Niewiele jeszcze tych kamyków

44 6 0
                                    

Może to dziwne, a może właśnie nie, ale poznałem jego rodzinę.

Pewnego poranka, gdy biegłem w parku, przy oblodzonym stawie (wysiłkiem fizycznym chciałem zagłuszyć wewnętrzny ból), usłyszałem głośne śmiechy. Machinalnie odwróciłem głowę, człowiek robi to z przyzwyczajenia.
Jego poznałem natychmiast. Długi płaszcz, brązowe loki gładko spływające na kołnierz. Trzymał ręce w kieszeniach.
Obok niego szły dwie kobiety, obie trzymały go pod ramię.
Co dziwne, poczułem pewnego rodzaju sentyment i zachwyt, mimo iż nie widziałem jeszcze, kim dla niego były.

Nie chciałem im przeszkadzać, więc starałem się jak naszybciej oddalić, niezauważony. Pech lub szczęście, nie udało mi się to.
Zawołał moje imię tym swoim niskim głosem, zabarwiony chrypą, a okoliczne ptaki poderwały się do lotu.

Pomachałem ich powoli, a on przywołał mnie gestem ręki. Poszedłbym za nim wszędzie.

Gdy przed nimi stanąłem, zrozumiałem, że muszą być jego bliską rodziną. Patrzyły na mnie trzy pary identycznego spojrzenia.

Przedstawił mi swoją mamę i siostrę, a ja wewnętrznie krzyczałem z dumy, gdy nazwał
mnie swoim przyjacielem.

Rocks |larry|✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz