Król lemurów

17 3 0
                                    

Statek którym płynąłem zacumował do portu. Dwóch osiłków niosło mnie do samochodu terenowego, zacząłem krzyczeć żeby mnie wypuścili. Jedyne co usłyszałem to niezrozumiały bełkot i śmiech. Wpakowali mnie do auta i wywieźli w głąb dżungli. Nagle samochód się zatrzymał, a skrzynia w której się znajdowałem została wykopana z samochodu. Usłyszałem dźwięk otwierania kłódki. Wyskoczyłem ze skrzyni jak poparzony i zobaczyłem dwóch potężnych murzynów, jednego ze strzelbą wymierzoną we mnie. Drugiego siedzącego na ziemi zdziwionego że po takiej podróży miałem jeszcze siły szaleć. Ten ze strzelbą wydukał do mnie. - Ty tu zostać bo inaczej my strzelać. – Podniosłem ręce powoli do góry. Stojąc tak patrzyłem jak jedyna sensowna szansa na powrót do cywilizacji właśnie odjeżdża. Rozejrzałem się po okolicy, zobaczyłem dżunglę. No tak czego innego mogłem się spodziewać. Postanowiłem że nie ma co stać w miejscu i ruszyłem na poszukiwania miejsca gdzie mógłbym założyć obóz. Maszerowałem nucąc moje ulubione kawałki, cały czas miałem wrażenie że ktoś mnie obserwuje. Udało mi się dojść na małą polankę, nagle otoczyło mnie stado lemurów. Przyglądały mi się ciekawsko. Niektóre jakby próbowały nieudolnie naśladować moje nucenie, widząc to postanowiłem coś wypróbować. Zacząłem śpiewać mym pięknym głosem najwspanialsze pieśni wychwalające kapitalizm. Część lemurów zaczęła tańczyć a inne zaczęły mi przynosić leśne płody. Może by tu zostać i stworzyć piękne imperium lemurów oparte na kapitalizmie i podbić cały Madagaskar? Moje przemyślenia przerwał mi lemur wskakujący mi na głowę. - Zostaniesz moim pierwszym sekretarzem, nazwę cię Julian. Po pewnym czasie pełnym imprez i nauki kapitalizmu znikąd pojawił się Niemniej, byłem uratowany. Dzięki Niemniejowi udało mi się wrócić do cywilizacji a nawet do mojego kraju. Lecieliśmy prywatnym samolotem Oriany. Pięknych kobiet i koksu było pod dostatkiem jednak nie miałem na nie ochoty. Wiedziałem że dostanę srogi opierdol od najbardziej puchatej istotki na świecie. Najpierw musiałem jednak zdać raport w siedzibie, znów będę pośmiewiskiem. Dałem się podejść jak małe dziecko.Kiedy już dotarłem do kwatery głównej, rozpętało się prawdziwe piekło. Wybuchł ogromny pożar zajmujący od razu kilka pięter. Próbowałem pomóc wydostać się Gornowi który utknął za drzwiami, jednak on mówił że musi uratować pewien ważny dokument. Polecił mi wydostać się na zewnątrz i zadzwonić po straż. Wydostałem się I zadzwoniłem do straży, okazało się że wozy nie mogą wyjechać. Wtedy podszedł do mnie Niemniej pytając się mnie co się stało. Wyrecytowałem mu wszystko jak z nut, po czym ruszył gdzieś w nieznanym mi celu.Patrzyłem bezradnie jak płonie symbol sprawiedliwości miasta. Nagle w oknie zobaczyłem Gorna, był otoczony przez ogień. Nastąpił wybuch, Gorn wyleciał przez okno niczym kula ognia. Po jego upadku na ziemię zmroczyło mnie, wróciłem do siebie idąc do domu. Czułem dziwny niepokój, jakby to nie miał być koniec dzisiejszych atrakcji. Moje mieszkanie wydawało się dziwnie puste, z miejsca powinienem dostać opierdol od królika. Jednak po króliku nie było ani widu ani słychu. W całym mieszkaniu były pogaszone światła. Nagle poczułem silny coś w plecy który umieścił mnie na podłodze. Ktoś na mnie siadł i zaczął wiązać mi kończyny. Udało mi się odwrócić i zobaczyłem JĄ.- Co tu robisz? Powinnaś być w więzieniu.Uśmiechnęła się do mnie szeroko. - Znudziło mi się siedzenie w pustej celi, więc postanowiłam się trochę zabawić Związała mnie ciasno i włożyła knebel do ust. Znów porwany, tym razem nawet ze swojego mieszkania. Gdzie popełniłem w życiu błąd? Blondyna zbliżyła się do mnie z workiem. Kiedy zakładała mi go na głowę wyszeptała mi do ucha – Spokojnie, zostawiłam wiadomość że jesteś w dobrych rękach, nikt się nie będzie martwił ani Cię szukał. -

Kwejkowe przygodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz