięte, że Dean wątpił, by zdołał wsunąć w niego choćby palec w sposób, który nie wywoływałby bólu.

- Wiem! - rzucił smok, robiąc sfrustrowaną minę, po czym odetchnął głęboko i przybrał bardziej spokojny ton. - Wiem, to nie... Chcę spróbować, przysięgam, że chcę.

W oczach Castiela, kiedy to mówił, nie było nawet śladu niepewności - prawdę mówiąc jego głos wypełniało przekonanie - ale ciało wciąż odmawiało dostosowania się do życzeń właściciela.

Dean musiał znaleźć rozwiązanie, inaczej w najbliższym czasie do niczego by nie doszło - a absolutnie odmawiał narzucania się tamtemu siłą w jakikolwiek sposób.

- No dobra - potaknął, oblizując się - zobaczmy, czy mógłbym po prostu... - na razie odłożył butelkę oleju na bok, skupiając się na tym, by złapać tamtego za biodra i przyciągnąć bliżej. Nie marnując czasu pochylił się, by wycałować pierś i brzuch smoka, aż wreszcie doszedł do jego fiuta: wciąż był ledwo twardy, napletek tylko częściowo odsłaniał główkę, ale narząd drgnął lekko, kiedy Dean zaczął wodzić ustami jego nasadę.

Do chwili obecnej książę zrobił to już wystarczająco wiele razy, by zdobyć rozległą wiedzę o tym, co smok lubił: wiedział, że główka była wrażliwa i że musiał zaczekać, by tamten był w pełni pobudzony, aby w ogóle się do niej zbliżyć; wiedział, że gdyby polizał jego spodnią stronę, zostawiając na całej długości mokrą ścieżkę, Casowi zacząłby rwać się oddech i zacząłby rzucać biodrami; wiedział też, że delikatne podskubywanie jąder sprawiało, że tamten się wiercił i wydawał te cudowne jęki, których Dean mógłby słuchać cały dzień.

Książę i smokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz