„... ból nie
jest dziełem Boga,
lecz konsekwencją
ludzkiej wolności.”
Jaume Cabré
Biegła przed siebie nawet nie widząc celu. Bała się spojrzeć w oczy bratu, przyjaciołom. Całemu One Direction. Bo przez kogo dwoje najlepszych kumpli jest teraz zakłóconych? No właśnie, przez śliczną blondynkę z niebieskimi oczami. Zakryła twarz i dała upust emocjom.
Jej łzy leciały z oczu bardziej i szybciej niż padający deszcz z nieba. Mimo smutku i rozpaczy była szczęśliwa.
-Rose?
Poniosła wzrok i spojrzała w oczy, których teraz nienawidziła. Harry Styles z zespołu One Direction i jego zielone oczy. Piękne a zarazem znienawidzone i podłe. Otarła łzy i poprawiła się na ławce.
-Co się stało?
Usiadł obok niej, chciał objąć ją ramieniem, lecz ta szybko wstała.-Nie Harry! Rozumiesz? Nie! To wszystko moja wina. To ja jestem przyczyną waszych problemów w zespole. To nie jest możliwe, muszę zniknąć z waszego życia. Ty i ja? Nie! Ja i Zayn? Nie! Nie mogę być z nikim z was. Wasz zespół rozpiernicza się przeze mnie!
Patrzyła w niebo i myślała. Harry chciał coś powiedzieć, ale ta uciekła. Wbiegła do domu, później do swojego pokoju.
-Rose, to ty?
Czuła się okropnie. Bała się powiedzieć o wszystkim bratu. Bała się, że jeszcze bardziej zepsuła tę cała sytuacje. A co jeśli przez to wszystko brat ją znienawidzi? Tak samo jak rodzice i siostra. A co jeśli zostanie sama? Przecież po tym nie zechce jej nawet mysz kościelna. Może nie powinna była aż tak na niego nakrzyczeć. Nie powinna wygarnąć mu wszystkiego. Nie powinna.
-Rose?
Pukanie do drzwi wyrwało ją z zamyśleń. I co teraz? Powie mu: "Hey Liam właśnie wygarnęłam Harry'emu o moich uczuciach i miłości i wiem, że mnie teraz znienawidzisz!" ? Czy właśnie tego chciała? Nie, nie za bardzo. Nie chciała też jego współczucia.
-Liam zawiodłam. Ciebie, rodziców, Liv. Wszystkich. Nawet babcię i dziadka świętej pamięci. Jestem do niczego.
-Nie mów tak Rose. Nie zawiodłaś mnie, ani nikogo!
Liam wstał z łóżka niebieskookiej i wyszedł trzaskając drzwiami. I ? I została sama. Wiedziała, że brat ją kocha, lecz cały czas się bała. Że ją zostawi.
"Drogi pamiętniczku,
Jak zwykle cudowna Rose Bonnie Payne musiała wszystko rozsypać. To chyba mój jedyny talent. Czasami wydaje mi się, że nie potrafię nic innego oprócz rozczarowywania innych i siebie. Lecz w głębi serca nie chce taka być. Chcę być z nim, bo go kocham. A właśnie dziś zerwałam z nim każdy możliwy kontakt. Tylko po to, aby uratować jego karierę. Wiem, że będzie na mnie zły, lecz nie mogłam postąpić inaczej."
Rzuciła pamiętnikiem o ścianę a sama zasnęła nawet nie wiedząc kiedy.
NASTĘPNY DZIEŃ- RANO
Budząc się wiedziała, że została sama. Nie było brata, zespołu, rodziców. I Christian'a. Znów sama, znów. Bała się nawet wyjść z łóżka. Wiedziała, że zawiodła.
LIAM: Rose, to co mówiłaś wczoraj nie było prawdą. Nie zawiodłaś nikogo, zrobiłaś to co słuszne. Na twoim miejscu postąpił bym tak samo. Lecz jest coś nad czym musisz nadal myśleć. Zayn. Musisz myśleć czy go kochasz. Jeśli tak, nie czekaj na nic! Pozwól, aby mówiło twoje serce, a nie słowa.
Ten niby zwykły SMS brata wywołał u niej mnóstwo wspomnień.
'Rose jak zwykle po kłótni z siostrą siedziała na tarasie i ocierała łzy. Kochała ją, lecz jednocześnie jej nienawidziła. Miała dopiero siedemnaście lat a już była wyczerpana. W tym momencie żałowała rozstania z Zayn'em. Żałowała każdego słowa, które wypowiedziała tamtego dnia.
-Myślisz, że potrafię wybaczy twojej matce za nazwanie mnie suką! Zayn nie rozumiem cię. Jeśli mnie kochasz... Jedź już!
Nadal była na siebie zła. A teraz po ponad roku nie potrafi wybaczyć siostrze wszystkiego co robiła z jej Zayn'em.'
Ubrana w za duży top i dżinsy patrzyła na swój teraźniejszy taras. I nadal nie mogła uwierzyć.
YOU ARE READING
Jak smakuje powietrze?- z.m. ✔
FanfictionWreszcie zrozumiałem, co to znaczy ból. Ból to wcale nie znaczy dostać lanie, aż się mdleje. Ani nie znaczy rozciąć sobie stopę odłamkiem szkła tak, że lekarz musi ją zszywać. Ból zaczyna się dopiero wtedy, kiedy boli nas calutkie serce i zdaje się...